Krzysztof Maciejewski "Album" Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2013, str. 112

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 02 wrzesień 2013 Opublikowano: poniedziałek, 02 wrzesień 2013 Drukuj E-mail


Agnieszka Narloch

BEZDUSZNIE

Album Krzysztofa Maciejewskiego to zbiór dwudziestu czterech opowiadań z pogranicza grozy i fantastyki.        
Inicjuje go drastyczny tekst Biblioteka rąk. Jego protagonista, Zdzisław Gacek, ma psychopatyczne hobby – z pedantycznym zacięciem kolekcjonuje odjęte kobiece dłonie. Bezceremonialne są opisy wampirzycy Krasue z kikutem szyi i dłońmi zawieszonymi na sznurkach ścięgien, w którą w nocy przeobraża się Karina Sułek. Potem okazuje się, że diaboliczne życiorysy obojga są wynikiem wzajemnej i niespełnionej miłości. Wynaturzone uczucie pojawia się również w Walentynce, w której narrator prosi denatkę: „Zostań moją walentynką… Przytulam się do ciebie, całuję twe zielone usta, ale ty nie oddajesz pocałunku, jesteś też jakaś sztywna” (s. 77).

 W Głodnym sercu Lucjana dotyka klątwa porzuconej Agnieszki. O brutalnej miłości traktuje także opowiadanie Księżniczka na ziarnku grochu. Podczas gdy protagonista poszukuje w nim prawdziwej księżniczki za pomocą eksperymentu rodem z baśni Andersena, jego potencjalna kandydatka stwierdza refleksyjnie: „Pomyślałam, że mogę być jego fantazją, że skoro tak bardzo potrzebuje baśniowej otoczki, to chętnie przyjmę wyznaczoną mi rolę” (s. 66).
Pewien niesmak wzbudza Zombi marcowe, ponieważ autor prezentuje w nim szkaradny portret kobiet dotkniętych „[…] jakąś widoczną ułomnością […]” (s. 95). Jedna z nich tańczy w Dniu Kobiet z girlandami jelit, a inne, będące w znaczniejszym rozkładzie, nie potrafią „[…] wydobyć z siebie zrozumiałych komunikatów” (s. 95).
Bezdusznością poraża tekst o Dziewczynce z zapałkami, bo dziecko staje się w nim ofiarą pedofila. Z kolei w Nawiedzonym pokrzywdzonym jest ośmioletni chłopiec cierpiący na bezsenność po rozpadzie rodziny. Przy tym nęka go demon, którego we śnie pokonuje ojciec.
Ofiarą jest również głuchoniemy w Koncercie na milion łap. Istotny jest tutaj aspekt komunikacyjny, gdyż Joachim, znający osiem języków obcych, porozumiewa się z otoczeniem specyficzą techniką: „Taka konwersacja miała w sobie jakiś element magii – pozostając formą klasycznego dialogu, była jednocześnie czymś, co przypominało czytanie listów” (s. 62).

Choć groza i fantastyka dominuje w książce, jest ona także bogata w ciekawe spostrzeżenia na temat literatury w ogóle. W Niebieskim winie ma ona moc wyzwalającą. Kiedy Demon Snów zasypuje protagonistkę lawiną cytatów, ona odpiera je swoimi kontrcytatami: „Staliśmy na błękitnej równinie, a wrzący deszcz słów spadał na nas, smagał do krwi i ranił aż do kości…” (s. 36). O magii literatury traktuje także tytułowe opowiadanie Album, którego narrator zaczytuje się w kawiarni. Ponadto pisarz nawiązuje do aktu czytania w opowiadaniu Bibliomani, rozpoczynającego się mottem z Księgi Niewypowiedzianych Słów: „Czytanie jest obrzędem wspólnoty – i jak każdy akt miłosny stanowi dziwaczną mieszankę rzeczywistości i fantazji” (s. 84).

Zbiór znamionują egzystencjonalne przemyślenia, dochodzące do głosu między innymi w Pakcie z Pierrotem. To właśnie w nim pada słowo wyobrażenie: „Dorastanie kończy się w chwili, gdy uświadamiamy sobie, że nie umiemy odróżnić szczęścia od jego wyobrażenia” (s. 54). W przyciagającym uwagę tekście Bibliomani pojawia się znany kulturowo motyw maski, bo kiedy protagonista przerywa czytanie, „[…] czuj[e] się tak, jakbym zdejmował przebranie. A najtrudniejszy do wytrzymania ból wiąże się zawsze ze zdejmowaniem maski” (s. 85).

Maciejewski prezentuje nowatorskie pomysły w opowiadaniu Duch w skrzynce, którego narrator zamieszkuje czerwoną skrzynkę pocztową na Krakowskim Przedmieściu. Duch ten prowadzi monolog, zapytuje mężczyznę porzuconego przez kobietę i komentuje zaistniałą sytuację. Najzabawniejszym tekstem jest Wigilijny K, ponieważ młody chłopak w groteskowy sposób relacjonuje swoje przeżycia z minionych świąt. I tak dowiadujemy się, że jego matka nie nadążała z przygotowywaniem potraw, a ojciec zapomniał kupić choinkę. Co więcej chłopak zrozumiał, że ojciec zamierza go ubić, choć ten miał na myśli tego „[…] na ,K’, co to nigdy nie mogę sobie przypomnieć jego pełnej nazwy” (s. 46). W końcu skonstatował: „Ach, ja to dopiero mam łeb! Przypomniałem sobie – chodziło o tradycyjnego, wigilijnego klona w galarecie” (s. 47).
W Śmierdzącej inwazji zaskakuje humor i gra słów. W opowiadaniu jeden z członków grupy „[…] filozofów-amatorów, samozwańczych, wioskowych mędrców” (s. 88) wpada na innowacyjny pomysł walki z Dupostworami, które zaatakowały Ziemię: „Chodziło o uszczegółowienie elementów aktywnych – czyli w tym przypadku latających wibratorów – za pomocą konkretnych znaczników pasywnych, a więc odpowiednio dobranych obelg” (s. 93).

Na tle pozostałych utworów niezbyt zajmujący jest Haiku Orfeusza o próbie wskrzeszenia denatki. Stosunkowo bezbarwny jest Władca ze swoim zakończeniem, stawiającym sens opowiadania pod znakiem zapytania. Mało klarowny jest utwór Rdza i jedwab - o protagoniście wpatrującym się w żółty szkielet żony, leżący na jedwabnym prześcieradle. Zawoalowane jest także opowiadanie Jingle Bells, w którym narratorem jest święty Mikołaj alias „[…] byt konceptualny zrodzony w innym wymiarze” (s. 75). Jednak najbardziej nużące są Kocie kształty z kotami Bell od Drzewa, Arn od Miłości i Quill Bez Kształtu odkrywającymi tajniki sztuki nadawania Kształtów.

Podsumowując: K. Maciejewski wykazuje się dużym wyczuciem językowym i klarownością wypowiadanych myśli. Stałymi atrybutami zbioru są zapachy, upadłe anioły i niespokojny sen. Pisarz często sięga po grymas uśmiechu, jak w Koncercie na milion łap i Księżycowym stadzie. Posługuje się też umownymi kodami obyczajowymi (rodem z kultury masowej), z elementami komunikatów i aluzji wyższych (puszczanie oka do odbiorcy), a niejednokrotnie opiera swoje ciekawe spostrzeżenia na myśli egzystencjonalizmu. Słabą stroną Albumu, jak to widzę, jest natomiast usilna koncentracja pisarza na opatrywaniu opowiadań sugerowanymi przesłaniami. W większości przypadków wydaje się być niepotrzebne i wymuszone, jak choćby w Haiku Orfeusza, Niebieskim winie czy w Jingle Bells.
Mimo zgłoszonych zastrzeżeń Album to mocna - momentami budząca autentyczny niepokój - proza. Rozbudza zaciekawienie czytelnicze i rodzi oczekiwania na więcej. Bo przecież lubimy się bać. Bez względu na literackie konwencje.

Krzysztof Maciejewski "Album" Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2013, str. 112

Agnieszka Narloch