Jerzy Marciniak „Owacje Pustej Widowni”, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2015, str. 176

Category: port literacki Created: Monday, 17 August 2015 Published: Monday, 17 August 2015 Print Email


Jolanta Szwarc

JESTEM, JAKA JESTEM I ROBIĘ TO, CO ROBIĘ

W małej paczce z północnej Polski dostałam dwie książki. Jedną wierszem pisaną, drugą stworzoną prozą przez Prawnika-Pisarza. Chwyciłam tę prozę, czyli ostatnią książkę Jerzego Marciniaka Owacje Pustej Widowni i ponieważ robię to, co robię, przeczytałam ją od samego początku do samego końca, bo tak nauczyła mnie mamusia – „jak się podjęłaś, to zrób to, co masz zrobić, najlepiej jak potrafisz.”

„O matuchno ty moja” – wzdycham jak K. Daukszewicz, kiedy ma trudności ze zrozumieniem bliźniego. Staram się kochać Jerzego Marciniaka jak siebie samą i nic na to nie poradzę, że patrzę na niego przez soczewki moich osobistych oczu. O, to nie jest człowiek, którego nauczono – stój w kącie, znajdą cię. Jego nie trzeba szukać, on nie chowa się po kątach. Stara się być widoczny, wystąpić na tle i to tle dostojnym. Ustawić się obok Gałczyńskiego i płynąć. Poeta i Pisarz to często dwa odrębne światy, albo też dwie rzeki płynące obok siebie, by z czasem wlać się do tego samego wysychającego jeziora lub ujść do wspólnego morza zapomnienia. Te akweny to LITERATURA NOWEGO STULECIA. Krytyk może przyklęknąć nad taką wodą, słodką lub słoną, zanurzyć w niej usta i pić błogosławione soki, by później wzbogacony na duszy, mógł coś napisać i by to coś wyglądało tak, jakby on też co nieco potrafił.

Uups… klęknęłam, piję słodką wodę, smakuję „z chińskich ziół ciągnione treści”. Z jakich chińskich? Z polskich i to nie z ziół tylko ze słów. Z Gałczyńskiego psiajegomać. „…inteligent w stawie się utopił /…/ Trochę krzyczał przedtem o Wagnerze / psiajegomać / O Wolterze i o Baudelairze / psiajegomać // „Że trzeba powziąć oddech szerszy” / psiajegomać / Został po nim smród jak po tomiku wierszy / psiajegomać. // Nuda słów, nuda słów /…/ ojczyzna, Bóg i walka klas, / pacyfizm raz i Lienin raz - / oowszem… ot, śnieg już sypie… / My tu, panowie, proszę was, / jesteśmy, mówiąc tak w sam raz, / chór „za pięć złotych” na stypie.” Ziemia nasza jest zachłanna, wszystko do niej wraca. My też, niezależnie od naszej wolnej woli i jakości drzew genealogicznych.

Podniosłam się z klęczek i najpierw piękną łąką, a potem coraz bardziej dziką z ostem i pokrzywami doszłam do równolegle płynącej rzeki. Chciałam klęknąć i ustami dotknąć jej lustra, ale mieszanka goryczy, pieprzu i soli zaatakowała moje nozdrza. Wyprostowałam się i powoli zaczęłam wycofywać się ze strefy skażonej. Alergicznie zareagowałam na duchy tańczące między wyziewami rzeki. Można w nich było rozpoznać wszelkie rodzaje zła. Począwszy od złodziei, poprzez sprzedawczyków, skorumpowanych prawników, grafomanów, Bolków, esbeków, krzywdzących zasrańców i tych bez owsików z dokładnie wylizanymi tyłkami. Szamba, śmierdzące szamba. Prawnik-Pisarz czyścił je zarówno w Szwecji jak i w Polsce, w Warszawie. W szambach czytał prasę wychodzącą za czasów komuny, bo uważał, że tam jest dobre miejsce na tego typu lekturę. Teraz wiele się zmieniło, już nie ma komuny, ale Prawnik-Pisarz nie zmienił czytelni. Według niego zmiany nie przyniosły nic dobrego.

Pozostała jednak sprawa rozliczenia ich ze szkodzenia Polsce. Tutaj miał Prawnik-Pisarz takie możliwości jakie miał. Wyciągnął więc swojego sflaczałego fajfusa i zaczął lać z góry na to towarzystwo. /…/ Prawnik-Pisarz opróżnił się do ostatniej kropli, a potem zapiął spodnie i poszedł szukać miejsc, które mógłby kiedyś trochę lepiej wspominać.

Tyle lat szukał szczęścia dla siebie, to już chyba nie znajdzie, bo zawsze wiatr nie z tej strony i zawsze wieje w oczy.

Jednak prawdą niepodważalną jest, że najbardziej pokrzywdzonym przez stan wojenny był Sławny-Słaby Pisarz Jerzy Marciniak. On to bowiem, pamiętnego roku, otrzymał zaproszenie od królowej angielskiej. Mieli wspólnie spędzić wieczór w Pałacu Buckingham. A ponieważ królowa w rzeczywistości chciała dłużej, to również i noc. Królowa angielska miała robić mu miłość francuską. Na co bardzo nalegała. Niestety, wprowadzono stan wojenny, Sławny-Słaby Pisarz musiał zdać paszport i… i królowa angielska  po dzień dzisiejszy klęczy w swojej sypialni z ustami otwartymi i czeka, kiedy w drzwiach pojawi się Jerzy Marciniak. Pojawi się, rozepnie rozporek, podejdzie kilka kroków bliżej… i królowa angielska zrealizuje swoje najbardziej wyczekiwane marzenia francuskie.

Nie rozumiem, Jerzy Marciniak żyje teraz w wolnym kraju, z którego może wyjeżdżać, kiedy chce i wracać, kiedy chce, więc w czym problem, żeby zaspokoić i podnieść królową angielską z klęczek. Niech wreszcie kobieta przestanie się męczyć. Jednak Prawnik-Pisarz nie myśli, jak pomóc ludziom, on ciągle skupiony jest na sobie. Studia prawnicze w Poznaniu wyposażyły go w umiejętność redagowania pism do różnych instytucji, w których domaga się czegoś, czego nie można uzyskać, wysyłając kolejne skargi na ludzi – choćby związanych z teatrem.

Owacje Pustej Widowni, to pozycja, której trudno będzie zdobyć czytelnika i poklask, bo nie wynika z niej troska o Polskę emigranta mieszkającego w szwedzkim Lund. Ten emigrant nie dostrzega w swoim kraju nic dobrego. Batoży wszystkich odpowiedzialnych za stan kultury i nie tylko. Obrywa się prezydentom, ambasadorom, senatorom, posłom, policji. Krytykuje Rozgłośnię Świętojebliwą, po czym wspina się na palce i głosi zza pleców: Zapraszacie do ambasady ludzi, którzy powtarzają w kółko; Turek postrzelił przykrywę pedofilstwa i dostał dożywocie, chociaż powinien być uniewinniony za ochronę małoletnich.

I masz, babo, placek – nie napiłam się z rzeki Jerzego Marciniaka, nie potrafię z nim trąbić w jedną trąbę, mimo że go kocham. Nie dosięgnę artystycznych wyżyn tej anegdoty – Mój znajomy szedł z wyprawą naukową przez Saharę, nie mieli wody i byli na skraju wycieńczenia, ale na szczęście towarzyszący mu murzyn miał katar sienny i leciało mu mocno z nosa, to oni podchodzili, nachylali mu ten jego szeroki nochol i pili, czym ratowali swoje zdrowie a być może i życie, Pijak to jeszcze mniej brzydliwy.

Co on pisze? Zrobiło mi się niedobrze, ale to nic, to przejdzie. Najważniejsze, że go kocham, dlatego upomnę po chrześcijańsku. Nie idź Pan tą drogą, Panie Jerzy. Nie naśladuj węszących psów, zwłaszcza tych, które chorowały na nosówkę, bo pogryziesz ręce, które chcą Cię pogłaskać. Nie podnoś nogi jak lejesz.

I pamiętaj, jeśli mi po swojemu powiesz – pocałuj mnie w dupę, odpowiem -  a Ty mnie dwa razy.

Jerzy Marciniak „Owacje Pustej Widowni”, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2015, str. 176

Jolanta Szwarc

 

 

Przeczytaj też opowiadania J. Marciniaka w dziale "proza" naszego portalu, szkic "Przybyszewski a... pałace" (dział "eseje i szkice"), a także recenzję książki Urząd Lekkich Obyczajów (2014)