Luscinia cantat noctu

Category: z dnia na dzień Published: Friday, 04 May 2018 Print Email

Jerzy Żelazny

Maj, i jak tu nie pisać o słowikach? Wprawdzie zawiódł mnie ten, który zjawiał się w krzewach w pobliżu i lamentował. Otwierałem okno, gdy zmrok zapadł, czekałem na ciemność, pamiętając, że Luscinia cantat noctu. To, że słowik śpiewa nocą, wiem z literatury, z „Syzyfowych prac” Żeromskiego, chociaż i Władysław Broniewski w wierszu „O słowiczym okrucieństwie” pisze:
Luscinia cantat noctu –
powiada słownik.

Nie wiem w jakim słowniku znalazł poeta to łacińskie zdanie, być może napisał słowo słownik, by mieć rym do słowik, który w wersie poprzedzającym konał z miłości. Słusznie, śpiew słowika, zwłaszcza nocą, sprzyja miłości, Szekspir też to wie, wszak Julia przekonuje Romea:
Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,
Słowik to, a nie skowronek się zrywa

I śpiewem przeszył trwożnie ucho twoje,
Co noc on śpiewa ówdzie na gałązce
Granatu, wierzaj, że to był słowik.
(tłum. J. Paszkowski)

John Milton (siedemnastowieczny poeta angielski) również potwierdza, że słowik to nocny śpiewak: Twe płynne tony zamykające oko dnia. (Do słowika).

Tego roku więc nie słyszę lamentu słowika, pewnie obrał inny teren do swych śpiewnych popisów, a zwykle zjawiał się tu pod koniec kwietnia. Przykro mi, czuję się zdradzony, mogę się pocieszyć, powtarzając za Broniewskim:
W pieśni słowika
jakaś muzyka…
I nie śpię. Sobie na złość.
A gdy nie śpię, czasem wspominam swego ojca. On nauczył mnie słuchać śpiewu słowików. Kiedyś wracaliśmy późnym wieczorem przez las z sąsiedniej wsi, którą oddzielały od naszej oprócz lasu jezioro i pas łąk. Tata zatrzymał się na grobli usypanej w poprzek łąki, a dokładnie na mostku, oparł się o poręcz, środkiem łąki płynęła struga.
Tata mówił, tu, w krzewach na skraju grobli, lubi śpiewać słowik, poczekamy chwilę, może się odezwie. Usiedliśmy na balach mostku, nogi spuszczając w dół, struga delikatnie chwytała w swe wiry refleksy księżyca, a tata wzbogacał je, zapalając na moment latarkę. Zaniechał jednak, nadsłuchiwał, chyba przeczuł, że słowik się odezwie. I rzeczywiście, nieopodal w krzewie trzmieliny zafiukał, a tata gestem nakazał mi, żebym był cicho, a gdy ptak umilkł, rzekł, słyszałeś, on woła: Zofijo, chodź na piwo, i zaśmiał się szczerze, podniósł się, ruszył ścieżką w las, przyświecając latarką.
Jak to wysłowić,
co mówi słowik,
i jak to w ogóle nazwać?
To dalszy ciąg wiersza Broniewskiego.

Jasne, trudno opisać słowami śpiew słowika; w słowniku jest kilka określeń: słowik kląska, lamentuje, wycina, cmoka, poświstuje, fiuka. I jak chciał mój ojciec kusi – Zofijo, chodź na piwo. To oczywiście żart, który mój ojciec lubił powtarzać, zwłaszcza do matki o zmierzchu, chociaż nie miała na imię Zofia. To zawołanie wprawiało obydwoje w dobry nastrój. Czasem wiosną, gdy była ładna pogoda, szli nad staw, nad którym rosły młode olchy, wierzby, zwłaszcza wiklina, wracali, gdy się całkiem ściemniło. Te spacery to była ich tajemnica, której pilnie strzegli. Może chcieli chwilę pobyć w samotności albo śpiew słowika, który czasem tam się pojawiał, przypominał im czasy dawniejsze? Byłem mały, wielu rzeczy nie pojmowałem.

Oczywiście śpiew słowików opisuje wielu poetów – trudniej znaleźć poetę, który nie zachwyca się pięknem śpiewu tych ptaków. Ten zachwyt znajdujemy u poetów wielkich, jak i mniej znanych. W wierszu „Rozłączenie” SłowackiegoSmutne słowiki, co się wabią płaczem. A Mickiewicz w wierszu „Do B...Z...” zachęca:
Słowiczku mój! A leć, a piej!
Na pożegnanie piej.
Wylanym łzom, spełnionym snom,
Skończonej piosnce twej!
Wiersz ten dołączył Mickiewicz do listu, w którym wzywał poetę Bohdana Zaleskiego do powrotu do Paryża. Przeraził on przyjaciela, sądził bowiem, że Mickiewiczowi przytrafiło się coś złego, więc natychmiast wyruszył w podróż powrotną. Przyjaciele nazywali Zaleskiego słowikiem, gdyż ten ptak w jego wierszach pojawiał się często, był przeciwstawiany wiejskiej swobody miejskiemu zepsuciu. Mickiewicz zachęcał przyjaciela: Śpiewaj tymczasem za nas, mój ty słowiczku. A Lucjan Siemieński użalał się Słowiczek poleciał… ale ani cudu nie ujrzał, ani końca swoich łez. Sam Zaleski wyznał: Pieśń słowika mnie uśpiła i sny słodkie się roiły.

A inni poeci? Leopold Staff w „Nocy czerwcowej” zapewnia: Słodkim śpiewem słowik kląska. Wincenty Pol w wierszu „Wyjazd z domu” opowiada Tutaj bywa zwykle słowik (...) Co za koncert! Jak się sadzi! To dla serca śpiewka boska! W kąt śpiewaczka nawet włoska!. Natomiast dla Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej słowik wstrzymuje łzy ptasie, kryje oczy mgłą zasnute w siwych piór atłasie.

Chyba najmniej czuli na słowicze piękno są współcześni poeci. Czyżby słowik stał się już przestarzałym rekwizytem poetyckim? Natomiast pełno ich w piosenkach, nie tylko w ludowych. Hej słowiki, słowiki nie śpiewa bez was las... śpiewał przed laty Krzysztof Klenczon. Oczywiście słowik zagościł również w innych sztukach. Igor Strawiński skomponował operę „Słowik”, jej libretto oparte jest na bajce Andersena o cesarzu chińskim, który wolał mechanicznego słowika niż żywego. Sztuczny się zepsuł, a gdy cesarz był na łożu śmierci, ten żywy pojawił się i śpiewem odpędził widma i koszmary dręczące cesarza, przywrócił go życiu.
Pisze Broniewski w cytowanym wyżej wierszu:
Ja bym słowika
nazwał strumyczkiem,
który ku sercu płynie,
a śmierć po sercu
pocina smyczkiem:
niech się zatraci,
niech zginie!

W liceum w szkolnym chórze, który był obowiązkowy, śpiewaliśmy piosenkę o słowikach, które niepokoiły swym śpiewem żołnierzy walczących na froncie drugiej wojny światowej, ptaki nie zważały na grzmot armat. Prawdziwy kontrast. I okrucieństwo słowików śpiewających, gdy giną ludzie. Broniewski to dostrzegał - śpiew słowików można kojarzyć nie tylko z wiosną, majem, pięknem. W jednym z wierszy pisze o powstańcu w warszawskim getcie:
gdy wystrzelił ostatni nabój.
Słowiki wtedy śpiewały przecież
na zabój
Czy słowiki też ginęły podczas działań wojennych? Być może, gdy wybuchały w lesie pociski armatnie, nie zdążyły odfrunąć, uniknąć odłamków. Chociaż John Keats, angielski poeta z przełomu osiemnastego i dziewiętnastego wieku, pisze o słowiku: Tyś nie dla śmierci stworzon, nieśmiertelny ptaku. Ale ten sam poeta w „Odzie do słowika” wydobywa aurę melancholii, słuchając słowiczych treli; uczuciu bólu towarzyszy niebezpieczna słodycz przeczuwanej śmierci:
Po ciemku słucham – znów na pół kochanek
Kojącej śmierci w najbliższym porywie.
(…)Dziś o północy bez mąk przestać istnieć,
Gdy wlewasz w pieśni, co z serca płyną,
Błogości tyle. (tłum. Z. Kierszys)
John Keats naznaczony był śmiercią od młodości, umarł w wieku 26 lat.

Czas, w którym słowiki milkną, przypomina Jan Kochanowski w „Pieśni świętojańskiej o Sobótce”:
Gdy słońce Raka zagrzewa,
A słowik więcej nie śpiewa,
Sobótkę jako czas niesie,
Zapalono w Czarnym Lesie.
Ten zagrzewany przez słońce Rak, to oczywiście zwrotnik północny - gdy Słońce do niego dochodzi, rozpoczyna się lato, a noc 23 czerwca jest najkrótsza w ciągu roku, a noc ta była okazją do frywolnych zabaw.
Poruszająca jest legenda o kresie życia słowika – śpiewa wtedy coraz piękniej przez dziewięć godzin, potem umiera. To legenda chrześcijańska wyrażająca tęsknotę za królestwem niebieskim.
Trudno sobie dzisiaj wyobrazić sztukę, zwłaszcza poezję, bez słowików. One symbolizują w tradycji wiele uczuć, są wszechogarniające, jakby życie człowieka nie mogło się obejść bez ich śpiewu.

Zwykle wiosną spotykałem dwóch braci bliźniaków, którzy w okolicy mojego miasteczka w lesie urządzali sobie biwak - za dnia wędkowali, a nocą słuchali śpiewu słowików. Zazdrościłem im tej pasji. Bo ja podsłuchuję śpiew słowików przez uchylone okno. Jak Broniewski, o którego „słowiczych” wierszach wspomniałem wcześniej. To był ulubiony poeta mej młodości. I nadal jego poezja mnie zachwyca, zwłaszcza ta o słowikach, lesie, kwiatach, o niebie, wiersze pełne egzystencjalnej refleksji, zadumy. Tak się kończy jego wiersz „Słowik”, którego cytatami ozdobiłem ten felieton:
I słowik zginie,
i umrze serce.
Dobrze. Niech się zatraci.
Ta noc majowa,
to nocne scherzo…
Dobrze.
To się opłaci.
Zastanawiające zakończenie, zastanawiająca pointa.

Jerzy Żelazny


Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, a także - w "porcie literackim" - recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014)