Wiesław Stanisław Ciesielski „Oblicze Anioła”, Wydawnictwo Literacko-Edukacyjne ARTIS, Wrocław 2006, str. 48
Wanda Skalska
Trudny jest los poetów żyjących na tak zwanej prowincji, z dala od centrów kulturowych. Trudny dlatego, że ich głosy, ich twórczość rzadko bywają postrzegane przez krytykę. Choćby nie wiadomo jak się starali.
Spotkało to chyba także Wiesława S. Ciesielskiego, który konsekwentnie robi swoje, publikując co jakiś czas kolejny zbiór wierszy.
Nowy tomik środkowopomorskiego poety nie jest lekturą łatwą, lekką i przyjemną. Zawarte tu wiersze wiodą czytelnika meandrami pytań pierwszych: kim jesteśmy, skąd idziemy, dokąd zmierzamy. Autor „Głodu”, będąc w biologicznym wieku średnim, zdaje się rezygnować z ustawicznej pogoni za życiowymi błyskotkami na rzecz refleksji i pogłębianej zadumy.
Taka poezja, bez formalnych fajerwerków i spektakularnie podanych treści nigdy nie będzie efektowna. I nie musi. Gdyż przemawia do określonego adresata: kogoś łaknącego autorozpoznania. Kogoś przepełnionego wewnętrznymi rozterkami.
Poecie cały czas towarzyszy świadomość ulotności bytu i powtarzalnego rytmu istnień. A także powtarzalnych doświadczeń. Powiada na przykład w utworze „Całopalenie”:
Ciągłe przypływy historii,
otwieranie pożółkłych ksiąg, na chybił trafił,
wylosujemy potop, albo wojnę.
Odpływy synów i córek, morze w milczeniu
zaślubin, solą i krwią.
Ta czysto ludzka wiedza, rosnąca u każdego z nas z upływem lat, rodzi coraz większy niepokój. Potrafimy konstatować, nieraz chłodno i nibycynicznie, ale budzi się lęk tego, co przed nami. Autor „Wszechmocnych iluzji” tak to obrazuje w jednym z końcowych utworów („Definicje wieczności”):
Pełni czułości i tak dalej.
Ujęci w skróty albo w cudzysłów.
Odarci. Oczekujemy na przełamanie cienia. (...)
Następnym razem nie będzie następnego razu.
Tylko, dlaczego zostaliśmy odarci z naszych skrzydeł,
z naszej świętości?
Nie ma tu łatwych pytań i łatwych odpowiedzi. Jest za to trud empatii, trud duchowego poszukiwania.
W tym kontekście nie rażą już tak tu i ówdzie zdarzające się między strofami niedociągnięcia lub przerysowania stylistyczne, a też eksploatowanie zużytych obrazowań. Lecz trochę szkoda, że poeta nie „doczyścił” zbioru. Wówczas wymowa tomu byłaby artystycznie jeszcze lepsza.
Latarnia Morska 1 (5) 2007