Lutowy numer "Miesięcznika"
Koszalińskie czasopismo społeczno-kulturalne "Miesięcznik" ma swoich stałych współpracowników. Jak w poprzednich numerach, tak i teraz, w numerze lutowym - 2 (127) 2011- , liczącym 80 stron, piszą m. in. Walentyna Trzcińska, Izabela Nowak, Małgorzata Kołowska, Anna Mosiewicz, Ewa Werner, Joanna Rawik, Zygmunt Broniarek i Jerzy Żelazny. Z literackich rzeczy znajdziemy w bieżącym zeszycie wiersze Władysława Broniewskiego, Romana Śliwonika i Andrzeja Grabowskiego. Także omówienia kilku książek: tomu poetyckiego Ślad R. Śliwonika, zbioru opowiadań Lalka anioła Eduarda Koczergina, Poezji wybranych A. Grabowskiego, tomu prozy Ludmiły Janusewicz Przesypywanie ziaren piasku oraz sztuki teatralnej Zdrówko pana dyrektora Ryszarda Ulickiego.Ostatni z wymienionych przeprowadził też interesującą rozmowę "O humanistyce, biografistyce, roli kronikarza, ewolucji polskiej myśli morskiej, niezwykłych losach polskich admirałów i życiu naukowca, który kieruje największą niepubliczną szkołą wyższą na Pomorzu" - z prof. dr. hab. Zbigniewem Machalińskim. Z. Machaliński uznawany jest za jednego ze znamienitszych historyków Pomorza XX i początków XXI wieku. Obecnie jest rektorem Gdańskiej Wyższej Szkoły Humanistycznej. Ma w swoim dorobku ponad 160 publikacji, w tym 10 wydawnictw zwartych - m. in. Czasopiśmiennictwo morskie II Rzeczpospolitej oraz książkę Admirałowie polscy 1919-1950.
Prowadzący rozmowę w trakcie rozmowy zadaje pytanie: Czy można zatem mówić, że jeszcze istnieje taki fenomen, jak filozofia morza, jego k u l t u r a i etos? Jaka jest twoja 'prognoza pogody' dla tego obszaru kultury i świadomości Polek i Polaków?
Odpowiada Z. Machaliński, rozpoczynając myśl od chlubnego przykładu z międzywojnia, jakim był (i jest) budowniczy Gdyni Eugeniusz Kwiatkowski: (...) Dziś odpowiedzialność za etos morski, kultywowanie kultury inspirowanej problematyką morską - za ową filozofię uprawiania gospodarki morskiej - rozmywa się. Bardziej przypomina chałupnictwo oraz mały i średni biznes niż koherentną narodową koncepcję. Nie myślę o jakichś centralnych dyrektywach - ten sposób kierowania życiem gospodarczym mamy na szczęście za sobą, ale przyznam się, że po cichu marzyłem o jakimś renesansie polskiej 'morskości'. Kiedy nasza granica morska - niegdyś bronowana przez wopistów, by nikt nie uciekł do Szwecji przestała być północną flanką obronną Układu Warszawskiego - kiedy wojsko uwolniło wielkie połacie wybrzeża, kilka portów i wiele mniejszych baz, leżących w pobliżu nadmoskich miejscowości i lotnisk - zacząłem mieć nadzieję, że zaczniemy dostrzegać piękno morza, związane z nim problemy ekologiczne, ale także jego walory biznesowe. Dziś bardziej opłaca się skorzystać z egipskiego lub greckiego 'luksusu' niż z pobudek patriotycznych przepłacać w nadmorskich kurortach ciągle nie dorównujących tamtym bardziej egzotycznym, choć tak bardzo odległym geograficznie.