Erwin Kruk „Nieobecność”, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Olsztyn, Olsztyn 2015, str. 120
Leszek Żuliński
DRABINA DO NIEOBECNOŚCI
Erwin Kruk – rocznik 1941 – poeta mocno związany z Olsztynem i Mazurami. Także prozaik i – najogólniej to ujmując – regionalista. Swój pierwszy zbiór wierszy wydał w 1963 roku. Dziś już przynależny do kasty seniorów. Trochę na rynku literackim mniej widoczny niż dawnymi czasy, ale może się mylę, może sam jakoś Kruka przegapiałem ostatnimi czasy. Ale jego twórczość siedzi mi w głowie – miał lata swojej publicity. One przecież wciąż trwają, ale tak się porobiło, że zalewa nas liryczna horda młodzieży i my, starsi, giniemy gdzieś w tym tłumie. Wszystko się jakoś rozpływa. Kruk przed laty sam o sobie powiedział: Należę do ostatniego pokolenia, które na swym grzbiecie dźwiga garbate mazurskie brzemię.
Mój kraj lat dziecięcych składam mozolnie z okruchów rozbitego świata. Próżny to trud i tylko czasem wydaje się, literatura, sztuka może dać pozory ocalenia tego, co ginie.
Toteż dobrze się stało, że Kruk teraz przypomina nam się. Dorobek ma znaczny, acz jednak nie niezbyt „nachalny” i rozproszony na różne gatunki. Tomików poetyckich doliczyłem się w tym dorobku sześć. Ostatni, pt. Znikanie, ukazał się w roku 2005.
Na nowy zbiór wierszy – jeśli moja kwerenda publikacji Kruka nie poplątała się – czekaliśmy dziesięć lat. Ten nowy tomik zatytułowany jest Nieobecność. Ponad stustronicowy, a więc „dopinający się” zapewne przez spory czas.
Te wiersze charakteryzują się szlachetną prostotą i komunikatywnością. Kruk nie jest „kombinatorem języka”. Tu po prostu dominuje siła i treść przekazu, opowiadanie, refleksja. To poezja wyjątkowo ideowa i aksjologiczna.
Dla przykładu cytuję pierwszy, otwierający tom wiersz pt. "Nic nie jest skończone": Nie gromadź dóbr, / Pomnażaj dobro. // I gdy nie będzie już ciebie, / Może na chwilę / Czyjaś czuła pamięć / Pobiegnie za tobą / Wśród lasów i wzgórz / I przytuli się do porzuconego cienia, / I podejmie pieśń dziękczynną, / którą kiedyś nuciłeś w drodze. // Bo nic nie jest skończone. // To nam, istotom śmiertelnym, / Niekiedy zdaje się, że bez nas, / Krzątających się wokół życia, / Światu nie może się nie udać.
Proszę zauważyć, że jest to „poetyka przesłania”. A w końcówce tekstu nawet jakaś nuta historiozoficzna. W dzisiejszym „jazgocie dykcji” taka prostota i merytoryczność przekazu już często się nie zdarza. „Szkoły dykcji” rozmnożyły się jak „szkoły tańca”. Nie, nie piszę tego z przyganą; raczej chcę uzmysłowić, że „wielopokoleniowość” obecnej poezji powinna być dostrzegana i doceniana.
Kruk ma wiele do opowiedzenia. Bo z wiekiem bagaż ekspresji zmienia się w bagaż mądrości. Dodawanie zbliża się do podsumowania. Ale też do drążenia spraw fundamentalnych. Już kolejny wiersz po tym pierwszym, powyżej cytowanym nosi tytuł "Unde malum" (co znaczy: skąd zło), kojarzący się ze znanym wierszem Miłosza adresowanym do Różewicza… Tak więc natychmiast zatonąłem w klimatach, o których obecnych braku nagle sobie uświadomiłem.
Kolejny przykład: wiersz pt. "Jak to będzie": Nie biegnij przed siebie, zliczając dni, / Które darowało nam życie. / Lata i bez naszego utrapienia dobiegną kresu. / Jestem śmiertelny. Wiem, trzeba pogodzić się z losem. / Idzie to mi niesporo. / Cóż, że z życia będziemy wygnani? I tak po nocy wstanie / Poranek i słońce, a potem ludzie zaczną śmiać się i płakać. / I gwiazda wieczorna znów będzie świecić. // Zadziwiające, / Że my chcielibyśmy przy tym być / I mieć pewność, / Jak żyć będzie świat / Pod naszą nieobecność.
Hmm, takich owoców nie zbiera się ani wiosną, ani latem, tylko jesienią. A aura trzech powyżej cytowanych wierszy panoszy się w tym zbiorze. Robiło mi się tkliwie i mroczno, gdy brnąłem wiersz za wierszem. Jestem od Kruka młodszy o osiem lat, ale już chyba bardziej po jego stronie niż po stronie młodych, którym przecież tak często kibicuję.
Kruk w tym tomie jest „schyłkowy”. Ale bez histerii i darcia szat. Ot, przyszła refleksja egzystencjalna, a on ją wysławia w stoicki sposób. Paciorki przeszłości niza na własny różaniec. Pakuje pamięć w wiersze. Straconego czasu nie poszukuje – ma go w garści i opowiada. Tytuł tomu Nieobecność nie jest tytułem żadnego wiersza. Jest zapowiedzią nadchodzącego finału. Myślę jednak, że obecność Kruka jest tu pięknie wyartykułowana. Mnie jednak wciąż dręczyła refleksja, jak poetyckie pokolenia dziadków, ojców i wnuków żyją nie w tym samym świecie, tylko na różnych szczeblach tej samej drabiny. Drabiny, po której wspinamy się do nieobecności. A może bardziej schodzimy niż wspinamy? W sumie to wszystko jedno.
Sporo tu także akcentów i klimatów regionalnych. Kto jak kto, ale Kruk nigdy kosmopolitą nie był. Jego zakorzenienie w Warmii i Mazurach zawsze było jego wizytówką. Nic pod tym względem przez lata się nie zmieniło. Ale refleksja egzystencjalna i funeralna w tym tomie dominują. Zamyka go taki oto wiersz: Bo skoro tak dosłownie, / Tak wszystko się rozwiało, / Jak nazwać to, co po nas zostało? / Gdzie żyją ci, którzy na tej ziemi wyrośli, / W dawnych wiekach, w tych samych krajobrazach, / Obok nas, ale milczący / Sposobiący się do drogi? / W jakim kraju, na jakiej bezludnej wyspie? / Imiona bliskie, domowe, / Dla nich zawsze pozostały obce. / Teraz tych ludzi ani ich imion / Nie ma. Do pamięci nie dotarły. / Ktoś żył i odszedł. Nikt nie zauważył. / I gdy cienie rzucają obłoki / W jasny dzień, wiatr od lasów szemrze / W zadziwiającej mowie, / Jakby ptaki odlatywały nad głowami, / Ale tak wysoko, daleko, / Że nie wiadomo, jakie mają imię / I czyich cienie przesuwały się / Kiedykolwiek po ziemi?
Panie Erwinie, nie zamierzam, Panu gratulować schyłkowości, ale „schyłkowego stoicyzmu” tak. I tego „przyspawania do ziemi”, z której nigdy Pan nie emigrował w utopię. Ze swojej egzystencji pił Pan niewydumaną esencję. To w tej kakofonii dzisiejszych języków, w tej powszechnej migracji tożsamości brzmi dziś czule i mocno.
Erwin Kruk „Nieobecność”, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Olsztyn, Olsztyn 2015, str. 120
Leszek Żuliński