Dorota Nowak „opium”, Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Nowym Tomyślu, Tomyśl 2015, str. 84

Category: port literacki Created: Monday, 30 November 2015 Published: Monday, 30 November 2015 Print Email


Leszek Żuliński

FAUSTYNA

Dorota Nowak debiutowała tomikiem pt. na dwa w 2014 roku. Już wcześniej była zauważalna w Internecie, wygrywała konkursy, stała się rozpoznawalną autorką w grupie „Na krechę” prowadzoną przez Łucję Dudzińską. Szybko, jak widzimy, ukazał się jej drugi tomik – pt. opium. Niestandardowo wydany, z twardą okładką, ilustracjami i posłowiem wyżej wymienionej Łucji, która m.in. pisze, że wiersze te przedstawiają nam swoistą eudajmonię. Ujmują żarliwością w przekazywaniu erotyzmu, empatii, tkliwości. Przesycone są fascynacją drugim człowiekiem, istnieniem, pięknem przyrody, ale i realizmem, świadomością przemijania…

Wszystko to racja. Zacznę od tego, że to rzeczywiście tomik erotyków. Ale eudajmonia, jak wiemy, to hydra wielogłowa – tu słodko poliże, tam boleśnie ugryzie. Miłość zaś to zawsze trudna sprawa. W każdym razie jej dosładzanie wierszem daje niewielkie efekty, zaś próby jej zrozumienia przynajmniej ją wzbogacają. Emocja zapewnia uniesienie, ale ona coś więcej warta, jeśli daje się wpleść w refleksję egzystencjalną. Dorota Nowak jest już chyba na tym drugim etapie. W jednym z wierszy pada takie zdanie: rozum wybaczył sercu że drżało – i ta koincydencja jest w tym zbiorze istotna.

Dużo w tych wierszach maku. Tak, maku! I stąd ten tytuł – opium. Senność i narkotyczność snują się tu na większości stron. Dla przykładu wiersz pt. „ślady”: mówił – chabry rosną w snach / maki kładą główki na kolanach / mądre sowy widziały jak z czułością / gładził wilgotne łodygi // w trawie gubił niepewność / turlając się od skraju do skraju / obserwował jak korzenie / wrastając chłodną wilgoć // we śnie całował jeden mak / ten na jej opalonym brzuchu / chabry błękitniały na rowach / na niebie pozostawał świecący ślad.

To klasyczna impresja. Skoro rozum wybacza, to reszta robi, co chce. W imaginacyjnym świecie Doroty dzieje się teatr wzruszeń, w którym aktorami są ekwiwalenty uczuć. To wszystko nie może twardo stąpać po ziemi; to wszystko musi być niematerialne i narkotyczne jak miłość. I rozedrgane. Po przeczytaniu tego wiersza zastanawiałem się przez chwilę, czy warto emocje miłosne przenosić aż na taką odległość niecodzienności i kontr-reizmu. Ale poetka niekoniecznie pogubiła się w obłokach. Już w następnym wierszu „a ja tak lubię” znajdujemy taką oto strofę: pewnie jesteś zły gdy w moich zdaniach / niewłaściwie stawiam przecinki a nawiasy / znaczą więcej niż wykrzykniki / podnosisz układasz rozrzucone słowa.

Słowa w tych wierszach odzyskały jakąś przed-cywilizacyjną rolę. One nie chcą „opowiadać rzeczowo”. Sporo tu oniryzmu i nie-konkretu, dużo osobliwej baśni, ale to wszystko właśnie po to, by miłość działa się poza tak modną dziś pragmatyką i rzeczowością istnienia. Dla niej autorka buduje osobny ogród. Oczywiście rodzi się pytanie, czy taka kreacja wyobraźni nie jest jednak zbyt utopijna i egzaltowana? Hmm, ta wątpliwość ma tu swoje uzasadnienie. Jednak w jazgocie nowomowy, we wspomnianej pragmatyzacji życia odczytuję tę dykcję raczej jako manifestację.

Jest poza tym w niej miejsce na refleksje większego kalibru, jak choćby w utworze „wracaj”: nie strasz ścierniskiem stogiem siana / zbutwiałego od wewnątrz ścieżkami na przełaj / mostem zwodzonym na zawołanie // dodawanie i mnożenie z pozoru jest rosnące / bywa że nagromadzony blask roznieca pożar / a ciemność ukrywając zamęt –rozjaśnia… Uwaga, uwaga – tu już z erotyzmu przeskakujemy do egzystencjalizmu. Poza tym tu już mowa o ezoterycznych ścieżkach istnienia i losu.

Poezja dla Doroty Nowak to sposób ustalania, poznawania, definiowania. Wiara w magię słowa, w jego siłę sprawczą, w jego sens, a nawet tajemnicę czytelna jest tu w wielu miejscach. Pod tym względem najbardziej poruszył mnie taki oto utwór autotematyczny: w wierszu można zamknąć i otworzyć / znaleźć zgubić zagłuszyć rozkrzyczeć / uderzyć z mocą komety zagłaskać // koty instynktownie znaczą teren / liżą rany po klęskach nocnych łowów / czasem obojętnie przejdą obok / wiersz może zaszyć otwarte rany / poukładać rozsypane wspomnienia / zamknąć kropką wszystkie myśli.

Jedno jest pewne: u Doroty poiesis dominuje nad praxis. Ciało nie staje się słowem, lecz słowo staje się ciałem. To nie jest niedorzeczność; tak naprawdę istnieje tylko to, co potrafimy nazwać. Zaś nazywanie nie musi być zracjonalizowane, ponieważ słowa powołują do życia byty intuicyjne i imaginacyjne. W tej przestrzeni poetka szuka swojej wiary, nadziei, ekspresji. To jest taki mechanizm jakby pozytywizm przegrywał z romantyzmem.

Powiecie: opium, opium – lepiej stąpać twardo po ziemi! Otóż ja dostrzegam w tym ważne sygnały: może dosyć już mamy twardego stąpania po ziemi? Może nasza spragmatyzowana i stechnicyzowana, nastawiona na „target” rzeczywistość już nam się przejada? Zaś w poezji minionych za naszego życia dekad tyle mieliśmy „mówienia wprost”, prozodii, czczych „gier zabawowych” ze słowem, że mamy tego dosyć. Signum temporis?

W moim odczytywaniu tych wierszy to pytanie dźwięczało w uszach. Dorotka tu sobie pisze erotyki, ale o wiele większe spectrum świata wplata do nich. Nie wiem na ile świadomie, na ile nieświadomie – tak czy owak „tomik miłosny” z wiersza na wiersz coraz więcej opowiada nam o innym świecie. Może już niepowracalnym, ale doszło w naszych czasach do tego, że pożądanym.

Ostatni wiersz w zbiorze kończy się taką deklaracją: będę udawać że mnie nie ma / zatrzymam czas. Faustowska deklaracja! Może Dorocie-Faustynie to się uda?

Dorota Nowak „opium”, Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Nowym Tomyślu, Tomyśl 2015, str. 84

Leszek Żuliński