„Jazda na szkle po oszczanym zboczu” Miloša Doležala

Category: z dnia na dzień Published: Thursday, 18 February 2021 Print Email

Jerzy Żelazny

 

PIES ANTYKOMUNISTA

„Miasto jest przybite szpilką  do doliny  jak gruba ćma” – to pierwsze zdanie książki czeskiego pisarza  Miloša Doležala Jazda na szkle po oszczanym zboczu. Zawsze zwracam uwagę na pierwsze zdanie utworu literackiego, gdyż ono  zapowiada rytm, a przede wszystkim nastrój całego utworu. Zdanie to nie robi na mnie miłego wrażenia,  raczej ponure, nieco odrażające.  Jeśli zacytuję cały pierwszy akapit,  to się stanie bardziej zrozumiały  mój dyskomfort: „ Zielone skrzydełko po lewej stronie, szare  skrzydło po stronie przeciwległej. A  przez środek larwie, zgięte ciało rzeki.” To mi przypomina kolekcjonowanie tych pięknych owadów, które łapie się, gdy spijają z kwiatów nektar, a potem przyszpila do deski w gablocie. Zawsze zastanawia mnie, czy przyszpila się żywego, trzepoczącego skrzydełkami, czy najpierw motyla się uśmierca. Dla mnie jest to kolekcjonerstwo niepiękne, nieprzyjemne.

To pewna przesada, ale zabrałem się do czytania opowiadań Doležala z pewną niechęcią wskutek sugestii zawartym w początkowym akapicie tekstu, a jest to opis miasteczka, w którym toczy się akcja, czyli jakby wstęp do istotnej części narracji. To przyszpilanie motyla nastroiło mnie niechęcią.
Opowiadania te, a raczej opowiadanka, gdyż  są niezwykle krótkie, najczęściej pół strony albo jeszcze krótsze, a najdłuższe to jedna strona i trochę tekstu na następnej. Jazda na szkle po oszczanym zboczu  jest – cytując słowa Tadeusza Borowskiego – „ jednym obszernym opowiadaniem złożonym” z 73 cząstek. Borowski we wstępie do tomu swych opowiadań Kamienny świat (zajrzałem do tej książki niedawno) dodaje: „ Forma  krótkiego opowiadania podobna jest do formy ciasnego kołnierzyka, gdyż tamuje oddech”. Ciekawe, czy gdyby Borowski przeczytał książkę Doležala, nadal by sądził, że  krótkie opowiadania jest jak ciasny kołnierzyk koszuli? Może autor Jazdy… nosi ciasny kołnierzyk, ale podczas pisania rozpiął go, więc  nie tamował mu oddechu niezbędnego do stworzenia panoramy miasteczku, która powiela się w setkach w całej dawnej Czechosłowacji, a nawet wielu krajach, zwanych demoludami w czasie przed upadkiem komunizmu.

Sposób powstania tej książki przypomina mi technikę malarską nazywaną puentylizmem – obraz powstaje z wielu różnokolorowych kropek i kresek, które się zlewają, tworząc barwną kompozycję. Obraz miasteczka w książce Jazda… nie jest utkany z samych jasnych barw, radosnych zdarzeń, wiele tam barw szarych, wiele czerni, jak to w życiu, zwłaszcza w tamtych czasach.

Narracja jest pierwszoosobowa, bohaterem i narratorem opowiadań jest chłopiec, uczeń szkoły podstawowej , ujawnia swe nazwisko, jest nim autor książki, czyli mamy do czynienia z narracją odautorską. Ale nie łudźmy się – zdarzenia opisane w książce, jeśli nawet przydarzyły się autorowi, jego rodzinie, kolegom i nauczycielom, czy mieszkańcom miasteczka, zostały poddane starannej obróbce literackiej. Zresztą autor na jednej ze stron tytułowych dystansuje się do jej treści pisząc: „(Skorupy i skrawki małego miasteczka z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej) na podstawie historii, które się (nie) zdarzyły”. Akurat w to nie wierzę – zdarzały się może w nieco odmiennej scenerii, z innymi rekwizytami, ale można je śledzić w całym ówczesnym świecie „socjalistycznym”.

To świetna książka – autor  niewątpliwie dążył do prostoty stylu, jego skrótowości, jak najmniej słów, a najwięcej zdarzeń. Próbował opisać ówczesna rzeczywistość poprzez skrótowe, migawkowe gromadzenie zdarzeń.
Opowiadania dzieją się w ściśle określonym czasie – w latach 1976 – 1984, to jest w czasie , gdy narrator jest uczniem szkoły podstawowej, kończą, gdy główny bohater wybiera się do liceum. Ta socjalistyczna czechosłowacka szkoła nie różni się od polskiej w tamtych latach.  Fakt, w polskich szkołach uczniowie do nauczycielki nie zwracali się per towarzyszko nauczycielko. W tłumaczeniu brzmi to zabawnie. Po czesku towarzyszka to soudrużka, może soudrużka uČitelka w Czechach nie brzmi dziwacznie i śmiesznie. W Polsce słowo towarzysz dzisiaj nie brzmi przyjemnie, kojarzy się bowiem z członkiem partii komunistycznej – to piękne słowo zostało obrzydzone przez towarzyszy.

Opowiastki bywają zabawne, śmieszne, tyle że jest to, cytując Wyspiańskiego, „Historia wesoła, ale ogromnie przez to smutna”. Postacie opowiadań to ludzie zwykli, ale też galeria indywiduów śmiesznych i żałosnych, również  ułomnych umysłowo i fizycznie, jak ów inwalida który ciągle gubi protezę nogi. Albo stary Kyslik, który założył się, że przez słomkę wypije litr rumu. „Wpił. Wygrał zakład. Umarł w parku” - pointuje autor zdarzenie. Podobnych scen można przytoczyć wiele.  Mnie kojarzą się te opowiastki z opowiadaniami Bohumila Hrabala, a nawet te dziwne postaci z rysunkami Andrzeja Czeczota i Stanisława Kluski, którzy ilustrowali polskie wydania opowiadań Hrabala. Jest w tych opowiastkach czeski specyficzny humor znany ze Szwejka czy właśni e z Hrabala.

Opowiadania autor rozpoczyna opowiastką o Friku, psie kioskarza, który w specjalnym plecaczku roznosił gazety czytelnikom w mieszkającym w pobliżu, „Rudé právo” i  „ Lidová demokracie”, czyli zanosi rudzielca komunistom a demokrację ludowcom. Od ludowców w nagrodę dostaje kiełbasę, a czytelnicy rudzielca nie nagradzają Frika, bo to pies antykomunista.
Ten pies pojawia się w innych opowiadaniach – na rysunku małego Doležala pochodu pierwszomajowego kroczy na czele kominiarzy, czym rozwścieczył towarzyszkę nauczycielkę i ta podarła ów wraży rysunek, nazywając go prowokacją. Akcentów antykomunistycznych w tych opowiastka jest mnóstwo, niepochlebnie wypowiadają się bohaterowie tej story o ludziach władzy, o Gustávie Husáku, przywódcy czechosłowackich komunistów, wuj narratora powie: „Husak to włochata świnia czterooka i ma swoje za uszami. Nikomu tego niemów” – jednak zastrzega dyskretnie.

Pies kioskarza Frik odegrał też rolę w konsumpcji gulaszu, który grabarz Karel niósł radośnie w słoju po ogórkach, a dostał go w gospodzie. Niestety, wywrócił się, słój się zbił, a gulasz wylał się na ziemię. Grabarz pobiegł do najbliższej gospody po łyżkę, ale w jedzeniu ubiegł go pies kioskarza Frik. Odegnał go, a jedząc prosto z ziemi, ofuknął gapiów: „ Co tak wytrzeszczacie gały, głupki, zabrali mi stół, więc jem prosto z obrusu ziemskiego!” Śmiesznie i straszno. Takie są w większości te opowiadanka.
 Ten pies antykomunista pojawi się na końcu opowiadań. Zacytujmy w całości: „Psi przypisek. Frik, pies kioskarza, dożył nie tylko przewrotu politycznego w listopadzie 1989, ale również wizyty prezydenta, pierwszej w historii istnienia miasteczka.”

Jeszcze kilka słów o dość dziwnym tytule książki. To tytuł jednej z opowiastek – chłopcy szukali „skarbów” na wysypisku śmieci. Czasem znajdowali ciekawe eksponaty, między innymi przednią szybę škody. Postanowili na niej zjeżdżać po trawiastym zboczu. By ułatwić zjazd, zmoczyli trawę własnym moczem. Zabawa skończyła się rozbiciem szyby, a w ciele przyszłego pisarza utknęło mnóstwo odłamków szkła. Penis i moszna chłopca szczęśliwie nie ucierpiały. 

Książkę kończy tekst pisany wierszem pt. „Z Kroniki.” Jest to żartobliwy opis przygotowań w miasteczku na przyjazd prezydenta Vaclava Havla. Mieszkańcy starają się  perfekcyjnie wysprzątać miasteczko, by godne przyjąć prezydenta, nawet trawę pomalowano na zielono. A ja sądziłem, że tylko na część odwiedzin komunistycznych dygnitarzy malowano na zielono trawę i to w Polsce. Kłopot sprawiał też pies Frik, postanowiono zamknąć go na kłódkę, aby nie ugryzł prezydenta w łydkę. Jednak zaprotestował kioskarz, właściciel psa, niech biega w czasie uroczystości. Jeśli rzuci się na prezydenta, ochrona zastrzeli kundelka i w ten sposób przejdzie do historii, zostanie wypchany i muzeum wzbogaci się o jeden eksponat z napisem „Oto zamachowiec Frik, pies kioskarza”. 

Zachęcam do sięgnięcia po książkę czeskiego pisarza - choć  jest niewielka, ale przyjemna w czytaniu, miejscami zabawna, skłania też do zadumy, refleksji, ukazuje atrakcyjnie kawał rzeczywistości, nie tylko czeskiej, jej konstatacje można odnieść do tak zwanych demoludów lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych poprzedniego wieku.                                                            

Miloš Doležal „Jazda na szkle po oszczanym zboczu”, przekład Zofia Bałdyga, K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów i Miejska Biblioteka Publiczna im. Księcia Ludwika I, Brzeg 2020, str. 90

Jerzy Żelazny