„Liryki polne” Eugeniusza Orłowa

Категория: z dnia na dzień Опубликовано: 18.07.2021 Печать E-mail

Leszek Żuliński

 

PISARZ NIE BYLE JAKI

 O tym Autorze wiele można by opowiadać. Dorobek ma imponujący. Cytuję: Urodził się15 lutego 1949 roku w Warszawie, gdzie ukończył Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Jest Autorem 46 własnych książek i 41 publikacji dramaturgicznych oraz 30 w  wydawnictwach zbiorowych, oraz kilku tysięcy utworów literackich i publicystycznych, Internetu i w wydaniach zbiorowych.
 Jego biogram jest tak różnoraki, że nie sposób go w jednej recenzyjce przedstawić (aż dziw bierze, że można tak wiele pisać…).
Tymczasem przejdę do sedna, czyli do najnowszego tomiku Orłowa pod tytułem Liryki polne.

 Jest to klasyczna poezja. Otwiera się jako pierwsza (bez tytułu), ale warto już od razu wsiąknąć w ten ważny wiersz. Oto on: Jest w nas i ból przekory, i ból goryczy. / Ból nocny, ból poranny, zwykły ból codzienny. / Jest w nas także ból wiary na który tak liczę, / kiedy twe kroki słyszę wśród nocy kamiennej. // Jest w nas i ból uporu, taki jak ból głupoty. / Próżność, drżąca skromność, wiarę i nie wiarę./ Jest w nas również ból lęku i ból pocałunku, / łakniemy go wszyscy tak jak ziemia deszczu. / Jest w nas też ból oddechu i zły ból spowiedzi  / za grzech co nie nastąpi, a który jest grzechem. / Jest w nas ból niepokoju. Ulotnego piękna, / który karmi się brudem z wiarą i bez lęku. // Jest w nas ból niepokoju. Ból pełen pamięci / niepokornej i głuchej na słowa i czyny. / Jest w nas i ból litości. Piękny i szlachetny. / Brzydzący się kłamstwem. Łaknący finezji. / Jest jeszcze ból sukcesu. Tak jak ból przegranej. / Są pełne złota liście. Takie jak życia jesień.
 Równie intrygującego utworu już dawno nie czytałem.

 Przed chwilą wspomniałem, że Orłow tworzy rozmaite teksty „jak najęty”. Mówi się o takim: „człowiek – orkiestra!”
 Podobna „orkiestra” potrafi wpędzić w zakłopotanie. Rozglądam się za czymś bardziej wymownym. Jak choćby w przypadku utworu teraz cytowanego:

 Pochyl się proszę. Pochyl jak najbliżej / jak tylko możesz i usiądź tuż koło mnie. / Pochyl się proszę. Niech ciebie usłyszę, a głos twój przyjmie me myśli ogromne. // Pochyl się proszę tak jak się pochyla / dwoje kochanków zajętych rozmową, / a krucha będzie każda wspólna chwila, / bliskie uściski, dłonie w dłoniach drżące. // Pochyl się proszę, jak możesz najszybciej, / tak ciebie łaknę. W każdej chwili marzę. / Pochyl się proszę. Moje dłonie wskażą / czas na spotkanie. Nie zbieranie rosy. // Pochyl się proszę. Nie daj siebie prosić. /  Czas się uraczyć. Każdej chwili łaknę, / choćbym był nagi, nagi oraz bosy, / Pochyl się proszę, nie w chwili ostatniej…
 Ech, dla tego typu wierszy warto strofami się wspinać, a Autora docenić.
 
Jednak nie obeszło się bez pewnego zgrzytu… Otóż kolega Orłow w tym tomie  upakował chyba wszystko, co się dało – chcąc prawdopodobnie przedstawić „całego siebie”. A szkoda, bo te utwory powinny mieć swój oddzielny „salon”, do którego byśmy z ciekawością zaglądali.
 Tak czy owak wartościowe to poezjowanie.

Eugeniusz Orłow „Liryki polne”, Wydawnictwo Społeczne ARKADIA, Warszawa 2020, str. 37

Leszek Żuliński