„La la la” Bogdana Zdanowicza

Category: z dnia na dzień Published: Sunday, 12 April 2020 Print Email

Leszek Żuliński

ODKRYWAJCIE ZDANOWICZA!

 W swym miasteczku Łobez (niedaleko od Szczecina) mieszka od lat Bogdan Zdanowicz. Postać to energetyczna i mocno związana z literaturą. Jego straszy brat, Leon, zmarł w 2009 roku, ale Bogdan kontynuuje rodzinną pasję literacką. Ja znam poczynania Bogdana od dawna i jestem pełen atencji co do jego hobby i zapału. W ubiegłym roku prowadził moje spotkanie poetyckie na kaliskim festiwalu literackim. A więc, jak widzicie, jakiś tandem przytrafił nam się.
 Rzecz jasna, znajomość znajomością, a recenzja recenzją. Toteż przechodzę ad rem bez taryfy ulgowej. Ale o jakiej uldze ja tu mówię, skoro Bogdan to solidny poeta.

 Zacznę od wiersza la la la (piosenka o raju), bo ten wiersz nadał także intrygujący tytuł całemu tomikowi. Oto on: pierwszego dnia w jaśniejącej / ciemności – z bólu gardła / nie wyrzekłem ani słowa / o sytuacji potylicznej / nie tylko kraju // drugi dzień – zadyma / wyszedłem z domu człowiekiem / z głową w chmurach / – wróciłem bałwanem // dzień trzeci od świecenia / rozdzieliła się biel / z obłoków w niebieski skon / nagle gałęzie drzew / wydały się na pokarm słońcu // czwartego stłumiło się / spóźnione wigilie stracone włosy / głosy podniesione / zgubione drogi / – skrzyżowanie rozpełzło się / w cztery argumenty // w piątki karty licytują / wnyki polowania – sens z ptasią grypą / sen przetrwalników / hibernację czystego powietrza / dobra zmianę w kodzie / świat rozpada się / w układ baryczny //w soboty kobieta pierze mężczyźnie skórę / ścieli łono zostaje żoną / a gdy dzieci ruszą / świat powita je / evergreenem: la la la // i siódmy paradis / paraliż sztucznych rzęs / filtrów bez urazy rad namiestnika / odwiedzamy ogrody lastriko / powszechny spis bezeceństw // powiedziane było / że będzie jak było / a nawet bardziej

 Nieszablonowy to wiersz i – jak widzicie – niełatwy do oczywistego przyswojenia. Myślę, że sporo czytelników potykałoby się podczas lektury. Bogdan przed oczami ma świat, jakiego my nie mamy. Osobliwa dykcja tych wierszy nie dla każdego jest oczywista. Podczas lektury szumiał mi z tyłu głowy Miron Białoszewski – to on w swoim czasie zadudnił nam w uszach i oczach zupełnie niespodziewanym językiem. I chociaż obie dykcje – Bogdana i Mirona – są różne, to jakoś „pobratymskie”. W dwudziestoleciu międzywojennym mieliśmy sporo tego typu awangardy, a teraz – jeśli ona jeszcze jakoś istnieje – to Zdanowicz powinien być jej przykładem.

 Mógłbym tu bez końca przytaczać „osobliwości” Zdanowicza, ale wybrałem wiersz pt. księga dumy -2. Cytuję: od urodzenia dumny z pochodzenia (nie) – jestem / z zachodniej prowincji miasteczka na ziemi niemczonej / zniszczonej potem w ajencji z agencji / choć (chyba?) prawdziwa ojczyzna mojej nieświadomości / jest daleko na wschód w „lidskom rajonie” pod lipami Lipniczek / albo jeszcze dalej w pawłodarskim kraju / gdzie na stepie mieszka wilk (o nim kiedy indziej) / przed którym co noc uciekałem / grzęznąc w śniegu po pas (teraz prawie nigdy) / od niedawna zacząłem rozumieć / ten bełkot bąbelkujący z moich ust w ciemność / skąd wilk wziął się w ciele mamy z którego mnie rodziła? / czy zabrała go teraz ze sobą? (gdziekolwiek jest) / albo to on (sam) przestraszył się / trafiając w dziury w mojej pamięci? / możliwe (czego bym nie chciał)  że szuka sobie miejsca / w myślach mojej córki lub wnuków / – czy coś jest w stanie zatrzymać wędrówki / widziadeł? woda w rzece z dzieciństwa / nad którą wróciłem na starość? / (jestem znowu mieszkańcem łobezu nad regą).
 Popatrz, Bogdanie: obaj doczekaliśmy wieku, kiedy wehikuł czasu i wspomnień ożywia w nas takie wiersze.

 Chciałbym tu cytować i cytować, ale nie wszystko jest możliwe. Sporo tu wierszy „obfitych”, „opasłych”, pisanych szeroką frazą, jak na przykład księga wejścia / wyjścia, którą można by uznać za poemat.
 Z powyższego powodu wybrałem jeszcze wiersz krótki – jak na zapędy Bogdana – pod tytułem moja lewa ręka. Oto on: moja lewa ręka / nie potrafi wielu rzeczy / prawych brać w garść // podejrzewam że właśnie jej zawdzięczam / szereg niepowodzeń / które osiągnąłem w życiu // jeśli wierzyć badaczom pisma / kiedyś wszyscy byliśmy leworęczni // czy wiedział o tym dyrektor szkoły / (był członkiem lewicowej partii robotników) / gdy bił nas linijką po prawicach / karząc dłoń która pisze / zadania klasowe – z takimi błędami // może dlatego rosła populacja / podwójnie leworęcznych.

 Jak widzicie, jest to wiersz swoiście dowcipny. Ale zacytowałem go, aby pokazać wam, jak różnorodny jest ten tomik. Ogólnie rzecz biorąc, cały tom tych wierszy jest niepodobny do innych, jakie znamy. Bogdan Zdanowicz ma ciekawą wyobraźnię, sporą paletę pomysłów i znakomite pióro. W nieustannej rzece tomików „odnoga” Zdanowicza jest niepowtarzalna. Tak więc czyhajmy na jego kolejne wiersze – bo warto!
 
PS. Mam tylko jedne zastrzeżenie do tej książki: to taki kolorowy wiatraczek na patyku, wstawiony na okładkę, a wolałbym całkiem inny obraz jakoś mocniej korespondujący z aurą tych wierszy.

Bogdan Zdanowicz  „La, La, La”, Wydawnictwo BRYK-ART, Łobez 2020, str. 56

Leszek Żuliński