„Złuda” Irminy Kosmali

Category: z dnia na dzień Published: Monday, 13 April 2020 Print Email

Anna Łozowska-Patynowska

MIĘDZY APOTEOZĄ ŚWIATA A LUDZKĄ REZYGNACJĄ 

W otoczeniu kuszącego i tworzącego odpowiedni nastrój zapachu kawy, melancholijnych odczuć człowieka rozciąga się przestrzeń rozważań Kosmali dotycząca „najciemniej strony ludzkiej udręki”. Autorkę Złudy nie interesuje tylko i wyłącznie człowiek i jego reakcje na bodźce zewnętrzne, ale także kompensacja jego bólu, stopniowo ujawniającego się przed czytelnikiem.

Filozoficzno-literacka kreacja Irminy Kosmali jest właściwą strategią kompozycyjną Złudy. Iluzje rzeczywistości, antynomie, paradoksy, niespójności i dysjunkcje to podstawowe jej składniki. Taki plan budowy mini-powieści zakłada nie tylko dwuwartościowość świata, co znajduje swoje częściowe uzasadnienie w przywołanych ideach platońskich, ale także eksponuje enigmatyczność ludzkiego istnienia, nieprzekładalnego na słowa, wartościowanego przez nas samych i otoczenie w zupełnie inny sposób. Kosmala twierdzi, że wszystko może się jedynie zdawać, bo prawdy ostateczne, choć istnieją, to trwają w idealnym, nieosiągalnym dla człowieka stanie objawienia. Powieść jest więc osnuta formułą tajemniczości, choć świat, który skonstruowała Kosmala, zdaje się być do trzewi realny. To dlatego jego konstrukcja opiera się równolegle na nietzscheańskiej filozofii podejrzliwości.

Pytania o status świata i natury ludzkiej wybrzmiewają w strukturze osobowościowej bohaterki tekstu, Ewy. Na pierwszy rzut oka nie wiemy, czego ona poszukuje, dlaczego jest osobą niezmiennie cierpiącą, po co „zmyśla” swój ból, dlaczego tak łatwo ulega pragnieniom, a odsuwa od siebie zwyczajne i prawdziwe trwanie. Jej byt „zszywany słowami”, a właściwie poszatkowany, popruty nimi, staje się drenażem ułatwiającym zrozumieć kruchość ludzkiej natury, wiotkość jej odczuwania, które kieruje człowiekiem, nawet wbrew rozsądkowi. Kiedy pytam dlaczego, po co, czemu tak nielogicznie plecie się los ludzki, Irmina Kosmala ujawnia przed nami odpowiedź, że człowiek nie jest sumą działań prostych i iście matematycznych, nie jest kostką do gry o skończonej liczbie oczek możliwych do wyrzucenia. Człowiek to wiotka permutacja tych cyfr, wzniosłe stworzenie poszukujące, skłonne do błądzenia, ale i do poświecenia dla wiary w coś, w co uwierzył, choć mogło być to nieprawdziwe.

Kosmala porusza problem zarówno fikcyjnego istnienia w świecie, co ma w powieści wymiar metaforyczny, jak i w sposób bezpośredni dotyka problemu zażywania środków odurzających, które w świecie postrzeganym jako nierzeczywisty, rodzą istnienie faktycznie fikcyjne, o czym świadczą słowa jednego z bohaterów, Apejrona do Ewy: „A jeśli nie jesteś prawdziwa, to nie istniejesz. Zapamiętaj, proszę, moją myśl”. Ta dwupoziomowość kreacji otrzymuje też trzeci wymiar – warstwę słowną składającą się na tekst literacki, czyli kreację. Złuda jest kamuflażem wielowarstwowości tekstualnej, a zarazem mentalnej świata Kosmali. I tu pojawia się zasadnicze pytanie o prawdziwość, czyli niefalsyfikowalność, niepodrabialność istnienia człowieka w świecie, w którym on istnieje tu i teraz. Co to oznacza w konsekwencji dla autorki powieści? Skonfrontować to należy zarówno z jaskinią platońską i jej ilustracją prawdziwego bytu, o którym wspomina Kosmala na samym początku, jak i z założeniami nietzscheańskimi, które, paradoksalnie, stoją z nimi w opozycji. Nietzsche to „deiluzjonista XX wieku”, który wskazał, że nie istnieje inna, lepsza rzeczywistość, lecz tylko ta tu i teraz, a reszta to „złudzenie”. Kosmala spina tę ilustrację architektoniczną ramą kościoła, do którego przybywa bohaterka w celu wypowiedzenia swoich wyrzutów sumienia. Współczesny kościół z powieści jest tak samo iluzyjny, jak te z czasów barokowych, pełne polichromii i załamań światła, które potęgują majestat, również potęgę Boga, ale i powiększają przestrzeń, pomniejszając równocześnie człowieka, akcentując jego niezmienną małość wobec świata.

Wstęp ten, charakterystyczny dla pozornej powieści kryminalnej, zdaje sie jednak nosić znamiona retrospektywne, bowiem jest to właściwie determinanta końca powieści, a nie jej początek. Kosmala uświadamia nam, jak złudna jest też chronologia, jako że nie powinniśmy się kierować jedynie literalnością w tekście. Musimy nauczyć się czytać tak, by ujrzeć problematykę tekstu niejako z lotu ptaka, obejrzeć panoramę świata, który został w nim przedstawiony. Czy jednak sama Kosmala stawia „pozór wyżej od prawdy”? Jaka filozofia jest jej bliższa? Kosmala we wszystkich przestrzeniach mentalnych zdaje się poszukiwać prawdy i natrafia nie na jej całość, lecz tylko na jej ślady. Pozostawia nam także wiele podpowiedzi na temat klamrowej kompozycji powieści, reminiscencji spowiednika Ewy, jawiącego się jako ksiądz-człowiek obłąkany-autor, który pisze Złudę, o czym przekonuje fragment: „On to c-a-ł-y cz-a-s p-i-sz-e!”. Tekst toczy się w czasie powieściowym, rozciąga się w momencie  pisania, ale i w chwilach odczytywania. Zawiła, złudna konstrukcja powieści wskazuje zarówno na jej samozwrotność, jak i na dylemat poznawczy ludzi, którzy próbując ją poznać, nie potrafią percypować rzeczywistości do końca. Ocieramy się zatem jedynie o naskórek bytu, który jest tylko z wierzchu. Dotykamy więc tylko materiału świata, nawet go nie kosztując, nie mówiąc już o ujrzeniu jego podszewki, widocznej tylko po wywinięciu go na drugą stronę. Wobec tego problemu człowiek jest bezsilny, choć nie mentalnie wyeksplorowany.

Rozważania Kosmali oscylują także wokół istoty życia, które „odgrywamy”, nakładając odpowiednie maski. Wobec tego człowiek wrzucony w świat Złudy zastanawia się, na ile „jesteśmy świadkami utraty prawdy”, a na ile świadomymi tego udziału oszustami, deprawatorami autentyzmu. Czy w takim razie Kosmala wyklucza z istnienia prawdziwość? A może właśnie ta dezaprobata dla „maskolubów” XXI wieku jest wyrazem odrzucenia tej postawy, która tylko w literaturze może dziś w zostać w odpowiedni sposób wyartykułowana? Tekst zdradza przed nami istotną zależność: „Zdjęcie masek sprawia nam ból, więc pozwalamy im się zarosnąć z naszym wnętrzem i tym samym stać się jądrem naszej chybotliwej tożsamości”. Czy w takim razie świat jest pięknym czy brzydkim złudzeniem? W jaki sposób nałożona maska pozwala nam na niego patrzeć? Dlaczego jej chwilowe uchylenie musi być cierpieniem? Te kwestie najlepiej objaśnia kreacja literacka, wizja w myśl której stajemy się absolutnymi właścicielami tych przebrań na tyle, że stają się one kompozytami naszej tożsamości. Literatura nas zmienia, jej absorpcja jest na tyle silna, że każe nam funkcjonować jako jej część właśnie. Czy w takim razie prawdą może być „zgodność rzeczy z rzeczywistością”? Złuda zaprzecza wszystkim tego typu konstatacjom.

Powieść Kosmali pojmować zatem można jako metaforyczną wędrówkę w głąb siebie człowieka-rzekomego niby-duchownego, którego pragnienia, a w tym jego wyobrażenie - główna bohaterka Ewa – są jedynie projekcją, złudną myślą, którą opętany jest jego umysł. Wobec tego słuszne wydają się echa idei świata pojmowanego jako „wola” w Złudzie, kreacji literackiej, którą tworzy byt nieistniejący człowieka opowiadającego swoją historię, zdającą się historią „bezcelową”, uczynioną samą dla siebie, metatekstualną refleksją zamykającą w sobie bezwładnie wyznaczniki literackie. Tm bardziej, że już na wstępie dowiadujemy się, że spowiednik Ewy to „wybitny filozof i psycholog, autor bestselerowej Złudy”. Schopenhauerowski świat pojmowany jako wyobrażenie wydaje się adekwatną inspiracją literacką, a szata filozoficzna rzekomo realistycznej prozy Kosmali okazuje się z ducha modernistyczną tkanką mieszczącą w sobie literacką samozwrotność. Gra o autorstwo powieści przelana na karty powieści, pragnienie rozpoznania opowieści drugiego człowieka przez spowiednika, aż w końcu poprowadzenie tej opowieści i nadanie jej mglistego końca to wszystko składa się na koncept Kosmali, która rozkłada sprzeczne uczucia jednego człowieka – owego duchownego na kilka różnych postaci. Odwołuje się to do teorii binarnych opozycji w semiotycznym modelu Jurija Łotmana.

Jedynie złudzeniem jest zatem to, że człowiekowi można pomóc wspiąć się do góry, bowiem każdy sam musi dojrzeć do tego wyjścia „z jaskini”. Każdy pozostaje sam wobec swojego losu. Z kolei największą „skazą” na istocie ludzkiej jest porzucenie drugiego człowieka, odzwierciedlone w osobie Ewy – której imię odnosi się do biblijnej, „grzesznej potomkini”, decydującej się na opiekę nad jej babcią przez ośrodek pomocy. Jedyną pamięcią osoby jest więc porzucenie, skazanie na samotność, a jego rekompensatą jest ponowne wtrącenie człowieka do więzienia – platońskiej jaskini. Cierpienie, niezborność emocjonalna, niemożliwość prowadzenia walki z pozorami rzeczywistości, ugaszenie w sobie wewnętrznej siły rysuje w człowieku nieusuwalną „skazę, która będzie zniekształcać już do końca rzeczywisty obraz”.

Irmina Kosmala „Złuda”,  Wydawnictwo VipArt, Gniezno 2020, str. 174

Anna Łozowska-Patynowska

 

Przeczytaj też na naszym portalu w dziale ‘z dnia na dzień’ (19 luty 2020) fragment wyżej zrecenzowanej powieści