„Sonety, ody, wiersze dla Marianny” Andrzeja Kopackiego

Category: z dnia na dzień Published: Wednesday, 16 September 2020 Print Email

Stanisław Szwarc

 TRIATHLON

Czytelnik to istota przekorna. Czasem pomija wstęp do tomiku poetyckiego, bo – „nikt mi nie będzie narzucał, co mam myśleć o tych wierszach”, innym razem zaczyna lekturę od posłowia. Za nic ma przemyślaną przez autora kompozycję książki i wertuje kartki, szukając przyciągających uwagę tekstów.
Nic nie poradzę na to, że lekturę książki Andrzeja Kopackiego „Sonety, ody, wiersze dla Marianny” zacząłem od spisu treści na jej początku (faktycznie są trzy wymienione w tytule części) oraz od notki umieszczonej po ostatnim wierszu.
Cytaty, kryptocytaty, parafrazy, inspiracje, o ile udało się je zidentyfikować: Emanuel Schlechter, Buddy Holly, Henryk Rzewuski, Agnieszka Osiecka,(…) Lewis Carroll, Jimi Hendrix.
Niecelowo pominięci (innych nie ma) zechcą wybaczyć. A.K.
Dziwne. Wydawałoby się, że taka identyfikacja to zadanie (nader wdzięczne) dla czytelnika. Czyżby autor, który dobrze wiedział, co pisze, chciał nam powiedzieć, że wiele z tego co mówimy, to „skrzydlate słowa”, których autorstwa czasem nawet się nie domyślamy.
Niecelowo pominięci –  lekka autoironia potwierdza to przypuszczenie. Autor świadomie inspirował się, zapożyczał, trawestował, ale Bóg jeden raczy wiedzieć, czyje jeszcze frazy przelatywały mu przez głowę.
Trzy części książki, trzy bardzo odmienne formy wiersza, które wymagają odmiennego podejścia.

*

Sonet. Siedemsetletni staruszek ciągle pełen życia, choć poeci od dawna znęcają się nad nim, coś mu amputują. A to rymy, a to metrum wiersza, a to zabiorą dawną wysoką tematykę – refleksyjną, miłosną, egzystencjalną, filozoficzną, dając w zamian czystą epickość. Pojawia się pytanie podobne do tego o łysinę – od ilu straconych włosów zaczyna się ta przypadłość. Po której zmianie sonet przestaje być sobą? Czy czternaście wersów to wystarczający wyróżnik?
To prawda, że forma sonetu ogranicza. Można jednak dwojako do niej podejść.
Ogłosić wyczerpanie możliwości tej tradycyjnej formy i poluzować rygory albo podjąć wyzwanie zgodnie z maksymą Goethego – „Myśleć musi z precyzją, kto pragnie wielkości; w ograniczeniu dopiero widać mistrza.” Ten cytat pochodzi zresztą z sonetu.

Andrzej Kopacki preferuje zdecydowanie to drugie podejście i dowodzi, że w formie spełniającej rygory sonetu, precyzyjnie zrymowanej i zrytmizowanej można zawrzeć niesłychanie zróżnicowane treści. Zarówno te, które czytelnikowi kojarzą się z tradycyjnym sonetem, jak i te wywołujące zaskoczenie.
Można więc oprzeć sonet o miłości na przedwojennym szlagierze „Bo to się zwykle tak zaczyna”, a o pięknej nieznajomej z pociągu – na piosence Agnieszki Osieckiej „Ballada wagonowa”.
Można sonetem opiewać urodę Ukrainki, a może Rosjanki siedzącej w sklepie na kasie, która ma rzęsy jak stąd do Uralu i kwiaciarki z brukselskiej ulicy Rue da la Fourche.
Piękna kwiaciarka na Rue de la Fourche: / suknie barwy chartreuse lub Magenta, / oczy jak cyjan, cera – blady róż. / Ludzie mówią: kolorowa święta.
Można westchnąć nad losem Peggy Sue porzuconej przez jednonocnego kochanka i wyznać namiętnie swoje uczucia pięknej Chloe, zupełnie jak Petrarka wyznawał je Laurze, używając wszakże – co za przewrotność autora – tytułu noweli Henryka Rzewuskiego „Ja gorę”.
… ja chciałbym być przy tobie, za tobą, przed tobą, // być ci światłem w tunelu, iskrą i ozdobą, / i u twej ikony lampka oliwną, Chloe, / bo ty będziesz trwać wiecznie. A ja wiecznie gorę.

Prawdziwe zaskoczenie następuje, gdy sonetem wspomina się losy „Dziewczyn z klasy”, a wśród nich tę jedyną całowaną pośrodku kałuży, / w słońcu, które wróciło, jak dla nas po burzy? / Cztery dni przed maturą.
Bohaterką innego sonetu jest potraktowana z dyskretną czułością piękna Aisha, która obierając cebulę w niemieckim obozie dla uchodźców wspomina swój spalony dom w Damaszku.
Czy treścią sonetu mogą być zeznania na policji? Nie mogę się oprzeć podaniu tego dramatycznego wiersza w całości.

Obca dziwka

Na imię mi Yulimar, tak, z Wenezueli.
Mam dwoje dzieci. I męża miałam do chwili,
aż ktoś się ulitował i drania zastrzelił.
Długo walił w drzwi piekła nim mu otworzyli.

Co robię w Cúcuta? Pan mnie pyta o plany?
Niech pan spyta, sierżancie, kiedy bardziej boli,
czy kiedy dzieci z głodu oblizują ściany
czy kiedy się sprzedaję za miskę fasoli

Klecha miski żałował. Nie zabiłam klechy,
sam umarł. Co to zmienia? Jak niesie wieść gminna,
obcym dziwkom duszpasterz nie szczędził pociechy,

z obcą dziwką był wtedy, obca dziwka winna.
Dzieci mi żal – ucierpią za nie swoje grzechy.
Niech pan im powie, proszę: matka była… inna.

*

Sonet żyje w poezji kilkaset lat, znikły natomiast niektóre tradycyjne antyczne strofy, wśród nich strofa asklepiadejska. Kto ciekaw, co to, niech zajrzy do Wikipedii.
Pisali tak starożytni, pisali poeci renesansu i baroku, wśród nich Jan Kochanowski i Kazimierz Sarbiewski – niestety, pisali po łacinie. Usłużna wyszukiwarka pozwala znaleźć jedną polską strofę asklepiadejską – tłumaczenie ody Sarbiewskiego „Do pasikonika” dokonane przez prof. Elwirę Buszewicz raczej w celach poglądowych.
(http://www.staropolska.pl/barok/opracowania/Sarbiewski_01.html)
Tym większe uznanie dla Andrzeja Kopackiego, że podjął się tak karkołomnego eksperymentu. Przywykliśmy do polskiego heksametru w Powieści Wajdeloty. Dzięki A. Kopackiemu przywykniemy i do strofy asklepiadejskiej, choć może brzmieć niezwyczajnie. Proponuję jednak dwukrotne przeczytanie ody „Miłość”. Pierwszy raz wyraziście akcentując zgodnie ze wzorcem strofy i zaznaczając średniówkę oraz zakończenia wersów.

Powiedz miła, czy znasz \ słowo dziwniejsze niż
Miłość? Każdy wszak wie: \ miłość to ważna rzecz,
Ale nikt nie objaśni,
Czymże jest, a czym nigdy nie?

Miłość, drogi mój, jest \ słowem jedynym, lecz
Twarzy miłość ma sto. \ Dzisiaj wygląda jak
Nasza nocna rozmowa,
Nasze cienie w poświacie świec

Brzmi trochę dziwnie, ale gdy przeczytamy ponownie płynniej, na większym luzie, od razu uchwycimy urodę tego liryku – subtelnego i mądrego zarazem, bo z miłością jest podobnie jak z czasem, o którym św. Augustyn powiedział – „Co to jest czas? Gdy nikt mnie nie pyta, wiem, co to jest. Kiedy jednak chcę to wyjaśnić, to nie wiem.” 

Piętnaście ód, a tytuły wszystkich poświęcone miłości i związanym z nią uczuciom: „Nadzieja”, „Wierność”, „Spokój”, ale i „Żądza”, „Sprośność”, „Rozpacz”. Piętnaście dwuzwrotkowych dialogów między Nim i Nią tworzy coś w rodzaju traktatu o meandrach miłości utrzymanego dzięki szczególnemu metrum wiersza w klimacie – jak na odę przystało – podniosłym i  nieco archaicznym.

Mądrość twoja! Lecz skąd ona, z uczonych ksiąg,
Miła?
/…/
Mądrość tym jest, co żyć piękniej pozwala nam.

Miłość nie ma wśród sług swoich lepszego niż
Spokój, mówisz. A czym spokój w miłości jest?
/…/
Twoją strażą, gdy śpię. Ciepłem, gdy zimny piec.
Nocnym marszem na skrót, rannym masażem stóp.

Kłania się Gałczyński, najwidoczniej jeden z niecelowo pominiętych – „Pyłem księżycowym być na twoich stopach, / wiatrem przy twej wstążce, mlekiem w twoim kubku.”

*

„Wiersze dla Marianny” to z wyjątkiem „Piosenki” wiersze wolne. Kiedy je czytam, wyobrażam sobie, że czyta je (może z pomocą dziadka) i doskonale rozumie ich formalna adresatka – kilkuletnia dziewczynka urodzona w „Latach dziesiątych”. Równie dobrze będzie je czytać młoda pani Marianna, jak i po wielu latach babcia Marianna. Są ponadczasowe, pełne czułości, ale nie czułostkowe.
Przekazują doświadczenie starszych pokoleń, jak w wierszu „De profundis”.
Rzeczy, które były tutaj, / w czeluści mojego czasu, zanim / znikły. Które są tutaj, wokół mnie. / O kilku pewnie ci mówiłem / (o Beatlesach, Stonesach), / o innych chyba nie. / A o miłości? / Zapomniał dziadek, a co. // Kiedy będziesz iść, biec - / biegnij chyżo, moja panno, / niech ci z nieba sypną manną. / A czasem się zatrzymaj, obejrzyj / za siebie.
O miłości dziadek nie zapomniał, skoro w innym wierszu podaje jej szczególną definicję – W najlepszym razie, moje dziecko, / w najlepszym razie / taki link / do nieba.

Wiersze przemawiają do świata wyobraźni dziecka, w którym króliki znają się na zegarze,/…/  w malinowym chruśniaku mieszka malinowy król i apelują – Nie zapomnij o malinowym królu / broń malinowego króla /…/ nie widać go, bo taki malinowy, / tylko ty wiesz, że tam jest, jest / tylko twój. Alicja w krainie czarów, Leśmian i piosenka Urszuli w jednym wierszu…
Całą miłość do wchodzącego w świat dziecka wyrazić można słowami, które mała Marianna zrozumie jako pieszczotliwe przezwisko – Leć, Skrzydlatko, leć. Dorosłemu czytelnikowi tytuł wiersza „Jimi Hendrix, Skrzydlatka” podpowie balladę rockową „Little Wing”.

*

Trochę chybione jest zamieszczone przez Jerzego Jarniewicza na ostatniej stronie okładki porównanie tego tomiku do trójskoku. W końcu to tylko trzy podobne do siebie skoki. A to raczej hybryda poetyckiego triathlonu z etiudami Chopina i majstersztykiem.
Skojarzenie z triathlonem wydaje się oczywiste. To wielka sztuka, aby bez chwili na wytchnienie przepłynąć, przejechać na rowerze i przebiec trzy znaczące dystanse.
A etiudy? Jak sama nazwa wskazuje, to utwory przeznaczone do wyćwiczenia określonych elementów techniki gry. Słynna etiuda c-moll tzw. Etiuda Rewolucyjna służy ćwiczeniu lewej ręki pianisty w wykonywaniu pasaży. Zanim jednak stała się wyzwaniem dla pianisty i obiektem zachwytu słuchaczy, była wyzwaniem dla kompozytora, aby mistrzowsko połączyć walory warsztatowe z artystycznymi.
Majstersztyk oznaczał pierwotnie sztukę mistrzowską wykonaną przez czeladnika aspirującego do tytułu mistrza w rzemiośle. Andrzej Kopacki, choć nie musi ubiegać się o żaden tytuł, pokazał, że można dokonać czegoś niezwykłego.

Można w formie sonetu zamknąć treści bardzo współczesne, nie gubiąc przy tym jego tradycyjnych cech.
Można ożywić zapomnianą antyczną strofę
Można pisać dla dziecka bardzo serio, bez infantylnego spieszczania, bo dziecko, jego problemy, jego wyobraźnię trzeba traktować na poważnie.
Można sprostać wyzwaniu poetyckiego triathlonu.

Andrzej Kopacki  „Sonety, ody, wiersze dla Marianny”, Wydawnictwo Forma i Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2020, str. 56

Stanisław Szwarc

 


Przeczytaj też u nas recenzję wcześniejszego zbioru A. Kopackiego pt. Inne kaprysy (2019) – autorstwa Anny Łozowskiej-Patynowskiej