Cud komunikacji, czyli dlaczego należy publikować poetów

Kategoria: eseje i szkice Utworzono: poniedziałek, 07 październik 2013 Opublikowano: poniedziałek, 07 październik 2013 Drukuj E-mail


Wojciech Czaplewski

 Choćbyś nie wiem jak krzyczał, nikt, choćby najgłębiej współczujący, nie poczuje twojego bólu. Nawet w najgorętszej, najwzajemniejszej miłości nie przekroczysz progu własnego ciała i własnej duszy, by naprawdę być Jednym z tych, kogo kochasz – chyba że w przeżyciu mistycznym. Na koniec przyjdzie śmierć – zadanie dla ciebie samego – tym uczestnictwem też się z nikim nie podzielisz. Wyrastając z nasiona w pnącze, przechodząc próg dojrzewania, każdy człowiek, myślę, doświadcza samotności. Doświadcza szczególnie dojmująco w obliczu bólu, miłości, winy i śmierci. To chyba bardzo ważne: zrozumienie, że jestem samotny, jako inicjacja świadomości siebie, narodziny tożsamości. Chyba ważniejsze od odkrycia: jestem, bo myślę. Bo tak naprawdę nie ból, miłość, wina i śmierć, lecz po prostu bycie jest „momentem”, w którym doświadczam samotności. W gramatyce każdego jestem zawarte jest jakieś ja, a pod spodem każdego ja jestem kryje się jakieś jestem sam, jakaś samotność.

Spostrzeganie wokół siebie tego, co nie jest mną, wszystkich tych nieb gwiaździstych, ciał ponętnych, wysypisk śmieci i reklam piwa tylko tę samotność pogłębia, bo wszystko to jest w sposób zasadniczy, istotowy inne ode mnie. Między mną a światem, między tym, co moje, a tym, co Inne, między ja a nie ja – zieje przepaść.

 Najczęstszym i najprostszym sposobem radzenia sobie z tą obcością i osamotnieniem jest przyzwyczajenie i brak refleksji, z których wyrasta poczucie, że wszystko się zgadza, zdroworozsądkowa akceptacja. Tak naprawdę jest to postawa zawłaszczenia, która obce czyni swojskim, Inne – Takim Samym, to, co na zewnątrz mnie – czymś moim. Zgrzytem w tym pogodnym samookłamywaniu się jest inny człowiek, który, równie jak ja obdarzony wolnością, wymyka się takiemu zawłaszczeniu, o ile oczywiście tę wolność zechcę mu przyznać (w przeciwnym razie albo zniewalam go, albo zabijam, albo nie dostrzegam, otoczony ścianą własnego ja).

 Jest jednak coś, co pośredniczy między mną a światem, bez czego w końcu nie mógłbym nawet wiedzieć, że istnieje coś innego niż ja. Moje ciało. Nie jest czymś innym niż ja, bo jest moje bardziej dosłownie niż mój pies, moje pieniądze i moje mniemania. Jest moje tak jak moje jest życie. Nie jest też mną, bo należy do świata na równi z kamieniami, psami i gwiazdami. Ciało-pośrednik, ciało, które nawiązuje łączność mnie ze światem, dzięki temu, że postrzega, że się porusza, że mnie na różne sposoby wyraża. Postrzegając doświadczam tego, że świat jest o mnie szerszy, o ja poszerzam jego granice. Można też powiedzieć inaczej: dzięki ciału przestrzeń ja rozszerza się o świat, ale ten świat już nie jest mną, bo w przestrzeni tej porusza się inny człowiek – któremu przyznaję wolność równą mojej.
Tym, co umożliwia łączność mnie z drugim człowiekiem, jest zdolność ciała do ekspresji, do wyrażania mnie, mimiką, gestem i słowem. Jedną z form ekspresji, być może najwyższą, jest mowa. Każde konkretne użycie mowy odbywa się na jeden z dwóch możliwych sposobów, czy raczej sposoby te wyznaczają punkty skrajne; zwykle jesteśmy gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami.
Pierwszy sposób to komunikacja (obejmująca zarówno mówienie, jak słuchanie) banalna, gadka-szmatka wypełniająca międzyludzką przestrzeń tym, co znane, konwencjonalne. Gdyby używanie języka tylko do tego się sprowadzało, język można by opisać jako pewien zbiór wyrażeń o ustalonych, danych z góry znaczeniach, i reguł pozwalających te wyrażenia łączyć w teksty.

W pewnym więc sensie jeśli znam język, znane są mi też z góry znaczenia wszystkich tekstów. A jeśli znane, to jakby moje, z góry wiadome, w żaden sposób nie Inne. Taka rozmowa zatrzymuje mnie na w sobie, w moich granicach, zatem pozostawia mnie wyobcowanym, samotnym. Drugi sposób to wypowiedź nowa, przesuwająca dalej granice języka. Wtedy moim udziałem – jako mówiącego lub słuchacza – staje się słowo nowe, niekoniecznie i nie przede wszystkim jako nieobecne wcześniej w słowniku. Nowość polega na nieznanym mi wcześniej sposobie użycia, odbiegnięciu od znaczenia, które dotąd gotów byłem mu nadawać. A ponieważ język jest światem, tak jak świat – skoro dla mnie coś znaczy – jest językiem, słowo nowe, przesuwające granice języka, przesuwa także granice świata.  
Nieznane mi wcześniej miejsce w przestrzeni staje się miejscem spotkania z Innym. Następuje cud komunikacji: otwarcie ja na spotkanie z Innym, krótkotrwały jak błysk flesza wyłom w samotności. Powtarzam: by do tego cudu doszło, słowo musi być nowe, nowe choćby dla mówiącego, choćby dla słuchacza.

 Strefą, w której najotwarciej się to wydarza, jest poezja – językowa twórczość, w której nadawca podejmuje trud ekspresji siebie, często bolesny, bo jest to coś w końcu podobnego do porodu, kiedy nie musisz się obawiać, że nie podejmiesz największego wysiłku, na jaki cię stać. Z drugiej strony również odbiorca jest zaproszony do podjęcia trudu otwarcia się, wysiłku przyjmowania, bólu doświadczania. Wtedy i tylko wtedy następuje kontakt, którego konsekwencją jest przemiana. Już nie jestem tym, kim byłem. W akcie komunikacji zmieniły się granice mojego języka, mojego świata, mojego ja.
Cud komunikacji trwa do chwili, gdy słuchacz zaczyna usłyszane nowe słowo oswajać, analizować, tłumaczyć – a więc Inne czynić swoim. Dlatego wiersze należy słyszeć nie jak zapis czegoś, co poeta miał na myśli, lecz raczej jak trzaśnięcie dłonią w stół. Prawdziwy wiersz jest wyprawą w nieznane, na obcy ląd, a zarówno poeta, jak i czytelnik poezji przypominają Sindbada, który nigdy nie zaznał spoczynku, wciąż wyruszał na nowe wyprawy.

 Zrekapitulujmy. Świadomość, czyli doświadczenie bycia w świecie, jest doświadczeniem samotności. Tym, co pośredniczy między mną a światem, jest moje ciało, dzięki temu, że się porusza, postrzega i mnie wyraża. Zdolnością ciała, która w szczególny sposób służy ekspresji, czyli wyrażaniu, jest zdolność artykułowania mowy. W jakiś sposób najwyższą forma mowy jest poezja, która poszerzając granice języka i świata, otwiera mnie na spotkanie z Innym, w tym – co najważniejsze – z drugim człowiekiem. W ten sposób wiersz staje się kładką ponad nicością, sposobem na samotność. Wynika z tego, że racją istnienia wiersza jest to, co nazwaliśmy cudem komunikacji, a więc sytuacja dialogu, w którym musi być obecny ten, kto mówi, i ten, który słucha.

 Dlatego trzeba publikować wiersze poetom. Z tą nadzieją, że wśród czytelników znajdzie się choć jeden gotowy do kontaktu, to znaczy do trudu otwarcia się, doświadczenia bólu, który musi towarzyszyć przekraczaniu granic własnego ja, granic samotności.

Wojciech Czaplewski

 


Szkic z przygotowywanej do druku książki W. Czaplewskiego
Pochwała niezrozumiałości, która ukaże się nakładem Bałtyckiego Stowarzyszenia "Sieciarnia" (w ramach biblioteki "Latarni Morskiej") w listopadzie 2013 r.