Małgorzata Bętkowska "A ból pozostaje", Wydawnictwo Działosz, Kołobrzeg 2006, str. 28
Wanda Skalska
Debiutanci nie mają łatwego życia. Nie dość, że nikt ich nie zna, to jeszcze „narażeni” są pierwsze zderzenie z publicznością czytającą. To samo w sobie jest stresem – zwłaszcza dla twórców tak wrażliwych jak poeci. Często nerwy mają „na wierzchu” i każda uwaga krytyczna wytrąca ich z równowagi. A w skrajnych przypadkach powoduje frustrację. Tak reagują zwłaszcza ci, którym wydaje się, że swoimi utworami powalą świat na kolana.
Lecz powalenie świata czytelniczego na kolana nie jest proste. Czytelnicy są wybredni, miewają za sobą stosy lektur i nie zadowolą się lada zbiorem. Poszukują wyrazistości, oryginalności, mowy własnym głosem.
Po części przekonać się o tym będzie mogła (lub już się przekonuje) Małgorzata Bętkowska z Ustronia Morskiego, debiutująca tomikiem wierszy „A ból pozostaje”.
Zawierające blisko czterdzieści ciasno upakowanych utworów wydawnictwo w pierwszym rzędzie zwraca uwagę niepewnością podmiotu lirycznego: jakby ów podmiot nie potrafił znaleźć swego miejsca na ziemi. Jest uzależniony od emocji i zmiennych nastrojów. Pyta na przykład: Czy w twoim życiu jestem tylko meblem/ Który się przestawia lub wymienia.
Dostrzec także można w tym zbiorku chaos tematyczny. Hula tu pisząca od wątków doświadczanej miłości do śmierci, od linijek o teatrze do wspomnienia Jana Pawła II i pytań stawianych Stwórcy, wreszcie od związków rodzinnych do... Oświęcimia (w kontekście obozu zagłady).
Wszystko to razem sprawia wrażenie poruszania się po omacku, wrażenie twórczych próbek i ledwie wprawek.
Uczucie takie spotęguje się jeszcze bardziej, gdy przyjrzymy się językowi tych wierszy. To język dopiero się klujący, o niewyrazistej artykulacji. Korzysta z kodów powszechnych, bardzo często zużytych lub wręcz zbanalizowanych.
Dlatego za nadinterpretację uznaję wstęp pióra P. Bednarskiego, który m. in. notuje: „Wiersze są pisane pisane na gorąco lub tuż po przeżytej emocji; wiersze śmiałe, ostre, bez szminki, pełne pasji, jak u biblijnych proroków. Jest to wielkie NIE rzucone Absolutowi, który nie liczy się z ludzkimi marzeniami i wytworami jego wyobraźni, traktuje je tak samo jak trawę, czy morską falę.”
Na korzyść poetki przemawia jednak szczerość strof. I otwartość w rozmowie. Autorka nie udaje innej, niż jest. I ze swej „dziecięcości” czyni mniej lub bardziej udane narzędzie poznania.
Jednym słowem ten minizbiorek budzi mieszane uczucia. I refleksję, że być może do debiutu za szybko doszło. A czy trafny to sąd okaże się wkrótce, to znaczy za czas jakiś, gdy poetka zdecyduje się na opublikowanie drugiego tomiku. Jeśli się zdecyduje.
Latarnia Morska 4/2006