List do Hena (z życia poetów w czasie pandemii)

Category: z dnia na dzień Published: Wednesday, 22 July 2020 Print Email

Marian L. Bednarek

     Dlaczego oni przyszli? Żeby się wylać? Z uczuć? Jesteśmy bardzo na czasie Hen, ale gęby nam opadają. Kiedyś się mówiło „nie znasz nikogo bardziej na czasie niż ja…” i ho ho, zaraz takiemu duma wyginała wyprężoną pierś. Przecież wirus za nas to robi, wszędzie jest. Jesteśmy więc na czasie.
      Morze uczuć zalało całe „Halo! Rybnik” 19 czerwca 2020 o 16.00. Doszły potem jeszcze inne Wiernoty w sukienkach, z kilogramami wierszy, bo w domu już nie ma na to miejsca panie - mówią przy drzwiach -i odkurzacz się zapycha. Cóż z tego, że nie widzieli się przez 4 miesiące, cóż z tego? Można w mamrze przesiedzieć kupę lat, bez przepustek, skrobiąc różne sentencje na ścianach.

     Dlaczego oni przyszli? Kto im kazał? Wysłannik Czasu Rządu? Nikt nie miał marychy ani alkoholu, ani innych dragów i dopalaczy. Kawy też nie sprzedawali, ani herbaty przy bufecie. Siedzieli wszyscy w maseczkach, liczyli na ręce i nogi pod stołem, że one coś przemycą, wyciągną ze skarpety, bo są na czasie, ale one nic, nie pomogły czasowi. Indianka w złotych butach przyszła. Tak na mnie patrzyły spod stołu te buty, ale ja się nie znam na ich języku. O ja wyznawca dobrego rytmu, jestem analfabetą? Dobrze że Okiennik Keszelko „Wytrych” przytaszczył. Było co czytać i oglądać, bo dużo tekstów pandemicznych, z całej Polski kurde moll, pisanych pod kredensem i w kiblach, w łazienkach, w ciemnych kątach indywidualności.

     Ale przecież to wszystko można spuścić ściekami, Wisłą, albo innymi rynsztokami, niech płynie i się rozżala nad sobą, razem z wirusami. Jeden po drugim wywoływany był do tablicy przez Mroka Flecistę, który do czytania zachęcał swoją fujarką. I wtem jak na zamówienie, dzwony kościelne dołączyły, wzmacniając troszeczkę crescendo, więc ta potrójna głosownia nieźle rezonowała, co natychmiast skontaktowało się to z czasem Plusa.

     Mocha z Wodzisławia z rudą grzywką przeczytała kilka wierszy, a potem wysłała esemesa – „Jestem gotowa”. Nie wiedziałem gdzie uciekać. Multi ponadsekundowa przerwa na bajery, ultra spojrzonek. A Ewenna wytrysnęła, że w młodości zgwałcili na jej oczach ruchome schody, zgniotła zgniecenie, pierwiastek ust wyrąbał wolne miejsce. W ruch poszły limeryki i haiku. Wodnik i Ewenna skrzyżowali szpady. Strunnik Tederko pomógł Ewennie w englishu pohaikować.

     Ja rąbnąłem „Novym Kinem”, więc musiałem się przylepić do siedzącej naprzeciw młodej blondynki. W długich włosach wyszperałem jej ucho i wmówiłem jej, że właśnie na  nim siedzę malutki i że dyndają jej kolczyki w kształcie koła rowerowego, bo od ucha ten wiersz się zaczyna. Performatywne opowiadanie mnie porwało, aż w końcu spuentowałem, że „dzieło skończone”, notabene wortycyzm zawsze mnie pociągał.

     Potem budę urzędasy zamknęli, więc poszliśmy do knajpy na dwie godziny. Tam wyściskaliśmy nasze oczy, uszy i języki. Strunnik Tederko tym razem śpiew swój wcisnął w usta Boga, Szatana i biednego starego Fausta. Strumniałem trochę, a on się w tym czasie na czasie napił kawy z mlekiem. Na wierzchu było dużo pianki, którą skubnęła mu gibka Ewenna. Wkrótce poeci z poetkami opletli się jak mogli długimi rękami z krainy Nietoty. Każdy złapał za dobry wiersz i trzymał między włosami. I nie chciał puścić, bo wszyscy byliśmy na czasie jak prawdziwe sieroty. Zapłaciłem za kawę i w deszcz polazłem.
  
    Szkoda żeś nie przyjechał Hen.

    (20.06.2020)

    Marian L. Bednarek   

 

Przeczytaj też inne utwory M. L. Bednarka w działach „felietony” i "proza", a także w "porcie literackim" recenzje jego książek: zbioru próz Sianoskręt (2012) – pióra Agnieszki Narloch oraz tomu wierszy Rozmowa z ptakiem (2014) – autorstwa Jolanty Szwarc