„Oda do próchna” Stanisława Dłuskiego

Category: z dnia na dzień Published: Wednesday, 12 August 2020 Print Email

Stanisław Szwarc

POETA CIERPIĄCY

Jak to dobrze, że dzięki Internetowi można zawrzeć choćby jednostronną znajomość z drugim człowiekiem, na przykład ze Stanisławem Dłuskim, autorem „Ody do próchna”. Jest to rzeszowianin, doktor nauk humanistycznych, krytyk literacki, autor licznych tomików poetyckich i jeszcze liczniejszych publikacji naukowych, tłumaczony na osiem (!) języków. Ma swoją stronę internetową, a na niej esej „Dokąd zmierzasz poezjo?” Czytam w nim, że autor stoi „po stronie Miłosza, który uważał, że liryk nie powinien skazywać Czytelnika na męki wyższego rzędu, (…) że moderniści francuscy i nasza awangarda, doprowadzili poezję dla poetów i poezję hermetyczną do granic wytrzymałości…, dalej iść się nie da.”

Pełna zgoda. Skoro budulcem poezji jest słowo, to musi ona nieść czytelnikowi jakiś sens. To nie muzyka, najbardziej chyba abstrakcyjna ze sztuk, która przekazuje czyste doznania estetyczne i nastroje. Pomiędzy poezją jasną i płaską jak ukraiński step i mroczną jak kreteński labirynt z czyhającym Minotaurem jest jeszcze taka, którą najbardziej lubię, z poukrywanymi haczykami na odbiorcę, które sprowokują go do poszukiwania ukrytych sensów.

Zawartość tomiku „Oda do próchna” sprawiła, że nieco się zawiodłem. Otwierający go wiersz potraktowany został przez autora jako motto, a więc klucz do odczytania pozostałych.

Pora tobie do piachu, dziadu,
a w tobie wciąż żywa zachłanność
na życie

Najwyraźniej zapowiada on dobrze mi znane rozterki. Jak to napisał kiedyś jakiś satyryk (ba, ale który, chyba Józef Prutkowski – no właśnie, to są te problemy pewnego wieku) – „Żal mi każdego, kto może a nie chce, a jeszcze bardziej, gdy chce a nie może.”
Sęk w tym, że te pozostałe wiersze są trochę jak muzyka – niosą niemal czyste emocje a chaos myśli i skojarzeń nie pozwala na doszukiwanie się sensów. Wiadomo tylko, że bohater tych wierszy miota się między apetytem na życie a poczuciem wyobcowania, odrzucenia, czegoś, co znane od dawna i nawet ma swoja nazwę – ból istnienia.
Z jakiegoś powodu bohater wierszy czuje się winny.
Zawiniłem na samym początku, / Kiedy kwiliłem wśród liści i ptaków, / Pokrzywy parzyły mi usta, / Którymi wyznawałem ci wolność, / Nasturcjo o obliczu kurtyzany, / Myliłaś ją z miłością. /…/ Pozostały obce spotkania, rozmowy / Na granicy milczenia, gorący / Oddech wojny i wciąż niespokojny / Los wnuków Adama, Ewy, Norwida

Jest wydrążony.
podmiot wydrążony z wszelkich romantyzmów / z ja pozostała ość / w przełyku wiersza odartego / z ciała Adama którego miała (?) / kiedyś Maryla Wereszczakówna / kiedyś moja miłość znaczyła / kiedyś „moja” znaczyło cokolwiek / dotykalnego a dziś poza odbytem / czyli bytem śmietnika / brniemy po pas w mule / nieporozumień

Czuje się nierozumiany.
Ostatnia kochanka poranka / mnie dobija, bym nie męczył ludu liryką, / wzruszają ją seriale, bale i bankomaty; / Żyjemy, wygnańcy wśród martwych traw, / gdzie biedronka spowiada się ze swoich kropek, / mszyc nieba, spowiadam moje Się z niezłomnych // upadków

Takie natężenie emocji przypomina dawne dosyć czasy, gdy mężczyzna często „umierał z miłości” do kobiety, jednak mówiąc to, nie oszukiwał jej, bo obydwoje doskonale wiedzieli, że uzdrowicielski lek znajduje się w łóżku, a niewinne wówczas zachwyty dorosłego nad urodą dziecka brzmią nam dzisiaj jak obleśne mlaskanie pedofila.

Stanisław Dłuski w „Kartce z pawlacza (16)”, którą odnalazłem na jego stronie autorskiej pisze: „Lubię jednak  portal, gdzie każdy może zamieścić wiersz (nieszuflada), bo ludzie tu mówią szczerze i ostro, co im się podoba, co, dla mnie, poety w średnim wieku, który wiele razy drukował w “Kulturze” paryskiej i wielu znanych czasopismach, jest ciekawą przygodą, więc rozmawiajmy, po męsku, ostro…”. No to po męsku zacytuję komentarz z nieszuflady, z którym się zgadzam: „nadmiar skojarzeń, obrazów, nawiązań... nadmiar i nic.”

Trzeba bardzo uważać z gromadzeniem „poetycznościów”, bo  może to czasem prowadzić do niezamierzonych „śmiesznościów”.
Hodowałem w brzuchu / Chłód kamieni, słuchałem / Bezlistnego krzyku zjadanych ryb.
albo
Lubiłem dżem w spirytusie / I zimne nóżki Eurydyki /…/ Ból w jądrach łagodził ciche / Skargi myszy.

Hmmm… Niejednego wigilijnego karpia mam na sumieniu, ale jakoś nie słyszałem ich protestów, znam tylko (i lubię) boerenjongens – rodzynki w brandy – specjalność holenderskiej prowincji Groningen, na miejscu Eurydyki ciężko bym się za te zimne nóżki obraził, a co do bólu mogę tylko współczuć, bom facet i jestem w stanie wyobrazić sobie jaka to męka.

Zastanawia mnie sprzeczność między głoszonym opowiedzeniem się po stronie Miłosza, który w wykładzie „Przeciw poezji niezrozumiałej” wyznaje, że szuka „czystości rysunku, prostoty i zwięzłości”, a zawartością „Ody do próchna”, gdzie w „Odzie do bezdomności” czytamy – Ody do sensu oddać do lamusa / jak liście wschodzić i zachodzić / O wyznaczonej przez rytm nicości porze / Prowadzić słowo ku przepaści.

A może autor we wspomnianej „Kartce z pawlacza” zupełnie serio napisał: „Od pewnego czasu świadomie piszę «złe wiersze», mam gdzieś, czy ktoś mnie będzie drukował (…) Nie bawmy się w trampkarstwo, albo Himalaje albo zabawa w piaskownicy.”
Cóż, jak widać ktoś wydrukował – chyba dobrze zrozumiałem intencję autora – tę zabawę w piaskownicy.

A jednak można pisząc zdobywać – no może nie Himalaje, ale Tatry z pewnością – wierszem, który autentycznie mnie przejął.

Poszukiwanie blasku

Córeczko moja daleka i bliska,
gdzieś za siedmioma górami i rzekami,
liście o tobie szepczą,
ptaki ponad matką ziemią
układają pieśni o Tobie,
a ja tutaj, w spalonym mieście, z chorym sercem
wszędzie Cię widzę, w każdej
łzie nieba, w trawie posiwiałej
szukam miłości, blasku Twojego dzieciństwa,
zagubiony proszę Pana Zastępów
o świt z Tobą

Można? Można.

Ale co ja się tu wymądrzam, skoro znawca poezji Karol Maliszewski w komentarzu zamieszczonym na końcu tomiku Stanisława Dłuskiego napisał ostrożnie: „Wybieram z tej spowiedzi dziecięcia wieku (…) pewne fragmenty i nuty, bowiem nigdy nie umiem cieszyć się całością, raczej docierają do mnie tylko nieliczne oddźwięki.” Nic dodać, nic ująć.

Ja wiem, że to tylko artystyczna kreacja. Patrząc na twarz Stanisława Dłuskiego uwiecznioną na ostatniej stronie okładki, myślę, że moglibyśmy wspaniale spędzić czas na niekoniecznie smętnej rozmowie przy kawie/piwie/wódce (niepotrzebne skreślić) we wspomnianym w wierszach Cafe Bar Murzynek, ul. Tadeusza Kościuszki 7 w Rzeszowie.

Jednak każde kreowanie musi mieć jakieś granice. Inaczej będzie jak w słynnym wierszu Andrzeja Bursy.

Poeta

Poeta cierpi za miliony
od 10 do 13.20
O 11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
zapina rozporek
Wraca chrząka
i apiat'
cierpi za miliony

Stanisław Dłuski  „Oda do próchna”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2020, str. 48

Stanisław Szwarc