Michał Czaja „Sfory”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2015, str. 42

Category: port literacki Created: Tuesday, 08 March 2016 Published: Tuesday, 08 March 2016 Print Email


Anna Łozowska-Patynowska

Z ŻYCIA CIAŁA, Z ŻYCIA STADA...

Z tomu pt. Sfory, którego autorem jest Michał Czaja, wyłania się bardzo smutna refleksja dotycząca naszej rzeczywistości oraz relacji międzyludzkich. Istniejemy w świecie rozszerzającej się obojętności. Perspektywa oglądu tego świata dewaluacji wartości jest według poety nawet więcej niż panoramą ukazującą rzeczywistość przesiąkniętą ludzką nieczułością. Realność to po prostu rezygnacja z wysiłku trwania, przeciwstawiania się ogółowi, na rzecz brania udziału w coraz prędszym i bardziej zaciekłym wyścigu o przetrwanie, o posiadanie rzeczy, zbudowanie materialnej stabilności i podwyższenie prestiżu swojej kondycji.

„Stadne” życie ludzkie, istnienie w niczym nie skrytej świadomości kolektywnej, broni człowieka przed byciem indywidualistą. Instynkt stanowi powłokę ochronną ciała przed zdominowaniem przez duszę, dlatego w wierszu „granica gatunkowa”, otwierającym tomik o znaczącym tytule Sfory, czytamy: „nasze mięso miesza się/ z resztą zwierząt”. Czaja wydaje się być zwolennikiem teorii naturalnej, która nie tylko wyklucza istnienie metafizyki wyższej, ale i ukazuje człowieka jako ciało w stanie czystym, egzystującym wyłącznie na poziomie komórkowym. Ma to jednak nie tylko negatywne skutki. Zaufanie biologii, naturalnemu instynktowi, jest drogą umożliwiającą wsłuchanie się we własną intuicję. Natura może ukierunkować człowieka na głos wewnętrzny, ukazując pewne właściwości wrodzone, ale może też zwieść człowieka na manowce, wpisując człowieka w grupę podirytowanych swoim stanem zwierząt dwunożnych. Nasuwa się tu naturalnie pytanie, czy faktycznie człowiek na tle innych istot żyjących jest kimś wyjątkowym, kierującym się daimonionem? Czaja wydaje się w to wyraźnie wątpić.

W funkcjonowaniu w społeczeństwie Czaja dostrzega nie jedną, lecz kilka warstw. Stwierdza tym samym, że pewne typy osobowościowe, z jakiś bliżej nieokreślonych przyczyn, się przyciągają („szukam podobnych w smaku”), pozostałe się podpychają, tworząc inny front. Biologiczna koncepcja egzystencji człowieka zakłada również istnienie w utajeniu, w przyczajeniu przed wielością. Według poety są przecież jednostki dostrzegające tę niedoskonałość syndromu „stadności”. Bohater liryczny „granicy gatunkowej” jest właśnie takim przyczajonym w gąszczu stada zaszczutym zwierzęciem przeczuwającym żywot wyższy.

Czaja pragnie rozpoznać człowieka przez pryzmat przeszłości, bogatej tradycji i kultury polskiej, historii  dawnej, współczesnej, ale i tej najnowszej budowanej przez każdy mijający dzień, który my nazywamy codziennością. Przestrzeń życiowa człowieka została umocowana na fundamencie historii. Ale przeszłość płynie pod skórą teraźniejszości. Utwór „oddajmy dzieci literaturze!” mówi o lęku człowieka skazanego na pulsowanie w nim znaczeń pokoleń przeszłych. Podmiot liryczny w omawianym wierszu obawia się degradacji znaczenia ciała, spłaszczania jego uwznioślenia, redukcji do procesów fizjologicznych zamiast odczuwania własnej somatyczności jako misji: „każda część jej ciała przemienia się w dłoniach w komórki macierzyste”.

Równolegle Czaja pragnie ocalić wybrane warstwy znaczeniowe tradycji i kultury ludzkiej cywilizacji, z uporem zatem odwołuje się do nich. Wiersz „lewą stroną” jest tego barwną ilustracją. „Wywlekanie” zdobyczy cywilizacji „na lewą stronę” powoduje nie tylko destrukcję modeli i zachowań kulturowych będących niezbędnym warunkiem funkcjonowania człowieka w społeczeństwie. Proces demontażu teatru, który teraz oglądamy od drugiej strony, od kulis jest ujawnioną okolicznością spotkania z zaszyfrowanymi, obecnie ujawnionymi elementami składowymi ludzkiej świadomości.

Teksty kultury, które proponuje Czaja, jak na przykład Dziady A. Mickiewicza, kolędy polskie, język biblijny, są szyfrem ukazującym ludzką tożsamość, zostały stworzone więc po to, by istotę ludzką zrozumieć głębiej przez pryzmat złożonej metafory. Co więcej, dobierając odpowiednie konteksty, Czaja poszerza perspektywę interpretacyjną psychiki ludzkiej. Tym samym wpisując człowieka w świat kultury, poeta  obnaża stereotypy narosłe wokół człowieka. Natomiast sam tworzy nowy prototyp człowieka, który my również świadomi czy mniej świadomi czytelnicy poddajemy zdekodowaniu.

Człowiek wpisany w rzeczywistość z „wielkich płyt wielokrotnego zapisu” to człowiek z olbrzymiej dzielnicy Chomiczówka ukarany codziennym zwiedzaniem takich samych miejsc, „zbyt podobnych”, gdy patrzy się na nie z góry. Świat monotonii i stagnacji Czaja próbuje poruszyć, wskazać na niego palcem, podkreślić jego istnienie, mimo pozornego nieistnienia, zlewania się z otoczeniem, pisząc: „są miejsca które wypełzają i nie chcą o sobie zapomnieć”. „Wielki projekt”, budowa wszechczasów z wiersza „piraci czyli occupy chomiczówka” to fabryka jednolitości, konstrukcja labiryntowa, skrywająca w sobie znaczenia pozornie nieobecne.

Pod pojęciem „Sfory” skrył Czaja także model kulturowy obecnej hegemonii. Władza nas współtworzy i władza nas ogranicza, nadaje społeczeństwu budowę hierarchiczności („współtworzy się jakaś zmarznięta struktura podobna do ludzi (…)/ i tak świat się kończy za progiem bólu”). Jesteśmy samowystarczalnym stadem, które trwa w wiecznej ucieczce przed lękiem. System „sfor” przynosi człowiekowi bezpieczeństwo. W wierszu „do władz lokalnych” kolektywizm został uznany za ideologię naprawczą złego systemu. „Masowe paczkowanie”, „magazynowanie” jest metodą ocalania znaczenia dla potomności, zatem to, co w społeczeństwie ułożone, zorganizowane i w wysokim stopniu przetworzone daje człowiekowi szansę chwilowego odetchnięcia poprzez uznanie siebie za jednego z wielu.

Biorąc udział w utajonym „życiu sfor”, obserwuje się w sposób nieunikniony świat „na odległość smyczy”. Uczestnicząc w pościgu, zmienia się stopniowo rolę, raz będąc oprawcą a raz ofiarą. Zaprezentowana w wierszu koncepcja istnienia związana jest z umiarowym poddawaniem się sile wyższej. Dlatego czytamy: „jak klasa średnia jest wiara średnia”.

Umiarkowana zwyczajność, rutyna i codzienność to wyznaczniki szczególne świata bez charakteru ukrytego w wizji przedstawionej przez Michała Czaję. Rzeczywistość w zaprezentowanych utworach to świat ludzi „leworęcznych” skazanych na bycie na uwięzi, choć rzekomo wolnych, „leworęcznych”, czyli również niezaradnych. Bycie jednym z…  jest bardzo wygodne, ale niesie ze sobą daleko idące konsekwencje ograniczania swobód, respektowania praw i wykonywania obowiązków, codziennego przemieszczania się w jednym zwartym szeregu bez możliwości przekraczania wyznaczanych przez zbiorowość linii demarkacyjnych. Utwór „lost in translation” ukazuje tego daleko idące konsekwencje. Człowiek będący częścią kolektywu dostrzega wewnętrzną dysproporcję, dysjunkcję między byciem sobą jako indywiduum a byciem sobą realizującym się w kręgu ludzkim. Czaja w przywołanym utworze precyzuje wyznawaną przez siebie koncepcję lęku, będącego naturalną skłonnością i jednocześnie słabością człowieka. Człowiek traktowany jest przez system nie jako ciało, lecz mięso, które „ze strachu bywa słodkie”, powiela więc wbite mu do głowy czynności, a jego główne powołanie to rezygnacja z myślenia.

Być wolnym nie znaczy dla Czai istnieć we wspólnocie, lecz trwać wobec niej. Dlatego człowiek ukazany w jego wierszach, mając tego świadomość, wcale się na to nie decyduje. Ma świadomość „mięsowatości” swojego istnienia, spoglądania co jakiś czas na drzwi rzeźni, co ma przypominać mu o lęku przed byciem suwerenną jednostką. Bycie zagubionym w interpretowanej przez siebie rzeczywistości to wyznacznik współczesnego człowieka-indywidualisty, który nie pasuje do reszty. Czym innym jest życie bez lęku, które urzeczywistnia się jako rytuał, staje się przestrzenią wypełnioną powtarzalnymi uroczystościami będącymi zorganizowaną utopijną iluzją.

Czaja jest poetą ogromnej wiary w to, że poza światem absurdu istnieje rzeczywistość prawdziwa: „może są takie miejsca na marginesie z których słychać głos/ daleko od karnych kolonii”. Poeta mówi o przebłyskach metafizyki, przenikaniu do świata rozkładu boskiej świeżości. Twórca wydaje się wierzyć, że chwilowe otworzenie tunelu do Boga („twój jest język”) jest możliwe. Ale ta droga nie zostanie utorowana, jeśli człowiek będący częścią zamkniętej zbiorowości, ukazany jako jeden z wielu żyjących obok, nie otworzy się na drugiego człowieka („aż poczuję/ w cudzym krzyku że przyłapałem siebie”). Drugiego człowieka nie tyle można zrozumieć, co poczuć, doświadczyć jego emocji, zaufać, że są prawdziwe i dać im się ponieść. W swoich utworach Czaja przemyca stanowisko personalistyczne, wyraźnie drążąc w naturze człowieka i jego relacjach z innymi, a jednocześnie ukazując istotę ludzką jako obszar ścierania się wielu sprzecznych emocji oraz stanów lękowych.

Wiersz „stołecznie” zamyka cały zbiór poetycki stwierdzeniem, że „stada”, „sfory” to ludzie, którzy powierzyli samych siebie ciemnej stronie natury, bezwiednie im się oddali, zrekompensowali swój strach instynktem. Ten „zew krwi” tkwi głęboko w człowieku, nietrudno się jednak do niego dostać, trzeba tylko zacząć się bać, by zyskać pozorne bezpieczeństwo. Każdy w tej niebezpiecznej rzeczywistości chce jak najwięcej zyskać, dlatego decyduje się na branie udziału niekończącej się pogoni o restytucję nadziei na szybki zysk. Jak mówi bohater liryczny wspomnianego wiersza, „nie ma odwrotu trzeba utrzymać pozycje i wygryzać dalej”. Świat niesprawiedliwości i chaosu ubrany pozornie w wyprasowaną garsonkę, to najlepsze określenie dla rzeczywistości, którą w bardzo realistyczny sposób pragnął przedstawić Michał Czaja.

Michał Czaja „Sfory”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2015, str. 42

Anna Łozowska-Patynowska