Pod młotek

Category: z dnia na dzień Published: Thursday, 14 March 2019 Print Email

Małgorzata Skałbania

masoński zegarek (aukcja w BBC 1), trójkąt wyznacza południe.
M1 zmienia kanał na quiz. Czym jest dla ciebie wierzchołek trójkąta?
Punktem no, czymś dalekim w powietrzu.
Podpisuję szkic z południowego spaceru: Knowle, Main Asylum Building-
                                           NO
                                          BALL
                                         GAME
Rysowanie przerwał mi dzisiaj telefon kolegi ze Szkocji. Wiało tam, dochodziło do mnie, kiedy obserwowałam panią w ciemnogranatowej kurtce, tę samą o tej samej porze co wczoraj. Skąd się wzięły przede mną na trawie czerwone jabłka, w okolicy są tylko przycięte platany? Głos z Edynburga: z dzieciństwa? Powinnam powiedzieć teraz coś co oznacza szare renety (paryski ersatz-la reinette clochard) lub maleńkie Duchess of Oldenburg, delikates krowy Gwiazduli. Patrząc na kapiący sok wymieszany z jej śliną analizowałam równocześnie rozłożenie kolorowych plam na swoich maleńkich jabłuszkach. Badałam korytarze domu owocówki jabłkóweczki, odpychając od siebie uczucie obrzydzenia na myśl, że gąsienica i miąższ są równie łatwe do połknięcia. Najczęściej odkrywałam Cydie Pomonelle z ruszającą się w wielu kierunkach główką. Ciałko miała zwinięte w gnieździe nasiennym. Poruszało się powoli, było bezbronne, było moje.

Wieża azylu w Knowle posiada popsuty zegar, miejsce na nieistniejący tu nigdy dzwon. Na szczycie krzyż-wiatrowskaz z literami N,S,W,E, kogutem nad nimi. Chwała N, i S, i W, i E.
Chwała ocalonym przez cock-crows, pianie i furgotanie na wieżach kogutów.
Pytam znajomego o tłumaczenie na angielski staropolskiego bliźni? Nie mówię po angielsku, wyznaje. Dzielę się odkryciem z The New English Bible, jedynej prawdziwej według M1. Bliźni to neighbour, do tej pory znane mi jako sąsiad. Bliźni tu jest za murem, płotem, granicą. Musimy uzbroić się w dokładne mapy.

Does nobody understand? (ostatnie słowa Joyce'a, według apokryficznych przekazów)
Łap konie, konie uciekają (ostatnie słowa dziadka, skierowane były do mnie).
Jak łapać? On the Road, Divation Line idą spokojnie pod dżokejami. Ustępuję im, wciskam się w krzaki. W zamian odbieram uśmiech jeźdźca, ciepłe hello. Podobnie od dog walkersów, choć przy nich nie rezygnuję ze swojego traktu. Pewna spacerowiczka dziwiła się: chodzę tędy wiele lat, mijam ludzi idących z psami. Pierwszy raz widzę tutaj kogoś spacerującego z dziełem sztuki. Piękne, zadbane psy podbiegają do mnie jak do starej znajomej. Głaszczę, pozdrawiam. Kiedy rysuję, wąchają papier, sprawdzają do czego służą kredki. Skaczą na rysunki jakby były ich ciekawe. Tylko jedna, mała suczka mnie nie znosi. Jest wyjątkowo brzydka, mogłaby zostać modelką Lowryego. Widzę ją na płótnie, napęczniałą kiełbasę opartą na cienkich patyczkach, wystawioną w londyńskiej galerii. Pysk staruszki przyprószony bielą. Należy do pana o znajomej mi, nie wiem skąd, twarzy. Przypomina mi aktora wyrzuconego z lubelskiego teatru (prawzór otrzymał przydział z opieki społecznej, piętnaście minut kobiety na mycie i napalenie w piecu). Widzę się z parą tylko w środy. Oprócz hello, sir obdarza mnie więcej niż jednym zdaniem o piesku, własnej duszy czy pogodzie. Dzisiaj, gdy wypowiedziałam wewnętrzną, śmiertelną wojnę moim mrówkom (o nich w innej części tekstu), miałam w głowie różne scenariusze zagłady, pan zwrócił uwagę na tekturę z przypiętym do niej papierem.
- Ty zawsze coś nosisz, kiedy spacerujesz?
Znajomy-nieznajomy zatrzymał się przy wypowiadaniu tych słów. Suczka żałośnie zaskomlała. W oczach psa odczytałam: skracaj się, to mój czas. Zrezygnowana po chwili wypuściła z pyska piłeczkę. Położyła się obok nóg pana, zaczęła nerwowo gryźć zabawkę.
-Mam krótką przerwę w pracy, chodzę tędy do Knowle, żeby poszkicować.
-Ja tez jestem artystą, wyznaje z dumą i mowię trochę po francusku. W szkole się uczyłem.
-Tak?
-Jestem pisarzem. I am a writer.
(Jestem Bukowski?)
- Co piszesz?
- Książki. Widzisz, ale rysować nie umiem. Moje drzewa to jak rzucone na kartkę patyki. Za to kolega Marc, ten jest zdolny. Kiedyś poszedłem do niego, żeby wyciągnąć do pubu. On, że ma zamówienie. Musi namalować do jutra. Sześć koni. Pokazał mi malutkie blejtramy. O takie, pan narysował w powietrzu prostokąt wielkości karki urodzinowej. Czekaj, zaraz pójdziemy, powiedział. Siadłem, czekam. Marc, a zdolny jest bardzo, wziął pędzel. Zamoczył w niebieskiej farbie. Widzę: niebo, niebo, niebo, niebo, niebo, niebo, niebo. Potem wziął zieleń: trawa, trawa, trawa, trawa, trawa, trawa. Kolej na drzewo, drzewo, drzewo, drzewo, drzewo. Koniec, powiedział. A konie? Pytam. Konie pojawią się kiedy wrócimy z pubu.
Chętnie przeczytam twoją książkę. Możesz napisać tu nazwisko autora i tytuł? Podałam sepię, pokazałam róg tekturki.
Prison and beyond, John Simons.

Żegnamy się jak starzy znajomi. Oglądam się za parą. Obserwuję merdający ogonek szczęśliwej, uwolnionej ode mnie, suczki pisarza.
Do Knowle nie doszłam. Zatrzymałam się na kładce, nad torami doprowadzonymi do stacji Knowle-Halt. Kiedyś tu było życie, pracownicy azylu lunatyków wsiadali i wysiadali z pociągu. Wyciągam ostatnią paczkę papierosów, te z Polski już się skończyły. Zaczynam najdroższą, przysłaną mi z Berlina przez córkę. Gauloises. Kiedyś kupiłam podobną we Francji, była ostatnią dla jej ojca. Zastanawiam się nad autotyzą, skłonnościami samobójczymi niektórych mrówek (Colobopsis explodens). Zarządzam w formikarium szacunek do praw natury, lekturę Więzienie i poza nim. John Professor Simons author.
On!? Ten Simons, "King of Ivy League'', znany jako ‘The Guvnor’?! To jego twarz, znam ją z wywiadów, dokumentu A Modernist (stworzonego po fałszywej informacji o śmierci Johna Simonsa) W lesie widzę ją bardziej zmęczoną, postarzałą. John Simons, syn żydowskiego, londyńskiego krawca, który już jako nastolatek fascynowal się modą. Początkujący wtedy saksofonista zwracał uwagę na ubiór jazzmenów zza oceanu. Nie byłem człowiekiem biznesu, przyznaje w wywiadzie, byłem kreatywny, rzuconym into the business side of things. Jakby chciał powiedzieć znalem Deana, który z okazji wielkiej podróży powrotnej do Denver miał na sobie garnitur biznesmena z Zachodu.
Poznaj Johna Simonsa, którego okna są "jak teatr'', czytam , a sklep przy the theater Royal.

Sprawdzam, czy John Simons umarł. Tak, John Simons, John Simons, John Simons, John Simons John Simons, John Simons.
Mój żyje, rozmawiałam z nim, zwrócił uwagę na papier pod moja pachą, chwalil się, że sam próbuje rysować, pisze. W odrożnieniu od jedynego wieźnia bez czapki (grafika Doré, obraz van Gogha) spacerującego w kółko na dziedzińcu Newgate Prison Exercise Yard w Londynie, John nie ściąga uszanki. To nierozłączna część jego stroju (londyński John w taki sposób odmówił odsłonięcia głowy na potrzeby wywiadu), elementem równie ważnym co luźno związany szalik i mitenki, kilka warstw kolorowych koszul i bluz. Autor Więzienia I czegoś poza nim. Słupkiem tytułów wyświetlających się pod jego imieniem I nazwiskiem?

Cechy wspólne Johna autora Więzienia I czegoś poza nim z Johnem muzykiem-krawcem:

twarz Żyda, ubiór i stosunek do zarostu (zawsze dwudniowy), do muzyki, tradycji hipsterskiej, bitnikow (mody lub przykładu człowieka w worze pokutnym, obsypanego popiołem, nie pomogło to pokutnikowi zbliżyć się do ludzi, nikt nie czuł tego co on, wniosek, ubierz się dobrze);
praca przy odzieży, sowicie wynagradzana (jeden prowadził sklep, drugi pracowal w więziennej pralni przyjmując w zamian słodycze, mleko, tytoń);
używanie tego samego określenia the good old US of A;
kreatywność wyznaczająca kierunek do biznesowej strony przedmiotu;
krew Molocha z domieszką krwi Mrówkojada (w niej coś z przetrawionej mrówki przenoszącej towary-idee przez granice: subkultury z nowej Anglii do starej, z village NYC do village Knowle, w starej Anglii z wolności do więzienia, z więzienia na wolność, na wolności z wood do lasu);
spotkania na swoich ścieżkach z wieloma nacjami i tę samą historią docieranie do Nieznanego, do siebie nawzajem
rzekoma śmierć dla społeczeństwa (u jednego wymyślona z niewyjaśnionych powodów, u drugiego wyrok- azyl).

Sobota, Bóg, Honor, Ojczyzna lub Madagaskar.
Polska. Znajomy jest dumny. Wziął udział w konferencji naukowej Kobieta w izolacji w 100-lecie polskiego więziennictwa. Kształtowanie postaw obywatelskich i patriotycznych jako jeden z aspektów resocjalizacji. Organizator: Rada Główna do Spraw Społecznej Readaptacji i Pomocy Skazanym. Ktoś pisze, że znajomy nie ma uczuć dla skazanych kobiet.
Na polskich paszportach będą słowa: Bóg, Honor, Ojczyzna. Jak się komuś nie podoba to na Madagaskar, mówi posłanka.
Może spotkam dzisiaj na spacerze łachmaniarza-pisarza, zapytam o imię suczki.
Święta. Kupiłam śpiewnik "Contralto songs" Imperial Edition, Regent Street London, cake topper kit, ze złotym napisem Victorian Christmas (anioł przypomina tego z papieru, z domu pradziadków).
Byliśmy od tak dawna w cieniu Victorii, królowej matki od zimnego chowu dzieci (małych rzeczy), patronki bożonarodzeniowego bazaru.

Film o Beautiful Losers, młodzież tworzy. To ma być jak: O mam raka, ale będzie teraz zabawnie.
Potrafię oderwać znaki od potocznego języka handlarzy. To ma być jak zejście z wyższego piętra Centrum Pompidou, gdzie wiszą sfotografowane przez Evansa, wymalowane billboardy reklamowe, na niższe, przed wymalowany basen Hockneya.

Ruch po dziedzińcu Nowej Bramy.
The Daily Telegraph: Portret Artysty został sprzedany, zakupiony za dziewięć milionów dolarów przez nieznanego kupca.
Van Gogh Museum zaprasza na ekspozycję Hockney-van Gogh. The Joy of Nature and beyond season's greetings.

Odkrywam, chodzenie wokół granic ogródka M1 zbliża mnie do Londynu, czerwonych ścian w niebiesko-szarym świetle, trzech strażników. Stoją na dziedzicu w miejscu domku ogrodnika, w the hideous shed, gdzie skazany za zabicie swojej miłości bohater ballady Wilde'a. Leżą narzędzia do grzebania w ziemi, stare doniczki, środki chemiczne przeciw szkodnikom, gardener's gloves z tego samego wiersza więźnia poety. Kiedy pada, trzech tu się chowa obserwując przez małe okienka kółka spaceru. Wyglądają jak trzej magowie w szopie, z której wyprowadzono zwierzęta. Mijam koronowane głowy, ławki w stylu chińskim, mimozę, krzaki malin, zbiorniki na chwasty, worki ziemi, rabatki, konserwatorium i tak w kółko.

M1 szykuje się do wysyłania kartek na święta. Wyrzuca część pocztówek na różne okazje. Leżały wiele lat, krąg znajomych się zmniejszył. Właściwie została tylko najbliższa rodzina, która pojawi się w pubie przed wigilię. M1 patrzy w oczy uśmiechniętego bałwanka, na kropki śniegu za nim napis Season's Greetings. Recycling, rzuca do plastikowego pojemnika. Kwiaty w wazonach, Hungry Children Project, wsparła, ale za dużo kartek z kwiatami w szufladzie, cuda Indii-tygrys bengalski, British Red Cross-czerwone róż na białym tle, Helping Animals in Crisis, rozkoszne: szczeniak, kociątko, lisiątko, krzyż i serce, napis: Behold the heart that so loved humanity. Pocztówka do Chillonu lub Reading, dla Wilde'a (dawano mu tylko kartkę dziennie do celi). Niewdzięczny napisze:
The world had thrust us from its heart,
And God from out His care

Małgorzata Skałbania

 


Przeczytaj też u nas inne teksty M. Skałbani, w tym wiersze (dział ‘poezja’), a w ‘porcie literackim’ recenzje jej zbiorów pt. Szmuctytuł (2015), Ćwirko (2016) oraz Che barbaro momento (2017)