Wiatr, duchy i mgła…

Category: z dnia na dzień Published: Thursday, 07 May 2020 Print Email

Janusz A. Korbel

Niebo zasnuło się myślami. Między domami miasta rosły jeszcze drzewa – tu i tam. Wśród ich gałęzi, pokrytych żółknącymi liśćmi snuł się zapach, ludzie go nie odczuwali, bo stali się niewrażliwi. Rozróżniali tylko zapach benzyny, grilla i kadzidła niedzielnej mszy. Tymczasem wśród gałązek snuły się zapachy anyżku, lilii i Lukrecji. Po poranku gałązki przytrzymywały jeszcze resztki mgły, którą wiatr chciał zachować, żeby nie utracić zapachu. Wypił nalewkę z kwiatu pomarańczowego i powstrzymywał swój ruch, by mgła jeszcze była. W korze drzew są maleńkie kryjówki duchów. Duchy są tęsknotą i nostalgią za wszystkimi formami, które odkrywał szukając swojej tożsamości. Są efemeryczną pamięcią chitynowej skorupki chrabąszcza i głaskanej wiatrem formy muszli sprzed milionów lat. Wiatr opływa te kształty i one go tworzą, jego serce bije mocniej i wszystkie chwile układają się w ciepłą energię pieszczoty snu, ale wie, że duchy, ci mistrzowie snów, pochowały się w korze drzew. A każda chwila miała swojego ducha. Mgła jest konkurencją dla wiatru. Są w niej wszystkie te zapachy, wypełnia każdy zakamarek, jak on, jest bukietem uczuć ale nieostrożny ruch może ją przewiać, a wtedy duchy schowają się jeszcze głębiej w szczelinach drzew. Kiedy mgła zamienia się w kropelkę rosy przez chwilę zastyga na koniuszku liścia. Promyk słońca zamienia ją w tęczę wszystkich barw. Wtedy wiatr się uśmiecha.

Duchy są wielkoduszne i wszystkie zbierają się razem w tej kropelce rosy – mgły. Ale ponieważ niebo zasnuło się myślami, więc wiatr też nimi wypełniony zaczyna wędrówkę. Ostrożnie, delikatnie, omijając obce mu kształty – wie przecież, że Lukrecja to przeczyta – wędruje w tym samym kierunku. Wślizguje się przez szczelinę okna, schodzi po ścianie na podłogę, powoli zbliża się do krzesła i niezauważalny znajduje dla siebie oparcie, po którym wędruje wijąc się w górę. Żółte kwiatki lukrecji drgają jakby usiadły na nich duchy oblepione kroplami mgły. Kolory tęczy przyklejają się do płatków tak niezauważalnie, że Lukrecja potrząsa włosami i przykrywa nimi wspomnienia jak nitkami babiego lata. Więc wiatr jeszcze uważniej wślizguje się w tę sieć delikatnych załamań światła. Jeśli drażni, to swoim ciepłem. I nagle dotyka wnętrza. Dłoni, która zaciska się w pięść, a może za chwilę się otworzy, bo spod małego i serdecznego palca wypłynęła kropelka mgły i popłynęła po łodydze wnikając w jej pory jak w gąbkę. Lukrecja jeszcze się nie domyśla, że pochowały się tam także duchy, które wiatr będzie chciał odnaleźć, bo od zawsze głaszcze je pieszczotliwie i mówi: “rozrzuciłem wspomnienia po was i teraz nie zniszczcie ich, jesteście bezwietrzną pieszczotą wiatru. Nie wstydźcie się, powieje wiatr i będzie was szukał wśród lukrecjowej gęstwiny”.

Janusz A. Korbel

 

Przeczytaj u nas także inne teksty J. Korbela w działach ‘proza’, ‘felietony’, ‘eseje i szkice’ – w tym m. in. artykuły „Jak ginęły duże saki i smutna historia puszczańskich niedźwiedzi”, „List z ostatniej puszczy Europy” oraz "Puszcza Białowieska - mity i rzeczywistość XXI wieku" -  oraz wywiad z autorem w dziale ‘rozmowy latarni’