„Pan Amo prosi o głos” Marka Rapnickiego

Категория: z dnia na dzień Опубликовано: 26.11.2020 Печать E-mail

Leszek Żuliński

WIERSZE NIEPOSPOLITE

 I jak tu być recenzentem? O istnieniu Marka Rapnickiego nic nie wiedziałem. A okazuje się, że Autor ten debiutował już około 1980 roku. Wydał do tej pory pięć książek poetyckich, ale  także dwa tomy opowieści o Rzymie. Czytam również, że był pomysłodawcą Raciborskiego Centrum Kultury. Mieszka w Raciborzu.
 To w wielkim skrócie. Nie starczyłoby mi klawiatury, aby dokładnie opisać wenę i dorobek tego Autora. A więc trafiłem na kogoś, kto zapalczywie żyje literaturą.
 Na dodatek Marek Rapnicki jest redaktorem naczelnym „Almanachu prowincjonalnego” w Raciborskim Centrum Kultury (znakomicie edytorsko jest ów almanach drukowany).
 Ech, jak miło się dowiedzieć, że mamy takich entuzjastów.
 Tyle wiadomości o Autorze. Toteż przejdźmy ad rem, czyli do przysłanej mi książki.

 Dużą zachętę przyjąłem od Krzysztofa Lisowskiego, który m.in. na plecach okładki pisze: Kto jest autorem i bohaterem tej książki lirycznej, tego wielotematycznego wyznania? Homo viator, wytrawny wędrownik, czytelnik i badacz słowa, kolekcjoner, miłośnik architektury, malarstwa i muzyki, piewca kultury łacińskiej i świata ukształtowanego przez wartości Rzymu, Italii, ale też wreszcie rodzimego świata, przeszłości i teraźniejszości, gdzie obok współczesnego Lublina czy Krakowa są jeszcze – na zawsze w sercu – Wilno i Lwów. Twórca o wielu apetytach i nienasyconej ciągle ciekawości.

 Lisowski zwraca na dodatek uwagę, że Miłosz i Herbert mogli być drogowskazami dla Rapnickiego.
 Ja też z entuzjazmem te wiersze czytałem. To jest poezja wysokiego lotu. Przyjrzyjcie się bieżącej poezji: bywa dobra i ważna już tylko czasami. Pan Marek jest dziś kimś wyjątkowym.
 Wymyślił sobie bohatera – Pana Amo. Zresztą tytuł książki Pan Amo prosi o głos jest tu bardzo na miejscu. Zacytuję najpierw motto z Miłosza: Czy został z nami smak wina i mięsiwa. / Tak jak ucztowaliśmy na polanach. / Szukając, nie znajdując, zbierać wieści, / Jasnością dnia pocieszenia.

 A więc teraz ten wiersz: Gdyby to miało zabrzmieć powinien być / hymn na miarę arii Nadira / a tu bardziej ballada dziadowska / „Kiedy ranne wstają zorze” / zamiast bordowego szeptu azalii / rozmowa ostu z dziewanną // nie był specjalnie wylewny / starał się zachowywać kruchy sojusz / umysłu oraz serca rozejm krwi i limfy / dawał prowadzić się dniom / nie oglądał na zadanie koła / jak mówiła babcia / co w sercu to na języku / mozolnie uczył się / milczenia / wydrążał w sobie pustelnię // po tym jak wiele lat karbował / w dzienniku wzloty i upadki nagle przestał / jak kos który idzie spać / pod krzakami jaśminu // Pan Amo nie jest dumny ani spłoszony / ten krwotok trzeba skierować w pisaku pustych kartek / teraz i już / z wielu narzędzi poezji wybrał Mnemozyne / świadectwo pozostałych / wie że to jest „po prostu dziękczynienie” / nadeszła pora.
 Takich solidnych i „rozpasanych” wierszy jest tu sporo.

 Najkrótszy wiersz, jaki tutaj znalazłem nosi tytuł: Najlepszy wiersz. Na 3225 m.n.p.m. Oto on: Najlepszy wiersz podrósł i zmężniał / zamienił magnolię na góry wysokie / o macha kryjąc dumę z Tofany de Rozes // już nie skoki z dębu ale z helikoptera / przeciera niebo białą chustką spadochronu / potem ląduje w drżącej niszy naszych serc.
 Miałem kłopot z doborem wierszy. Takich krótkich jak ten powyżej raczej nie ma. Niektóre wiersze są wręcz długie i obfite.
 Nie w tym sęk ani problem. Raczej w tym, że te wiersze są z zupełnie „innej beczki”.
 Marek Rapnicki napisał tomik niepowtarzalny. Do żadnej dykcji czy mody nie da się go porównać. Świat jego „poezjowania” nazywam „wsobnym”. Lecz ile tu ważnej treści.

 Oto mamy ciekawego Autora.
 Na zakończenie tej recenzyjki jeszcze jedno zdanie Lisowskiego: Zaprawdę, takie książki pisze się raz, bo tworzy się je w „wypełnienia łunie”, w pełni swojego czasu, w złotej godzinie najlepszego światła, które rozjaśnia los, życie, przynosi zrozumienie…
 Brawo, Panie Marku. Chylę czoła!

Marek Rapnicki „Pan Amo prosi o głos”, Wydawnictwo TEST, Lublin 2020, str.126

Leszek Żuliński