Rzecz to piękna

Kategoria: felietony Utworzono: środa, 25 wrzesień 2013 Opublikowano: środa, 25 wrzesień 2013 Drukuj E-mail


Wojciech Czaplewski
 

Słowo „pater”, od którego pochodzi „patriotyzm”, oznacza „ojca”, od którego pochodzi „ojczyzna”. Witold Gombrowicz zaproponował w to miejsce „synczyznę”, zalecając tym samym patrzenie raczej w przód niż w tył, kult życia raczej niż zmarłych, troskę raczej o owoce niż o korzenie. Brzmi to atrakcyjnie, jednak jeśli chodzi o szanse przetrwania, synczyzna ma się do ojczyzny jak roślinka cięta do doniczkowej. Istnieje jeszcze w polszczyźnie słowo o tym samym znaczeniu, pochodzące od „matki”, mianowicie „macierz”, ale współczesne pokolenia coraz częściej kojarzą to słowo raczej z matematyką niż narodowością. Szkoda, bo już Piotr Skarga w swoich kazaniach sejmowych pytał, „jako najmilejszej swej Matki nie miłować?”, a jak tu miłować coś, co jest pojęciem algebraicznym?

 Piotr Skarga wyliczył i opisał nasze narodowe choroby: prywatę, życie ponad stan, skłonność do herezji, kłótliwość i brak względu na słabych i ubogich. Ale jego czasy to także okres narodzin naszej narodowej legendy. Mit starożytnych, do Hektora i Achillesa sięgających, rodowych korzeni. Odwaga i okrucieństwo w boju, obłąkana hojność, wystawność i przepych (zostało nam to w dzisiejszych pierwszych komuniach, chrzcinach i weseliskach). Stanowa solidarność, wyrażająca się w grzecznościowej formie „panie bracie”, i źrenica oka ówczesnej szlacheckiej Polski – indywidualna wolność. Husaria roznosząca na kopytach wielokrotnie przeważające siły wroga, dragoni hulający po moskiewskich brukach, Polska od morza do morza. Bóg, honor i ojczyzna.
 Dwa stulecia później doszło do tego romantyczne umiłowanie buntu i klęski, dającej nad ciemiężcą poczucie moralnej przewagi. Tych parę zwycięstw o historycznym znaczeniu – Grunwald, Częstochowa, odsiecz Wiednia, cud nad Wisłą, Sierpień ’80 – zawsze, o czym wspominają kronikarze, z nieodzownym udziałem Matki Boskiej. I efektowne porażki – wyprawa Warneńczyka, insurekcja, epizod napoleoński, Westerplatte, powstanie warszawskie i inne okopy Świętej Trójcy. Długie nocne rodaków rozmowy i najlepsze na świecie państwo podziemne.

 Dziś, od jakichś dwudziestu lat gruntownie wyleczone z Przedmurza Chrześcijaństwa, Chrystusa Narodów oraz Wolności Waszej i Naszej, pokolenie Zarządzania i Marketingu puka się w czoło słysząc wiersze Tyrtajosa („Rzecz to piękna zaprawdę, gdy krocząc w pierwszym szeregu / Ginie człowiek odważny, walcząc w obronie ojczyzny”), a słowo „patriotyzm” utyka w gardle, wywołując wiadomy odruch. Ojczyzną wycierają sobie gęby politycy od brudnych intryg, łysi debile w sznurowanych butach i pomyleni czciciele Peruna i Swarożyca. Ostała się tylko coraz mniej liczna grupa dziadków i babć w furażerkach, nad którymi z politowaniem kiwają głowami wielbiciele internetu, społeczeństwa otwartego, toleracji i telefonii komórkowej. A ostatni bastion romantyczno-sarmackiego patriotyzmu, to wędrująca od przypadkowych zwycięstw do niesłusznych klęsk narodowa reprezentacja w dyscyplinie sportowej, którą coraz częściej po naszemu nazywa się „futbolem”.

Wojciech Czaplewski

 


Felieton z przygotowywanej do druku książki W. Czaplewskiego
Pochwała niezrozumiałości, która ukaże się nakładem Bałtyckiego Stowarzyszenia "Sieciarnia" (w ramach biblioteki "Latarni Morskiej") w listopadzie 2013 r.