Z DNIA NA DZIEŃ, Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ

„Insomnia, podżebrze” Wioletty A. Jaworskiej

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: wtorek, 02 marzec 2021

Leszek Żuliński

 

WIERSZE WSOBNE I INTELEKTUALNE

 Tej Autorki dotychczas nie znałem, ale ze skrzydełka książki sporo się dowiedziałem. Pani Wioletta jest nauczycielką, ale wielce   – moim zdaniem – uczoną; między innymi jest absolwentką Papieskiego Wydziału Teologicznego.
 Jej dorobek jest zaskakująco spory. Mówi o sobie: pasjonat, kobieta renesnsu. I rzeczywiście tak mówić o sobie ma prawo.
 Już nie wchodzę w dalsze szczegóły – może czytając tę recenzyjkę moje zdumienie uznacie za słuszne.
Najpierw musiałem dowiedzieć się co znaczy tytuł tego tomiku: insomia. podżebrze. Otóż insomnia to jest bezsenność, a podżebrze to część jamy brzusznej pod żebrami. I właśnie te oba słowa nadały tytuł tomikowi.
 Podżebrze to wyraz znany, a insomnia to znaczy, jak rzekłem,  bezsenność.

 Tak między innymi powstał tryptyk, zaczynający się tytułem prześwity. Cytuję: od sygnału karetek gęsi się skóra / chłód tnie trzewia do krwi // przygarbione obrazy pęcznieją od nadmiaru wilgoci / odpryski paciorkami spadają na ręce / skostniałe od zebrania na czas // naprzemiennie staję się bezmiarem bezradności  / wobec  atramentowych plam / plątaniny rur z impulsami na monitorach // ludzkim pelikanem z termosami zamiast skrzydeł / gotowym zadziobać za każdy akt nieuwagi / względem pomarszczonej skóry // wreszcie obolałym dzieckiem / któremu zabrano na drugi brzeg / koniec pępowiny.

Czytaj więcej: „Insomnia, podżebrze” Wioletty A. Jaworskiej

Notatki na marginesach (43)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: poniedziałek, 01 marzec 2021

Bartosz Suwiński

KOTLINA. FIASKA

1.
Spokój może być urojony, tylko ból jest prawdziwy. Uciekamy się do tego, czego nie ma. Wracamy do tego, od czego uciekamy i tak pomnaża się rozczarowanie. Pomnaża po cichu. Nie umiemy cieszyć się życiem, bo zbyt wiele razy wybrało za nas. Źródła radości z czasem stają się źródłem rozpaczy. Od okoliczności zależy, czy splot zdarzeń rozwiąże się jak umowa o pracę, czy małżeństwo. Po pewnym czasie, nie ma to różnicy. Nie ma na to rady. Nie ma na to słów. Nie ma na to chęci. „Co osiągnęliśmy? // Co zdobyliśmy? // Nic” (Roman Brandstaetter).

2.
Smutek po zapisanych na próżno wierszach. Poezja to instrukcja do składania mebli. Nawet jak uważnie ją studiujesz, widok tego, co złożyłeś, w porównaniu z tym, co na zdjęciu, pozostawia wiele do życzenia. Pozostawia to. Szuka w ciszy, poza oczekiwaniami. Struktura, realizacja, przykłady. Przeinacza się dal. Treści staczają się w kroki. Dłonie „bezradne jak dzieci w grubej / ciemności” (Józef Czechowicz).

3.
„Ja jestem krokodylem – mówi Janek – i zjadam wszystkie okruszki”. Kto leci nisko, temu chmury wydają się ścianą.

4.
Sznury ptaków na tekturowym niebie. Sarna ma w oczach fajerkę, która osuwa się z każdego haczyka. Skorupka rozpołowiona na pół. Śnieg popuścił, w rowach puszki po kustoszu i mocnym. Skarpami puste małpki. Najwięcej cytrynowej lubelskiej. Kamienne gniazda, nieliczne skorupy ze śniegu, brudu, szlaki. Bogatki nad powalonymi wierzbami. Cztery schodki na czereśni. Na kapliczce kot siada w posąg. Uśmiecham się do Pani. Pani uśmiecha się do mnie. Dziury w drodze połatane wodą i błotem. Wyrwy w asfalcie. But sterczący z krzaków i sweter wypchany wilgocią. Pałętające się burki. Zrywka napędzana wiatrem. Metalowy brzdęk rozpięty pomiędzy jednym a drugim krokiem. Ciepły marmur. I syn, który właśnie się budzi. Gucio, pójdziemy pod słońce. Teraz widać, kto sypał popiół na śnieg.

Czytaj więcej: Notatki na marginesach (43)

Drzwi

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: niedziela, 28 luty 2021

Anna Krasuska

Drzwi przeważnie były otwarte, jak to w wiejskim obejściu latem. Nie musiała wspinać się na palce, żeby dosięgnąć klamki. Przechodziła z sieni na podwórko albo z podwórka do sieni, kiedy tylko miała na to ochotę. Bez świadomości, że ten element domu może mieć inną funkcję poza odgradzaniem od zimnego powiewu, kiedy przychodziły słoty.
– Ania, kolacja – wołała mama. Otrzepywała wtedy ręce, bo cokolwiek by nie robiła, czy to gotowała lalce obiad, czy przesadzała mlecze na zachwaszczonym trawniku, czy naprawiała korytarz w piasku, który został ojcu po odlewaniu betonowych słupów, co by nie robiła, ręce zawsze miała brudne. Spracowane. Myła je wtedy szybko, brała przygotowaną kromkę i pogryzając jedną ręką, drugą wracała do przerwanych na chwilę czynności, najważniejszych dla niej w tamtej chwili. Drzwi nie zaprzątały jej zupełnie.

Dostrzegła je dopiero wtedy, kiedy klamka i zamek pojawiły się na linii oczu. I cokolwiek by to znaczyło, drzwi zaczęły mieć dla niej realny, namacalny wymiar. Od tej pory sama zaczęła je otwierać i zamykać. Zawsze była po którejś stronie. Jednak wówczas strona nie miała jeszcze znaczenia.
Zmieniło się to dużo później.

Czytaj więcej: Drzwi

Nagroda Conrada 2021

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: sobota, 27 luty 2021

Organizatorem konkursu jest Gmina Miejska Kraków.

Nagroda Conrada to wyróżnienie, które ma na celu zarówno wspieranie młodych autorów, jak i zachęcanie wydawnictw do publikowania książek twórców rozpoczynających swoją pisarską karierę. Tradycyjnie w ostatni dzień Festiwalu Conrada poznamy laureatkę bądź laureata konkursu.

Do konkursu można zgłaszać książki prozatorskie debiutujących autorów, wydane w 2020 roku.

Za książkę debiutancką uznaje się pierwszą, samodzielną i indywidualną publikację autora w formie drukowanej, z nadanym numerem ISBN.

Prawo do zgłaszania książek mają autorzy, krytycy literaccy, wydawnictwa oraz członkowie kapituły Nagrody Conrada.
Do zgłoszenia należy dołączyć siedem egzemplarzy książki.

Nagrodę Conrada stanowią:
• statuetka,
• nagroda pieniężna w wysokości 30.000 zł,
• miesięczny pobyt rezydencjalny w Krakowie,
• promocja wyróżnionej książki na łamach „Tygodnika Powszechnego”.

Czytaj więcej: Nagroda Conrada 2021

„Śmiech Chryzypa” (odcinek czternasty)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: piątek, 26 luty 2021

Jerzy Żelazny

KWAK

Ktoś natarczywie  stukał do drzwi. A potem rozległ się stłumiony trzask zamka, drzwi się uchyliły, ujrzał recepcjonistkę i panią Zenobię.
- Fryz, co z tobą? Dzwonię, twój telefon nie odpowiada, cisza w nim, a już od jakiegoś czasu powinniśmy być na spotkaniu w klubie KWAK.
- Wejdź, proszę. Porwały mnie wspomnienia, straciłem rachubę czasu… A może spałem i śniłem? A telefon? Przecież dwóch przyjemniaczków w różowych krawatach zarekwirowało telefon. Kopertę od deputowanego też wzięli.
- Oddadzą, ale telefonu nie powinni… To wbrew procedurze. Załatwię to, pośpiesz się, musimy jechać. Bo nasi twórcy, oczekując, gotowi się upić z nudów. I będą bredzić. Nie zapomnij zawiązać błękitnego  krawata. Czekam w samochodzie.
Fryz się nieco ogarnął, zawiązał krawat w kolorze błękitu – to ci   dwaj zostawili, nadmieniając, żeby zawiązał, gdyż do tej pory był bez, koszulę pod szyją nosił rozchełstaną. Nie cierpiał krawatów, stroił się weń tylko na szczególne okazje. W neseserze miał bordowy w białawe kotwiczki. To Lilli mu go wepchnęła razem z kanapkami, upominając, nie wypada odbierać nagrody bez krawata, jak będziesz wyglądać, to niepoważne, w tak uroczystej chwili trza mieć krawat pod szyją. Jak buty na weselu, z uśmiechem dopowiedział w duchu Fryz. Ale zaraz spoważniał, gdyż mignęła mu twarz tego, który zabrał mu telefon. A jednak prawie natychmiast parsknął śmiechem, przypomniał bowiem sobie, że wyjął z telefonu kartę SIM i ukrył ją w kieszonce spodni. Syn dzwonił w nocy, Fryz mu powiedział, u na s jest noc, zapomniałeś o tym, zbudziłeś mnie, a mam ostatnio krótkie noce, wciąż podróżuję…  Syn zażartował, powinieneś wyłączyć telefon albo wyjąć i ukryć kartę SIM, nikt cię nie znajdzie i nie zbudzi, pośpisz  bezpiecznie. I Fryz bez zastanowienia albo bezwiednie skorzystał z rady, wyjął i ukrył kartę. Lilli, gdy zadzwoni, nie powie nic, co mogłoby zaszkodzić mnie albo jej. Lubi czasem palnąć coś, co się tym, co podsłuchują nie podoba. Nabrałem ich – uśmiechał się, schodząc na parter.

Czytaj więcej: „Śmiech Chryzypa” (odcinek czternasty)