Jerzy Żelazny "Duchy polanowskich wzgórz", Oficyna Wydawnicza AGATON, Polanów 2006, str. 250

Категория: port literacki Опубликовано: 08.01.2010 Печать E-mail


Wanda Skalska

Jerzego Żelaznego z Polanowa dotąd czytelnicy znali jako autora powieści i zbiorów opowiadań. Wydał ich kilka na przestrzeni ponad dwudziestu lat. Dlatego pewnym zaskoczeniem może się okazać książka najnowsza autora: zbiór literacko przetworzonych legend.
Na opasły tom złożyły się trzydzieści trzy legendy ułożone w czterech działach: „W pobliżu Świętej Góry”, „Góry Dwunastu Apostołów”, „Skarb z Maćkowego Jaru” oraz „Zakochani znad jeziora Kwiecko”.
Natura tego rodzaju tekstów wymaga sięgnięcia do źródeł lokalnych podań i przekazywanych sobie z ust do ust (i z pokolenia na pokolenie) opowieści. Wszak każda głębiej zakorzeniona społeczność tworzy własną historię, posiłkuje się własnymi mitami.
Również mikroregin polanowski wykształcił legendy własne. Lecz kłopot z tymi ziemiami polega na tym, że w polskim władaniu są dopiero od powojnia, czyli od 1945 roku. Przedtem długie wieki zamieszkiwali owe tereny Niemcy. I głównie u nich szukać należy pamięci kulturowej Polanowa i okolic. Bo nie u dawnych Słowian czy Pomorzan.
Tę lekcję pisarz – mówię o pozyskiwaniu materiałów – odrobił starannie.

Jak to w gęstwie opowieści bywa, jedne są bardziej udane, inne mniej. Lecz dużą zaletą „Duchów polanowskich wzgórz” jest literacka forma oraz język. Widać  pisarskie rzemiosło. Legendy pod piórem (czy też klawiaturą) Żelaznego przybrały kształt zwartych miniatur. Nieprzegadanych, wciągających fabułą i opowiadających klarownym, uwspółcześnionym językiem. Autor uniknął w ten sposób pułapki stylizacji na archaizm - tak odstraszający zwłaszcza najmłodszych czytelników.
Innym plusem tego wydawnictwa jest to, że można śledzić legendy na wyrywki – bez uszczerbku dla reszty, gdyż każda jest osobną całością. I tak, błąkając się tropami utrwalonych opowieści, raz trafimy na porwanego przez diabła sędziego, innym razem na jeźdźca bez głowy, błędne ogniki, utopce lub na mężczyzn zamienionych w kamienie.
A spoiwem, czy też wspólnym mianownikiem wszystkich legend jest przesłanie mówiące o tym, że zło musi spotkać kara, zaś dobro nagroda. Brak tu miejsca na pointy moralnie nieostre.
Przy okazji tych opowieści sporo można tu się dowiedzieć również o życiu codziennym ówczesnych mieszkańców; o ich rzemiośle, wierzeniach i nawykach. Pojawiają się nawet obcy przybysze – z Danii i Brandenburgii. No i przyroda. Jakże współgrająca z rytmem życia ludzi!

I jeszcze jedno. Dobrym dopełnieniem książki są realistyczną kreską wykonane ilustracje Włodzimierza Kuklińskiego. To dodatkowa, ważna pożywka dla wyobraźni odbiorcy.

Latarnia Morska 4/2006