Danuta Gałecka-Krajewska: WIERSZE

Category: z dnia na dzień Published: Friday, 10 April 2020 Print Email

 

CHWILA ZADUMY

Co mi daje poezja?
Nieskończone podróże
do stacji Wołomin
przez Wolne Miasto Gdańsk
rozchwiany Golden Bridge
z postojem w Swiss Cottage
i sentymentalną przesiadką
na opustoszałej Fentiman Road
Koła zakreślane cyrklami duszy
w ślepym dążeniu do źródła
przy którym kolejna pigułka losu
da się łatwiej przełknąć
choć nadal „It’s a long way to Tipperary”
Ta wędrówka w górę lub w dół
skrzypiącymi schodami
pełnymi ludzi i zwierząt
przyzwoleń
wygnań
utraconych pryncypiów
i odnalezionych absurdów…

Nie proszę o więcej
gdy przez ściśnięte gardło
porannych domysłów
prześlizgują się uparte dźwięki
Ave Maria Charlesa Gounoda
jakimś cudem pamięci
nadal śpiewane
przez moją operową Matkę
już nie w czasie dziecięcych zmagań
z meandrami matematyki
lecz w interwale przeznaczenia
jednego nie rozgrzeszonego życia

 


WIECZNI WĘDROWCY

Mój ostatni kandydat na demiurga
pierwszego kontaktu
nagle zatrzymał
rozpędzone tryby wydarzeń
na chwilę zapomnienia
Pogodzony z wysokim żalem
solidnie przyssanym
do torby wędrowca
– tak ciężkiej w doznania
że nie dała się nieść
bez znieczulenia myśli przewodniej
I szedł tak dalej
drogą która wiodła
do pobocza innej drogi
zawsze do siebie
przez parawany słów
i bramy oddaleń
Aż przyszła pora
powrotu do źródeł
gdy trzeba uważnie słuchać
dźwięków wewnętrznej pogoni
za magią odwróconych luster
z nieboskiej przeceny

 


DROGA

Idąc brzegiem bezkresu
czuję woń przygody
na przemian z bólem nieistnienia
Czasem biegnę myślą uwolnioną
lub przystaję na skraju snu
gdy ciężar przeszłości
hamuje rytm moich kroków
(dając do zrozumienia beztroskiej zadumie
że pora odwrócić się od nonsensu
od przeinaczania prawdy
zrodzonej z błysku pioruna)
Lepiej przejść na dietę
zredukowanej strofy
i nie lękać się bezbronności
w czasie pisania siebie
bo może skacząc po grzbietach fal
ocalam własne prawo
do zadawania pytań
o dalszą drogę
do zmurszałego domu
który skrywa niewinne zmagania
wczesnych lat bezsenności
wierniejszych niż to co zostało
w sponiewieranych rejestrach
mojej zagubionej pamięci

 

 

NOZDRZA

Jestem na dnie słowa
niżej – cisza roślin
a nad moim czekaniem
spękane ramy obrazów
z wczesnych przywołań
niepodległej mocy
Za murami opactwa
słychać modlitwy braci
a potem miarowe świsty
samobiczowania
W przekątnej wydarzeń
Monte Cassino żyje nadal
chwilo nieunikniona
wieczornych zadośćuczynień
Nie było i nie będzie łatwo
groteskowo
pozornie
przyjaźnie
bo MOŻE nie być
z powodu lub bez
skazania na wieczną odnowę
barbarzyńskiej wiary w gusła bitew
Tu i tam (gdzie?)
między trzaskiem gałęzi
a nadpaloną kartką do domu
tkwiła znękana myśl
– drzazga tęsknoty i bólu
na zboczu pełnym krętych dróg
pośród uprzedzeń słońca
i czerwieni zranionych maków
Jak trudno spojrzeć
w rozbiegane oczy historii
nad grzbietami sępów
szukających należnej uciechy
w czasie kolejnego seansu
naszych nieustannych
„przeobrażeń cielesnych”

 


ODA DO OKNA

Które przecieram
w zdumieniu wędrowca
które polecam graczom w chowanego
Zamglone okno na podwórze
– niewielka przestrzeń
powojennej studni
w rozmytym krajobrazie przedwiośnia
za którym głucho brzmi
cisza stłumionych wspomnień
A także pęknięte okno duszy
wpatrzone pewnego dnia
w wielorakie drzwi poety
otwarte na gorzkie gody
spóźnionego wiersza
Pancerne okno oddalenia
ostatnio uchylone
(nie wiedzieć czemu)
I zamknięte do odwołania
niewielkie okno życia
a przed nim cała nasza
niepewność skazańca
oraz nadzieja
która mówią uwiera pierwsza
lecz na szczęście odchodzi ostatnia

 


JEŻELI

Gdy bogactwo słowa
zbyt uciska splątane myśli
pamiętać trzeba
że dźwięk odbity od ściany znaczeń
spada głucho
na dno wiolinowego klucza
albo pamiętać można
(w zawstydzeniu dobrej rady)
o sporadycznym stawaniu się ciałem
w zależności od temperatury doznań
W czasie przenośnym
w biegu do arbitralnych decyzji
przebiegłego losu
jest skulona przestrzeń nadziei
na korzystny płodozmian trwania
A tu tylko skowyty cywilizacji
w każdej szczelinie mijanych dni
S – padła frekwencja na piknikach
bo pora deszczu blisko
Ł – adnie byśmy wyglądali
z mokrymi igłami włosów
O – wiewa nas wiatr niechęci
do nagle przerwanych biesiad
W – rażliwi dawno przestali wierzyć snom

ZOSTANIE TYLKO

A – ntynomia sprofanowanej frazy
po omacku szukająca prawego buta
pod Madejowym łożem złudzeń

Danuta Gałecka-Krajewska

 

Utwory pochodzą z przygotowywanego do druku zbioru  Z parku do parku, który ukaże się wkrótce nakładem Oficyny Wydawniczej VOLUMEN

 


Danuta Gałecka-Krajewska -  ur. 1947 r.  w Szczecinie. Absolwentka Wydział Anglistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Debiutowała w „Za i Przeciw” w roku 1968. W latach siedemdziesiątych współpracowała z Polskim Radiem, gdzie oprócz wierszy nadano także  dwa słuchowiska jej autorstwa. Wiersze publikowała w „Poezji”, „Nowym Wyrazie”, „Współczesności”, „Almanachu Młodych” (Iskry, 1973), „Wyspie”, kwartalniku literackim SPP „Podgląd” oraz w magazynie poetyckim „Oberon” (2016) w Nowym Jorku. W 1983 roku ukazał się debiutancki tomik pt. Klatka. W roku 2015 opublikowała tomiki Ślady i Obiecany Park Rozrywki. W 2018 roku Oficyna Wydawnicza Volumen wydała tom pt. Dialogi asymetryczne.