Czytając Enrighta, Prawa lewa blichtr, Nie rozporowadzać nie rozcierać wżenić, Hiperwentylacja, Według Wittgensteina
Justyna Paluch
CZYTAJĄC ENRIGHTA
zobaczyłam kobietę-boga
i nie była to bogini
która brzmi zawsze mniej poważnie
albo jak Marlin Monroe
kobieta-bóg jest zwykłą matką-ćmą
która problemy obraca w litery
jest matką-literatką do pełna
matką-latarnią lampką nocną
mężczyzna-papier patrzy na nią
i jest tylko mężczyzną-ręką nogą mózgiem fiutem
on nic nie obraca
tylko puszcza w przestrzeń litery
jak klocki dmuchawce baloniki
w przestrzeni buja się na wieszaku-
ramieniu kobiety-boga
kiedy kobieta-bóg będzie miała rękawy pełne słów
a wiara nie pozwoli jej zasnąć
urodzi dziecko z papieru
PRAWA LEWA BLICHTR
nabieram wody w lustro
instalacja naprawcza – ciało halo
potrzebuję swetra na żebra i lędźwie
dostaję słomę
fiszbiny masują ozime światło
uśmiechasz się do małych nierealnych wieszaków
ubierasz lilię różę i te wszystkie słodkie idiotki
przejdzie jak nic
gdy tak patrzę obracam się w próżność
woda łasi się do oczu
z sukienek czytam komody i niemieckie meble
ciepło mi z tym będzie lato
w lustrze odbija się rozmiar
sukienka rośnie potem nabiera kości
wytnij i zawieś
wyciskam wodę z wiersza
sztuka nabierania jest największa
zobaczysz poznają nas po wierszakach
15-16 marca 2007
NIE ROZPROWADZAĆ NIE ROZCIERAĆ WŻENIĆ
lubię ruch jak bławatek w herbacie
ach to dziewczyńskie h
wysycha facetom na wargach
haftuje łąkę w kolorze jajecznicy
a może by się tak zamienić
chabry mają takie niebieskie ściegi
nie mam się w co wpatrywać
nie tak jak Ania której kuchnia
ma kolor holenderskiego wiatraka
ona wie że lenistwo nie ma krągłości mandali
nie smakuje wrzosem
wychodzi poza łąkę jak sarna
kiedy Ania się wpatruje
mężczyzna wierzy albo nie rozumie
jak kapłan albo kot w majeranku
trzecim wyjściem jest wymydlony gej
na końcu żołądka
nie z tej bajki
dlatego u mnie raczej pokój
i choć kuchnia to nie pointa
tęsknię
27 grudnia 2006
HIPERWENTYLACJA
holenderskie i melisa fix
już dobrze kremowo
ile osób zrobiło dziś USG wątroby czy głowy
ile miało operację na otwartym
ilu szpitali dziś nie odwiedziłam
rentgen zamykanych powiek
czuję w sobie maskę gazową
boi się chrapie
wszystko zasypane białym proszkiem
popiół albo śnieg
popielec przypomina mi się po tłustym czwartku
w ścisłym poście nie wolno poezji
nie pamiętam kto tak powiedział
i czego uczy chrześcijaństwo
tak dobrze nie wiadomo
że nigdy nie było pewniej
przetaczam kurz tętnię
każdy myśli że się z nim zgodzę
niech będzie że gadają
nie obchodzi się świąt jeśli się nie ma przekonań
niewdzięcznie i ciągle
uważam na obcych zasypiam spokojem
pod lodem ciepło
19 lutego 2007
WEDŁUG WITTGENSTEINA
w połowie koncertu sen jest płytki bredzi
stawiasz kropki jednym faustem wypijam
słodki szejk lepki dżin
zdanie jest mieszaniną słów
znów lekceważę cię przez wiersz
próżnostki powtarzanki
zastajesz mnie gdy plotę jemiołę
wiosna skacze po dachach
twój zapach dochodzi z listu od siarki po Azzaro
lampa Alladyna mości nam drogę
przez smutne baśnie Ernsta Wiecherta
więc nie waż się puszczać do mnie oczka przed lasem
21 marca 2008
Latarnia Morska 2 (10) 2008