Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ
„Lot nad miastem” Anny Marii Musz
Anna Łozowska-Patynowska
MIEJSCA DORAŹNE – MIEJSCA WYRAŹNE – MIEJSCA CZŁOWIEKA
„Lot nad miastem”, nowy zbiór liryków Anny Marii Musz, ukazuje dwudzielną perspektywę świata. Swoją liryczną opowieść rozpoczyna poetka „zakładając wirtualne miasto”. Miasto Musz funkcjonuje na innych, niż jest to w rzeczywistości, prawach upływu czasu i kreacji przestrzeni („miasto gnące się w letnim upale”). Model lokacji sporządzony skrzętnie przez Musz w „Ab urbe condita” prowadzi w równoległe otwierające się przestrzenie. Poetka przedstawia wielowymiarowy pejzaż miast rozsypujących się, poddanych zniszczeniu, aż w końcu powoli kiełkujących na bazie wirtualnych map wyobraźni. Poetka dokonuje tutaj sprzężenia dwóch perspektyw: wizji „pączkujących” miast oraz liryki-przestrzeni poszukiwania „miast zgubionych”. Czym jest zatem miasto w rozumieniu Musz? Na to pytanie udzielić można wielowątkową odpowiedź.
Przestrzeń industrialna staje się symbolem miejsca, odnośnikiem do ocalenia, ale w sztuce i jedynie poprzez sztukę. W „Legendzie o założeniu miasta” dowiadujemy się o oczyszczającej mocy wędrówki do wymarzonego miejsca, peregrynacji o czysto ludzkim zabarwieniu: „podobno przed ucieczką z niewoli miał prorocze sny/ i proroczy jest każdy pierwszy sen na nowym miejscu”, pielgrzymce, która ma charakter rytu przejścia, drogi sacrum prowadzącej przez doświadczenie transcendencji.
„Długopis” Miłosza Waligórskiego
Jolanta Szwarc
CZY POEZJĘ MOŻNA UMYĆ, ŻEBY BYŁA CZYSTA?
Poezja, a co to takiego? Jaka jej definicja? Poezja to śliska natura, jak węgorz wymyka się z rąk, wije po piasku. Wypatroszona, smażona na patelni jeszcze drży, jeszcze podskakuje.
Po konsumpcji odpoczywamy, zbierając siły, by iść do księgarni i kupić nową rybę. Taaaką rybę. Płotki nas nie interesują. Wiem, że w śmietanie są znakomite, ale księgarnia to nie ten akwen, gdzie można je złowić.
Coś mi się wydaje, że się zagalopowałam. Oczywiście, w księgarni jak w monopolowym można kupić wszystko, co wprowadzi nas w stan odurzenia. Tylko po niektórych produktach będziemy odczuwać radość, a po wielu niesmak.
Przede mną leży „DŁUGOPIS” Miłosza Waligórskiego.
Twarzyczka pana Hrabala
Anatol Ulman
Twarzyczka pana Hrabala jest mi pociechą w strapieniach.
Portrecik przylepiony skrawkiem taśmy, zapakowany w plastykowy woreczek, wisi pod kalendarzem ściennym nad moim biurkiem. Wyciąłem go z tygodnika "Angora", przeznaczonego na makulaturę. Pan Bohouš pracował kiedyś jako pakowacz w literaturze skazanej na śmierć przez zmielenie. Czasem ratował to oraz owo przed utopieniem w pulpie nicości.
Podobizna wielkości pocztówki przedstawia główkę. Pan pisarz ma czapkę z siwego materiału w jodełkę. Coś w rodzaju uszanki bez daszka. Pod brodą postawiony kołnierz ciemnej kurtki albo marynary. Marną fotografię spaskudzoną przez papier gazetowy objaśnia informacja: Bohumil Hrabal w latach 90. Jako że 3 lutego 1997 roku, kilka minut po czternastej, z okna pokoju na piątym piętrze praskiego szpitala na Bulovce, dobrowolnie runął w niebyt, zdjęcie trzeba traktować jako portret przedgrobny, niosący śmierć, trumienny.
Jeżeli we Wszechświecie istnieje platoński pierwowzór kosmicznego oceanu smutku, bezgranicznego, nieograniczonego, co nigdy sobie nie pozwoli wesoło pochlupotać na brzegu piaszczystej plaży, to można weń wejrzeć właśnie poprzez twarzyczkę pana Hrabala na tym okrutnym, smętnym, ponurym obrazku.
Człowiek zaradny i człowiek praktyczny
Janusz A. Korbel
Mieszkam na Litwie. Chociaż dzisiaj nazywa się to Polską a nawet Europą czyli że należymy do cywilizacji zachodniej, przez większość historycznego czasu była tu Litwa. W najstarszych opisach określano tę ziemię jako krainę wielkich lasów, wielkich rzek i mokradeł. Lasy były trudnodostępne, rzeki szeroko rozlewały na wiosnę, użyźniając łąki ale i niszcząc niejedno i dlatego przysłowie: rzeka daje – rzeka odbiera, pochodzi właśnie z Litwy. To powiedzenie zawiera prastarą mądrość, że chociaż co roku ogromne tereny są zalewane, ma to również swoją dobrą stronę. Wielka rzeka, podobnie jak wielki las – uczy pokory. Wobec takiego ogromu nie można być chciwym, bo zaraz przyroda nas ukarze.
Kiedyś żyli tu jacyś nieznani nam ludzie. Zostały po nich kurhany. Później zaczęły się „wchody”. Z Kijowa i Brześcia w te lasy i mokradła wchodzili i osiedlali się Ukraińcy. Od północy Białorusini. Kolejni władcy przywozili nowych osiedleńców, ale królowała litewska przyroda i ludzie musieli się z nią liczyć, bo byli za słabi, żeby ją ujarzmić.
W dalekich krajach, tzw. cywilizacji zachodniej ujarzmienie przyrody poszło szybciej. I zaczął się szybki postęp. Dzisiaj nowocześni ludzie nie oglądają się na przyrodę i nie dbają o oszczędzanie dóbr. Nowoczesny człowiek nie jest zachłanny – jest zaradny. Zachłanność stała się normą pod takimi nowoczesnymi określeniami, jak „postęp” i „sukces”. Człowiek odnoszący sukces, to człowiek zaradny i nowoczesny.
Tobiasza Grotkowskiego żegluga ku brzegom literatury
Jacek Klimżyński
Zapewne nie zależało mu na tym, aby przedsięwzięcie miało spotkać się z jakimkolwiek rozgłosem. W kilkanaście miesięcy po opisywanych zdarzeniach rzecz ukończył i starannie kaligrafując wygotował stronę tytułową:
P O D R O Ż M O R S K A
DWU STUDUIĄCYCH POLAKOW
Gdy się z Amsterdamu do Gdańska Okrętem pławili
Powracaiąc z Akademii Leydeńskiey
do Granic Oyczystych.
Opisana krotko przez T:[objasza] G:[rotkowskiego]
Con: R:[ektora] Gym:[nasium] Słuc:[kiego]
w Słucku Miesiąca Lipca
Roku 1760.
Choć strażników czystości języka natychmiast zirytuje miesiącem lipcem, to jednak i oni przyznają, że skrupulatnie zadbał o uszczegółowienie okoliczności eskapady, nie ulegając przesadnej skromności przy wyeksponowaniu własnej osoby.
Czytaj więcej: Tobiasza Grotkowskiego żegluga ku brzegom literatury