Joanna Oparek „Berlin Porn”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2015, str. 56 (z dodatkiem płyty CD – wykonanie Krzysztof Filus, kompozycja Edward Pasewicz, Piotr Ułasiński, Krzysztof Filus)
Jolanta Szwarc
BERLIN – MIASTO GRZECHU,
w którym prostytucja od 2002 roku działa oficjalnie. Każda dziewczyna może pracować legalnie, musi tylko wykupić bilet parkingowy, jak to zrobiła apetyczna Madelaine. Jej chłopak nie jest zazdrosny, bo wie, że weekend będzie dla nich, ale na to trzeba zapracować w spódniczce mini. Mini w czerwono-czarną kratkę i do tego obcisła kurteczka, bo nic tak nie działa na klientów jak długie nogi i wyraźnie zarysowane pod ubraniem ciało. Włosy uczesane w kucyki mają sugerować świeżość dopiero dojrzewającego owocu.
Madelaine nie oglądała filmu o seryjnym mordercy. Jack Unterweger był synem kurwy. Ach, syn nieuważnej kurwy. Jaki wstyd. Jak wznieca się w nim iskra nienawiści. Rozpala się z czasem i uderza w prostytutkę. Ona musiała zginąć, musiała odkupić winę matki, a on swoją w więzieniu. Uwierzyli w jego przemianę intelektualiści. Napisany w więzieniu „Czyściec” otworzył mu bramę wolności. Wolność przyniosła mu rozgłos. Aktywny zawodowo pisze, pisze sprawnie i ze znawstwem, tak jak morduje. To tu, to tam zostawia za sobą trupy prostytutek. Lubi podróżować i opisywać tajemnicze śmierci. Dreszcze odczuć są ważne, wiedzą o tym reżyserzy filmów „Jack Unterweger poeta śmierci” z 2004 roku i „Jack” z 2015 roku.
Zmartwychwstały Jack przydał się podczas Berlin Porn Festival. To ważna i poważna impreza, na której niewątpliwie potrzebne są wiedza i doświadczenie Unterwegera, szczególnie na warsztatach poświęconych sztuce krępowania i podduszania.
Berlin. Och! / ile historii ma w sobie pierdolony Berlin och! / pali się zawsze i śpiewa ochrypłym głosem snujące się po ulicznych zakamarkach balladki o seryjnych mordercach i gwiazdach tańczących jak Isadora, śpiewających jak Marlena i malujących siebie w bugatti jak Tamara z męża Łempicka. Och, co to były za czasy. Wszyscy garnęli się do Berlina i kobiety marzyły o bugatti. Nie pytaj czy byłam w Berlinie zapytaj czy Berlin był we mnie. Mogę usłyszeć komu tak bije dzwon John Donne John Donne John Donne. On tak się odzywa do wszystkich, każdemu do ucha na zakończenie filmu, na ostateczne zerwanie z wszystkimi festiwalami.
Największy festiwal filmowy odbywa się w Berlinie w październiku // W październiku wypada oglądać porno. To już jest, jak by nie było, wydarzenie towarzyskie. Można rozmawiać o aktorach, reżyserach, scenografii. Miejsce akcji też jest ważne. Ono tworzy aurę. „Wszystkie rybki śpią w jeziorze”, jest ich dużo, jednak wszystko się kurczy gdy rozszerza się dystrybucja. Łańcuchy, sieci, łowienie syren, rybek. Jak się komiwojażerowie postarają, nie wymknie się żadna rybka ani żadna syrena. Syreny wyją i niesie się po mieście a kierowcom stają auta // Wyją syreny bez ogonów.
Chrystus nakarmił parę tysięcy słuchających Go dwiema rybami (syren tam nie było) i pięcioma chlebami. Wtedy to był cud, teraz trzeba złowić i upiec. Ryby i chleb. Ryby można poddusić łańcuchem, a żeby nie wrzeszczały włożyć piłkę w usta. Niekoniecznie czerwoną.
Chleb od piekarza mordercy rósłby mi w ustach, bo wiem, jak okrutny dla prostytutek był Robert Hansen.
Rybki, chleb, Chrystus, Berlin, porno, erotyzm, miłość. Słowa zahaczają o siebie, rosną ich kręgi znaczeniowe, otwierają się granice, żeby wpuścić nowe. Nowe na ogół jest mało znane. Nie wiadomo jakie filmiki z Sylwestra w Kolonii, Hamburgu, Stuttgarcie będą krążyły w sieci. Berlin Porn rozszerza się, nabiera nowych cech.
Nie pytaj czy byłam w Berlinie zapytaj czy Berlin był we mnie. Słyszę cichy pomruk sprzeciwu. Chodzi o mało wyraziste granice semantycznie Między mocą i przemocą. Jack Unterweger był wierny swojej pętli / skręcił to identycznie jak na szyjach ofiar / i na koniec / stanął mu jak zegar // Na cześć jego pamięci / piekarz nazwie swój węzeł właśnie tak / Unterweger.
Wiązania, węzły – jeśli za zgodą, to nic złego, a jednak u kogoś pokulał się z ust odruch współczucia. Ona ma dość – wymyślił tytuł. Cały kawał filmu musieli wyciąć. Gdyby było, że nie ma dość, że jeszcze chce, ale ma dość zabrzmiało tak poważnie zbyt poważnie / przecież nie o to chodzi że widać na jej twarzy / stygnącą spękaną skorupę / strach jest w umowie upokorzenie jest w założeniach / wiemy / że one uśmiechają się zaraz potem / rozmasowują sobie nadgarstki oblizują wargi / uśmiechają się do kamery / dumne że poradziły sobie z tym wyzwaniem.
Przykro mi, ale same chciały. Tak można skwitować te sytuacje. Można prześlizgnąć się po wierzchu, nie rozglądać po kątach, nie pytać skąd się wzięły. Nie pytać o presję. Nie pytać, czy seks może zastąpić miłość. Miłość ma wiele imion. Przecież miłość to wymysł, wytwór umysłu zachodniego. Czym jest uczucie? Chyba odciśniętą w mózgu matrycą zachowań, które stają się mało ciekawe. Miłujemy według zachodnich wzorców, co dla świata wschodniego jest nie do pojęcia.
Jeśli naraz w Europie pojawia się tylu imigrantów, to w każdej męskiej przede wszystkim łepetynie rodzą się nożyce. Takie zachowania trzeba przeciąć i wyrzucić. Przecież „dużo nas, dużo nas do pieczenia chleba”, będzie twardy jak kamienie rzucane w niewierne. Nieważne, że tego sobie jeszcze nie wyobrażamy, albo już się boimy. Rozglądamy się, szukamy wsparcia, ale nasi mężczyźni, często nawet poeci, mówią – „Po co ona szła w nocy, jak się wystawiała – to ma.” Po co to napisałam, nie wiem. Nie mogę odróżnić ofiary od kata. Na ulicach Berlina śnieg jak mąka / powszedni Lewiatan rośnie wolno // Jego serce jest twarde jak dolny kamień młyński / Połyka i oddaje słone wody / Czy zawrzesz z nim przymierze czy wciągniesz go do służby // Czy zwiążesz go dla swoich córek małych syren.
Złe rośnie powoli, za to dojrzałe niczego się nie boi. Można go znaleźć w morzach, jak beztrosko igra. „Każde mocne zwierzę się lęka jego, króla wszystkich stworzeń (Ks. Hioba). Jednak przyjdzie z góry sprawiedliwość i kara boska.
Joanna Oparek usiłuje dotrzeć, chyba to zbyt mocne słowa, może lepiej próbuje zbliżyć się do prawdy o bezinteresownej miłości, bez finansowego wsadu, bez przypraw i zapachów. Tylko czysta natura.
Co naturalne jest nudne. Teraz trzeba wszystko celebrować, zaplanować, rozpisać. Ciało i dusza, dusza i ciało zimno patrzą sobie w oczy. Ciało poznajemy dość dokładnie, szczególnie w łóżkach, gdy szukamy punktu G. Po amatorsku jest znacznie trudniej, łatwiej jest profesjonalnym aktorom, których ma na oku boskie oko kamery. Artysta kamerzysta potrafi tak pokombinować, że naród to kupi i będzie się cieszył jak nagi w pokrzywach.
Autorka krąży nad problemem jak dron z kamerą. Czy grzech naprawdę już nie wystarczy żeby podniecić się / choć trochę. Grzech powszechny staniał, nie robi już wrażenia, a człowiek chce mieć drogie i markowe, bo lubi się pochwalić. Czasami to drogie dzieli się złośliwie nadmiarem, którego nie ubywa, wręcz rozrasta się i trudno go okiełznać. A masz, a masz, jeśli jeszcze nie masz. Dlaczego tylko ja mam mieć. Lubimy zadawać ból, przenosić ból. Wtedy jest łatwiej, gdy wiemy, że inni też czują strach, wpadają w dół. Potem mówią – miałem doła, ogarnęła mnie apatia, szukam słowa, zamykam oczy, widzę ciemność, widzę nicość. Mówię – mam depresję. Depresję. Rozumiesz.
Zrobiłabym koniec, ale boję się śmierci. Całą noc siłowałam się z nicością aż zdrętwiały mi ręce / tak starałam się wycisnąć z niej coś jeszcze więcej braku / esencja sama esencja /…/ całą noc pieprzyłam się z nicością / świt po niej / jest życiem / które zabijam żeby karmić nicość / żeby nakarmić ją dobrze / zabić lepiej.
Dopiero rok się skończył i już trochę nowego. W Berlinie niedawno był festiwal i znowu niedługo będzie. W kinie było tłoczno. Pokazywano kultowe filmy, ostre Japonki, wzruszającą chłopięcą przyjaźń, żeby politycznie dobrze wyglądało zrodzoną między Niemcem i Izraelczykiem. Bezdomne lesbijki były zabawne, jest sztuka i jest dowcip i lista ogłoszeń / zawiera propozycje dla ludzi z waginą. Taki ot scenariusz do wykorzystania. Widać staż i kurewskie doświadczenie reżyserki. Po prostu zna się na rzeczy. Ach, jak aktorzy patrzą na siebie, ile miłości w spojrzeniach chwyta kamera. Jak kręci, a co się nie kręci – cały wszechświat to jeden wielki ruch, ruch i zmiany położenia, sytuacji, ciągle będziemy szukać nowej planety, nowe pragnienia będą nas nakręcać, a my będziemy nakręcać przemysł. Coraz sprawniej będziemy zabijać i płodzić, zgodnie ze scenariuszem.
Natura jest uparta, natura przebija się przegryza kable / osiedle jest monitorowane / za siatką jest niestrzeżony teren / gdzie wyprowadza się psy, człowieczą własność. Nie wiem, jak to jest, że teraz człowiek – przyjaciel i opiekun psów nie pozwala im na zaspokojenie popędu płciowego. Taki jakiś brak, brak zrozumienia, że psa nie tylko interesuje seks, ale także chciałby mieć potomstwo. Przecież robienie dzieci nie może być wyłącznie zarezerwowane dla reproduktorów w hodowlach.
Wracając do ludzi, to ich młode z kucykami uczą się podległości. Podobno o niej marzą śpiewając wyliczankę.
Rozczarowanie jest seryjnym mordercą / Seryjnym mordercą jest kłamstwo / Lenistwo jest seryjnym mordercą / Seryjnym mordercą jest niewierność / Egoizm jest seryjnym mordercą / Hedonizm jest seryjnym mordercą / Strach jest seryjnym mordercą / Raz dwa / Ofiarą jestem ja! / Trzy! / Seryjnym mordercą jesteś ty!
Nie ma kredy, by narysować klasy. Nie ma klas, asfalt rozgrzany wciąga. Te skaczące przez skakankę i te chcące skakać w klasy.
Nocą wszystkie dziewczynki są równe.
Wszystkie i wszyscy niecierpliwie czekali na odkrycia Wilhelma Reicha, na orgon, na zasilanie energią kosmiczną. I co? Nadzieje przepadły. Wilhelm siedział i jak siedział, to zmarł. My nowi genitalni ludzie / mieliśmy być spokojni mieliśmy być godni i spokojni / i zdolni oderwać się od Internetu / mieliśmy być / radośni pełni energii która leczy raka. Nic z tego nie wyszło. Nie ma energii kosmicznej, za to są kosmiczne zbrodnie. Luka Rocco Magnotta był Kanadyjczykiem aktorem porno / zabił swojego kochanka Chińczyka / i po kawałku rozesłał go pocztą. Jednym rękę, drugim stopę, tak po urzędach. Podobno czcił Stalina i Putina. Złapali go w Berlinie, a przecież równie dobrze mogli w Paryżu. Między Paryżem a Berlinem / Luka Rokko // Poćwiartuj swoją miłość / wyślij mi ją pocztą. Ja nie chcę takich prezentów i sama nie wyślę. Tak myślę teraz, a jutro? Ryby i rybacy psują się od głowy.
Joanna Oparek zafundowała nam książkę z płytą. Na tle kompozycji Edwarda Pasewicza, Piotra Ulasińskiego i Krzysztofa Filusa swoje utwory – domyślam się – czyta sama autorka. Muzyka w wykonaniu Filusa i słowo stworzyły świetną całość. Muzyka nie stara się zagłuszyć słowa, które zdecydowanie wysuwa się na czoło. Czytane z wewnętrznym nerwem harmonizuje z muzycznym tłem. Słuchałam kilkakrotnie i zawsze z dużą przyjemnością. Miłe doznania estetyczne sprawiają pojawiające się jakby przypadkowo rymy na końcach wersów. No nie! /…/ ścigają mnie, na wysypisku // rybie ości w kocim pysku, tu / snu, głęboko / oko. Rymy pojawiają się przede wszystkim w ostatnim utworze „Eufemizm”.
Na uwagę zasługuje także język pełen dwuznaczności z domieszką ironii. Użyte wulgaryzmy są nienadużyte i w tych tekstach znajdują dla siebie uzasadnione miejsce.
Wiem, że nie mogę ująć wszystkich znaczeń, odniesień, bo po pierwsze byłoby tych rozważań zbyt dużo, po drugie zabrałabym czytelnikowi radość odkrywania sensów, wymyślania własnych scenariuszy intymnego (jak na razie) pożycia i nieprzypadkowego płodzenia dzieci. Prostytutki dzisiaj nie mają własnych dzieci ale za to / są wykształcone / ich umysły są czasem lepiej wykształcone niż ich piersi / nie – ciało to nie wszystko / kto płaciłby za samo ciało kto dzisiaj płaciłby za ciało / bez żadnych idei żadnych zainteresowań.
W każdej chwili, nie tylko w październiku, warto wziąć w ręce książkę Joanny Oparek „Berlin Porn”, a czytając koniecznie słuchać nagrania.
Joanna Oparek „Berlin Porn”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2015, str. 56 (z dodatkiem płyty CD – wykonanie Krzysztof Filus, kompozycja Edward Pasewicz, Piotr Ułasiński, Krzysztof Filus)
Jolanta Szwarc