„Czasy i obyczaje. Wariacje biograficzne” Andrzeja Turczyńskiego

Category: z dnia na dzień Published: Sunday, 23 February 2020 Print Email

Wojciech Czaplewski

HISTORIE DLA WYBRANYCH

O tempora, o mores! Seria KWADRAT szczecińskiego wydawcy uraczyła czytelników zbiorem opowiadań Andrzeja Turczyńskiego, cenionego twórcy i intelektualisty (kilka lat temu miałem prawdziwą przyjemność recenzować jego znakomity Koncert muzyki dawnej). Dziesięć tekstów składających się na zbiór powstawało zdaje się w okresie między 1998 a 2014 rokiem – jeśli nie liczyć Nocnej podróży..., datowanej na 1987 rok, oraz dwóch opowiadań (najdłuższego oraz ostatniego) nieopatrzonych datą. Ponieważ jednak większość (ściśle: sześć) opowiadań – jeśli wierzyć zapisanym datom – ukończył Autor w przedziale między 2012 a 2014 rokiem, można zakładać, że coś je łączy, że istnieje coś, co nazwać można całościowym zamysłem tej książki. Podpowiedzią może być podtytuł: Wariacje biograficzne.

Cóż, słowo „wariacje” po łacinie znaczy 'różności', a „biograficzną” jest każda opowieść z życia literackiego bohatera. Podejrzewam Autora o to, że w składających się na Czasy i obyczaje utworach poukrywał własne, osobiste, mniej i bardziej traumatyczne doświadczenia, coś, co wychynęło z mojej przeszłości, a czego w żaden sposób nie potrafiłem pochwycić i rozpoznać, mimo że byłem pewny tego czegoś ze mną związku (Czytania o Złej Godzinie)... Lecz nie jest rolą recenzenta tropienie autobiograficznych kontekstów, zostawmy to zadanie przyszłym badaczom (tym bardziej, że przywołany w najstarszym z opowiadań Nabokov igra z biografiami i patronuje niebezpiecznym narracyjnym grom, pułapkom i zasadzkom).

Andrzej Turczyński wysoko zawiesza poprzeczkę czytelnikowi. Opowiadanie Graffiti. Żywioł Pustki, pierwsze w zbiorze, rozpoczyna frapujące motto z Empedoklesa (Ziemia, która otacza człowieka), po którym trzeba zmierzyć się ze zdaniem opisującym zmasakrowaną lalkę porzuconą w zamarzniętym błocie, wśród bujnej przyrody, symboli historii (ślad żołdackiego buta) i symboli biblijnych (cierniowa korona z kolczastego drutu). Zdanie ma szesnaście wersów i zawiera ponad pięćdziesiąt przymiotników. Widać, że Autor nic nie robi sobie z Różewiczowskiej diagnozy: spadając skreślamy przymiotniki, być może raczej wznosi się niż spada – i do tego wznoszenia się zaprasza czytelnika. Czy pomocą w tym wznoszeniu mogą być przypisy? Przypisy w opowiadaniu? Graffiti. Żywioł Pustki jest raczej wielowarstwowym (jak ów tytułowy obraz na murze) esejem – o pamięci, o przenikaniu się teraźniejszości i przeszłości.

I tak będzie dalej, choć ilość przypisów będzie statystycznie maleć. Za to będą piętrzyć się przymiotniki: wrzaskliwe skrzekliwe kraknięcie mieniącego się atramentowym granatem smolistopiórego gawrona (Czytania o Złej Godzinie), podróże ku tamtym odległym ziemiom poprzecinanym niespiesznymi lub bystrymi nurtami wąskich lub rozlewnych młodych rzek (Dziewica o Żelaznych Zębach). Synestezje, zmysłowość jak u Schulza wznosi się ku abstrakcjom, ku eterycznym ekstraktom śnień, gdzie narratorska pamięć, jak u Prousta, tyleż jest przypominaniem sobie, ile kreacją. A przecież, jak powiada narrator, owa dziwaczna skłonność do rozpamiętywania drobiazgów, mnożenia szczegółów, prób pochwycenia, jedynie irytuje! Składnia wije się, tworząc labirynty inwersji, a czasem wikłając w niespójnościach (opuści dom, miasto (tak obce mimo wielu w nim przeżytych lat), porzucić brzeg i przystań na nim jest na tyle banalne, że nie wymusza pośpiechu, warto przed tym, co go czeka i czego on sam oczekuje, przystanąć, odetchnąć i w ogóle). I te przecinki... (jeśli dojdzie do drugiego wydania, zgłaszam się, liberalny polonista, na interpunkcyjnego korektora).

Najgłębiej oddycha się przy Kronice sentymentalnej. To najdłuższe z opowiadań, składających się na zbiór, urzeka pełną bólu historią bohaterki, uwikłaną w krwawą historię utraconego świata kresów. Aż szkoda, że to nie coś dużo większego, bo trochę tu fabularnych luk, narracyjnych skrótów, zbyt szybkich zwrotów akcji, z radością wziąłbym w ręce grubą powieść, której Kronika sentymentalna byłaby zalążkiem. Splot jednostkowego losu z losem świata sprzed stu lat, jak na najlepszych kartach powieści Józefa Mackiewicza, kapitalne, poruszające sekwencje finałowe.

Jednym z ważnych elementów struktury tekstu jest wpisany w ten tekst odbiorca. Każdy świadomy swego warsztatu pisarz wie, że swoją opowieścią stwarza słuchacza. Mam nieodparte wrażenie, że Turczyński swoimi Czasami i obyczajami stworzył odbiorcę rzadkiego jak ptak dodo, odbiorcę dorównującego erudycyjnie autorowi – powstaje wtedy niebezpieczeństwo, że jedynym czytelnikiem wchodzącym w kontakt z autorem będzie on sam. Czy wiecie państwo, co to jest krenelaż? Malatura? Czumackie maże? Żezło, krakelura, farfurka? Narrator Turczyńskiego nie ma litości, dużo kosztują kolory, niespodzianki, pieszczoty i pstryczki jego prozy. Bawi się z czytelnikiem i bawi się czytelnikiem. Wytworna rokokowa zabawa. Fête galante. Smacznego!

Andrzej Turczyński „Czasy i obyczaje. Wariacje biograficzne”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin-Bezrzecze 2019, str. 212

Wojciech Czaplewski



Przeczytaj też w ‘porcie literackim’ recenzje wcześniejszych książek A. Turczyńskiego: Koncert muzyki dawnej (2011), Miniatura z gazelą (2012), Zgorszenie (2011), Żywioły (2012) , Bruliony Starej Ziemi (2013), Homo Pictor, Homo Viator (2013), Brzemię (2015), Ceremoniały (2017) oraz Źródła (2017)