Cezary Sikorski "Pięćdziesiąt cztery sonety", Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2012, str. 120

Kategoria: port literacki Utworzono: czwartek, 01 listopad 2012 Opublikowano: czwartek, 01 listopad 2012 Drukuj E-mail


Anna Łozowska-Patynowska
 


FIZJONOMIA SŁOWA

Tytuł zbioru poetyckiego Cezarego Sikorskiego brzmi jak prorocza liczba. I w gruncie rzeczy nią jest. Pięćdziesiąt cztery sonety to samospełniająca się przepowiednia, wyrocznia, przed którą staje podmiot liryczny po to, aby dowiedzieć się prawdy o otaczającym go świecie. A w jaki sposób poeta dokonuje oglądu świata? Rzeczywistość sama odkrywa się powoli przed czytelnikiem, odsłania się stopniowo, uchyla swoje drzwi, zapraszając do swojego wnętrza. Zanim jednak do tego dochodzi, czytelnik musi przejść przez labirynt znaków, rozszyfrować je i oswoić.

Zbiór poezji Sikorskiego jest także klatką, w której ukryte zostały niedostępne na co dzień sensy. Świat ten pełen jest znaków, które odwołują dwuaspektowo do stworzonej rzeczywistości, jak mówi de Saussure, coś jest zatem „znaczone” a coś „znaczące”, coś odsłania się przed nami i jednocześnie coś znamionuje. Zbiór poezji jest urzeczywistnieniem tej tezy. Materia słowna stworzona przez Sikorskiego jest gęstą siatką znaczeń. Metafory przesycają całkowicie tkankę liryków, tworząc tym samym skondensowaną replikę rzeczywistości. Oto znajdujemy się w sferze syntetycznego niby-życia. Jesteśmy skazani na szukanie sensu pomiędzy „skrzekiem modlitw” a „nurtem rzeki z wapnia”. Właśnie to niezwykłe obrazowanie koresponduje z egzemplifikacjami malarskimi.
Obie dziedziny sztuk są w tomiku nierozerwalne. Na dodatek pełnią funkcję uwydatniania kuriozalności tej poezji. Ilustrują także procesy zachodzące we wnętrzu podmiotu lirycznego i jego stany emocjonalne. Niekiedy enigmatyczne i zadziwiające obrazy są także wprowadzeniem do innego, poetyckiego świata. Bo tylko poprzez widzenie „z zewnątrz” można dojrzeć  to, co jest w środku. 

Pięćdziesiąt cztery sonety są nietuzinkowe także w inny sposób. Jest to tomik niezwykle ufilozoficzniony, wręcz z filozofią idący pod rękę, filozofią przeniknięty na wskroś, by nie powiedzieć „filozofią opętany”. Chwilami wydaje się, że jest to podręcznik stworzony do dokładnego przestudiowania tej dziedziny. Miejscami inspiracje filozoficzne trudno zauważyć. Łatwiej doszukać się analogii z dziełami Brunona Schulza, Jana Sebastiana Bacha czy z poezją Tadeusza Nowaka, które, niewątpliwie, są tu obecne, niż wskazać na podbudowę filozoficzną, m.in. korespondencję z teorią św. Tomasza z Akwinu. Zbić z tropu może bowiem zestawianie ze sobą niewspółmiernych rzeczy, tworzenie poetyckich wizji bez jakichkolwiek przejawów stosowania skonwencjonalizowanego języka filozoficznego.  Takie połączenie sprawia, że interpretacja liryków może posunąć się w całkiem innym kierunku.

Po pierwsze, naturalnym kontekstem poezji Sikorskiego może się stać świat Schulza, a przede wszystkim wykorzystane przez niego obrazowanie. W wierszu „O karaluchach” tworzy artysta wizję swojego ojca-owada „ubranego” w chitynowy pancerz. Paraleli między Sklepami cynamonowymi a niektórymi wierszami Sikorskiego jest wiele. Po pierwsze „owadzia” budowa ojca artysty, figura Adeli sprzątającej „zwłoki” chitynowego pancerza (Gdy na szufelce/ Adela sprawia jego pogrzeb, somnambuliczna postać konstruowanej rzeczywistości (Może śniłem,/ jak ojciec wokół sensów kluczy) czy poruszanie się po urojonych przestrzeniach (wchodzę/ w bezsenne dziury). Świat ten, podobnie jak u Schulza, zdominowany jest przez dwie podstawowe barwy: biel i czerń. Na ich bazie artysta „układa” świat na nowo, oddziela światło od ciemności czerwienią „wciskaną w ciemność”. Oniryczna rzeczywistość, świat z pogranicza rzeczywistości i iluzji to podkład dla sytuacji, w której bierze udział podmiot liryczny.
Poeta tworzy więc równoległe światy, w których egzystuje jego podmiot liryczny. Zapomniany dialog/ słów samych ze sobą okazuje się kryterium wyboru egzystencji. To słowa, których już nie ma bądź zostały zatracone współtworzą dziewiczy wariant bytu.
A jak wygląda początek stworzenia według Sikorskiego? Dość nietypowo, bo na początku nie ma ciemności, tylko milczenie, potem dopiero pojawia się oślepiające światło z pustej części ciszy. Świat zaczyna samoistnie żyć. „Puls hydrologii”, „golgota bakterii” dają początek nowej formie istnienia.

Po drugie, specyficzna jest także budowa tomiku. Rozdział „Ante rem” stanowi nić przewodnią całego zbioru. Ustawia on w odpowiednim świetle pozostałe rozdziały. Kolejne rozważania poety czyta się przez pryzmat wstępnego założenia, pewnego typu wzorca. Rozdział „Post rem” mówi już o abstrakcji, o wytworach naszego umysłu. A jak ma się do tego język? Podmiot liryczny wiersza o incipicie Jestem mordercą pospolitym porządkuje otaczający go chaos: Sortuję więc upadłe myśli (…), obracam frazy lub nóż chwytam, by zmienić zakres i szyk pojęć. Poeta jest przede wszystkim kreatorem znaczeń i tworzycielem wirtualnych rzeczy. Na czym polega jednak cykl odbywanych przez niego morderstw? Zabójca planuje morderstwo doskonałe i je niezwłocznie popełnia. Uśmierca „logos”, czyli świadomość świata, i stara się uformować wszystko na nowo. „Mordowanie” starej rzeczywistości, burzenie jej i stawianie na jej zgliszczach nowej może nastąpić tylko wtedy, gdy podmiot porzuca rozsądek, a spogląda do wnętrza własnej psyche (Mordercą jestem tylko czasem,/ gdy słucham wiatru nie logiki). Odbywa się wtedy rozmnażanie sprzeczności, wydobywanie prawdziwego napięcia, dramatycznego sensu świata, odwoływanie się do innej niż myślowa struktury człowieczeństwa.

Idąc dalej, poezja Sikorskiego to liryka spotkania z prawzorami i prasłowami. Artysta pragnie dotrzeć do arche, do prazasady rzeczywistości, a właściwie taką praprzyczyną się stać, by móc tworzyć własny kalejdoskop bytów. Natomiast język jest centralną kategorią, wokół której odbywa się rozmowa o poezji i jej autorze. Poeta mówi wręcz, język to ja, a ja to język. Tych dwóch figur nie można od siebie oddzielić. Są ze sobą skontaminowane i zintegrowane. Sikorski prowadzi dyskusję nad ideą, która wskrzesza wszystko pozostałe. Zatem kieruje on dialogiem, który odbywa się pomiędzy podmiotem lirycznym a językiem a dotyczy on istnienia kategorii ogólnych. Artysta chce w pramowie zamknąć mowę/ i pod językiem ukryć język. Szuka więc metajęzyka, który byłby prostszy od pułapek zdań, bliższy jego człowieczeństwu, wbudowany w jego duchowość. Po prostu pragnie on odnaleźć  język, który wyrazi unikalną spójność ze światem. Dlatego unicestwianie słów, ich nieustanna redukcja wiedzie ku odnalezieniu prawdy.

Niszczymy więc język w przestrzeni, gdzie napotykamy na słów cmentarze – wysypiska mowy, a podstawiamy na jego miejsce „niewymowną mowę”. Wykorzystuje tu poeta paradoks, twierdząc, że tylko to, co odtrącone jest wartościowe. Tylko rzekomo umarłe znaczenia (słowa – zimne zwłoki, pogrzebanie tego, o czym się nie mówi) mają jeszcze sens. W świecie, w którym język traktuje się jako przebrzmiały dźwięk czy wrak myśli pojawia się potrzeba jego odrodzenia. I takie zmartwychwstanie mowy następuje dopiero na śmietnisku, na cmentarzu umarłych form i treści, zapomnianych i wzgardzonych. Przewartościowanie dotychczasowych kanonów i szablonów myślowych jest bowiem fundamentalnym zadaniem współczesnego poety. Artysta XXI wieku musi być bowiem gotowy na to, by stawić czoło wyzwaniu słów, które w znanej, choć zmieniającej się rzeczywistości, nabierają nieprzerwanie nowego znaczenia.

Cezary Sikorski "Pięćdziesiąt cztery sonety", Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2012, str. 120

Anna Łozowska-Patynowska