Roman Bąk „Soki”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2015, str. 88
Agnieszka Kołwzan
ŻYCIE TO NIE ZAWSZE ZDANIE OZNAJMUJĄCE
„życie to nie zawsze zdanie oznajmujące;/ to często ciche, niejasne pytanie/ […] to także imperatyw, ów tryb, nakaz wal-/ki, gdy trzeba bronić najprostszych słów, snu granic”. Ambiwalentne rozumienie ludzkiej egzystencji zarówno jako nieustającego szukania odpowiedzi jak i batalii o to, co ważne, znajduje się w najnowszej poetyckiej książce Romana Bąka Soki (Biblioteka „Toposu”, Sopot 2015). Definicja ta przekłada się również na zawartość zbioru, która prowokuje do stawiania pytań, pobudza do namysłu. Do namysłu nad czym? Ano nad przeszłością, jej wpływem na teraźniejszość i współczesnością…
Autor sięga po wiersze napisane w latach 80., podkreślające zniewolenie rodaków w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Wstrząsające świadectwo destrukcyjnej natury systemu przekazuje wiersz przesłuchanie, którego materię stanowi deklinacja – poszczególne przypadki: mianownik, dopełniacz, celownik, biernik, narzędnik, miejscownik, wołacz i dotyczące ich pytania (kto? co?, kogo? czego?, itp.), odpowiednio przekształcone, wykorzystane zostały do przedstawienia bezwzględności komunistycznych przesłuchań. Agresywność podkreślają wykrzykniki: „mianownik! – kto co! dopełniacz! – kogo czego! celownik!/ komu co! biernik! – kogo z czym! miejscownik!/ – czemu z kim! narzędnik! – o kim! o czym! […]”. Przedzielone słowa, raz po raz powtarzane te same pytania ujawniają narastanie napięcia i tragiczny finał: „kto! celownik! biernik! celownik! – kto! kto! kogo!/ komu…!/ – wołaaaaacz!/ – nie usłyszą…”. Krzyk, rozpaczliwe wołanie przesłuchiwanego nie dociera do nikogo, ów człowiek ginie. W kontekście całości wiersza nazwy dwóch przypadków celownik i biernik, rozmyślnie użyte w zakończeniu, zyskują metaforyczne znaczenie – celownik konotuje przesłuchującego, który celuje w przesłuchiwanego, zaś biernik – ofiarę, ubezwłasnowolnioną, bierną.
W innych wierszach z tego okresu przywołuje Autor morderstwo ks. Jerzego Popiełuszki (ukrzyżowanie), pisze m.in. o ojczyźnie (ojczyzna to jest pewnie taki dół), pośmiertnym losie bohaterów (bohater), hekatombie stalinizmu (czaj): „chciałem wypić herbatę, ale jak tu pić/ herbatę.[…] ich ręce wiotkie; ich twarze/ zniszczone; ich usta spękane – szepcą: pić…/ […] dotykają brzegu szklanki: jest nas czterdzieści/ milionów, czterdzieści milionów, czterdzieści/ milionów, a każde chce pić, tylko pić/ łyk wody, wody…”.
Każdy z tych wierszy to nie tylko dramatyczne wspomnienie, ale i próba odtworzenia prawdy, która wymyka się współczesności.
Z utworami z lat 80. sąsiadują wiersze z czasów mniej odległych, jak lipcowe deszcze, który odnosi się do powodzi z roku 1997. Woda zalała wówczas tereny południowej i zachodniej Polski, doprowadzając do ogromnych strat materialnych i śmierci wielu ludzi. W utworze podmiot liryczny podkreśla siłę żywiołu, przyrównawszy jego zasięg do biblijnego potopu. Pochłaniająca wszystko woda wywołuje poczucie bezradności, nieodwracalności losu: „słup wody, rosnący w wieżę, podchodzi bliżej;/ […] odgradza od nas, patrzących zza szyby,/ słyszących śpiew nadchodzącej/ ananke…”.
Jednak nie tylko refleksje oscylujące wokół wydarzeń lat 80. czy 90. stanowią zawartość Soków. Roman Bąk wielokrotnie snuje rozważania natury ogólniejszej. W rzeczy o szymonie słupniku, dedykowanej notabene Janowi Pawłowi II, podmiot liryczny pokazuje świat z perspektywy świętego Szymona Słupnika. Opisane przestrzenie cechuje sprzeczność: „z zachodu biblioteka, z zachodu śmietnik,/ z zachodu skała wypluwająca ziarno, z zachodu/ ziarno czepiające się skały […] rozbity samochód, rozpękłe szkło i atom./ okna bez szyb, romańskie wnętrze, auschwitz”; „ze wschodu świt. ze wschodu zmierzch[…] strzał w tył głowy, […] pokłon wschodowi, […] /bliskość/ ziemi, ze wschodu dalekość ziemi”.
Podobnie scharakteryzowane zostały północ i południe. Każda ze stron świata zawiera w sobie pierwiastek pierwotny, dziki i naturalny, a jednocześnie naznaczona jest rozwojem cywilizacji, postępem, pędem. Każda ze stron wniosła w rozwój świata tyleż dobrego, co złego. Każda z nich różni się znacząco od pozostałych. A jednak w swej odmienności stanowią jedność. Przecinają się ze sobą tworząc krzyż, który jest symbolem łączenia przeciwieństw – góry i dołu, lewej strony i prawej strony.
Współczesność przejawia się również w utworach poświęconych rodzinie, która stanowi niejako panaceum na zło tego świata. W wierszu religijnym pierwszym, wrześniowym podmiot liryczny przedstawia siebie i swoją brzemienną żonę jako wędrowców, którym przyszło zamieszkać w spartańskich warunkach: „nie było światła. zerwany kabel dzwonka […]/ strupy farb, zacieki, zaduch. mrok przyglądał się nam z kąta […]”. Jednak dla małżeństwa nie posiadającego niczego prócz siebie i to lokum wydaje się za duże: „[…] po cóż tak wielki pokój, kiedy mieścimy się/ w sobie…? – żebyśmy znaleźli się w innych…”.
Miłość jednocząca dwoje ludzi nie ma się ograniczać tylko do nich samych – winna promieniować na drugiego i być słyszaną przez Boga modlitwą: „– jestem twoją żoną – szeptałaś./ – jestem mężem – mówiłem/ brzmiało to jak modlitwa,/ która porusza niebo”. Potomstwo zaś odbierane jest jako dar Stwórcy, dzięki któremu dokonuje się uzdrowienie, oczyszczenie, a rzeczy nabierają właściwych proporcji: „oczy mojego syna – dwie sadzawki święte,/ siloe i betesda – moje uzdrowienie./ w nich kąpię się co dzień, w nich przeglądam,/ w ich wodzie, którą porusza anioł”. (wiersz dla mojego synka).
Przeszłość ukazana jako zbiór tragicznych wydarzeń wyraźnie kontrastuje z teraźniejszością, która dzięki rodzinie i Bogu staje się czasem szczęśliwym mimo trudności. Podmiot liryczny, przywołując straszne wydarzenia z polskiej historii, upamiętnia ofiary totalitarnego systemu, nie pozwala zagubić się prawdzie, jakby w ten sposób pragnął zadośćuczynić słowom: „Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku, teraźniejszości ani prawa do przyszłości” (J. Piłsudski).
Oczywiście refleksje nad minionymi dziejami i chwilami obecnymi to niejedyne podejmowane przez Romana Bąka wątki. Warto wspomnieć choćby o utworach, w których czerpie Autor inspirację z dzieł innych pisarzy, twórczo przekształcając podejmowane przezeń motywy, np. opisanie krawędzi (przekład z Rafała Wojaczka), z nienapisanej elegii dla Zbigniewa Herberta, z Pieśni stopni, odwołującej się do Księgi Psalmów, tobiasz (Księga Tobiasza) lub bezpośrednio tłumacząc teksty, np. Carpe diem – przekład z Pieśni Księgi Pierwszej (XI) Horacego.
Bogactwo i waga podejmowanych w Sokach tematów motywuje nie tylko do konfrontacji z historią, czy ze współczesnością, brak kategorycznego i jednoznacznego wartościowania prowokuje do zastanowienia i przyjęcia konkretnego stanowiska. „życie to nie zawsze zdanie oznajmujące”…
Roman Bąk „Soki”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2015, str. 88
Agnieszka Kołwzan