Andrzej Turczyński „Brzemię”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2015, str. 142
Anna Łozowska-Patynowska
KOSMOGONIA W POWIEŚCI TURCZYŃSKIEGO
Andrzej Turczyński celowo poddaje strukturę opowieści językowemu rozszerzeniu, do tego stopnia, że gubimy się w gąszczu niepoznanej przestrzeni i nie do końca wyjaśnionych zdarzeń. To, co w prozie Turczyńskiego uderza najbardziej, to trwanie w wiecznie rozrastającej się i rozwarstwiającej się nieskończoności nie tylko opisu ale i poddanej przez niego egzegezie świata. Jeżeliby z tego punktu widzenia i interpretować tytuł, to Brzemię jest równocześnie ciężarem rozpleniającego się wszędzie tekstu, który zdominował czytelnika, jest spadkiem przeszłości, która rozprzestrzenia się w teraźniejszości, jarzmem zaściankowości, od której ludzie nie mogą się uwolnić, obciążeniem kulturowej aprobaty antywartości przypisywanych cywilizacji śmierci.
Podtytuł powieści nie jest również bez znaczenia. „Powieść minionych lat” odnosi się do kroniki Nestora opowiadającej o początkach tworzenia się ziemi ruskiej, a także o całej Słowiańszczyźnie wschodniej. Tekst rozpoczyna się od snucia historii o potopie i narodzinach świata oraz wszystkich ludów słowiańskich. Generalnie, mówi ona o początku, który staje się końcem. Turczyński przywołuję tu obietnicę daną przez Boga, że świat nie zostanie ukarany wielką wodą, ale wielkim ogniem, który strawi wszystko, co napotka na swej drodze.
Tym jest właśnie Brzemię, to spełniająca się apokalipsa w mieście En, które „niepostrzeżenie zapada się w siebie”, tak jak człowiek, który długo choruje na depresję. Przywołując mit o początku istnienia, obserwujemy jego schyłek. Znakami apokalipsy są także plagi robactwa „które już syte, instynktownie zdążyło się stąd już wynieść zanim zleciały się chmary kruków, gawronów i srok i pojawiły się, niewidziane tutaj od dziesiątków lat, nietoperze”. Świat omenów nadchodzącego kataklizmu zmienia się w rzeczywistość skrojoną na wzór świata gotyckiego, gdzie panuje wieczna ciemność.
Ponadto powieść została poprzedzona mottem rozpoczynającym się słowami: „Drzwi do dawności były zaryglowane…”. Przeszłość istnieje w powieści, choć wydaje się być z góry z niej wykreślona. Ale przeszłość do drzwi świata mocno kołacze, pragnąc się do niego przedostać, przedrzeć się niespostrzeżenie. Powieść ta kipi przeszłością, która skrywa się w przywoływanej obyczajowości. Ma ona wiele warstw, mówi wieloma językami jednocześnie. To dlatego pamięć czy ludzkie wspomnienia stają się centralnymi rozważaniami Turczyńskiego.
Czas odgrywa w życiu człowieka naczelną rolę, jak pisze prozaik, ale zawsze jest to czas człowieka: „Kto sobie nie radzi [ze wspomnieniami], ten nie żyje swoim czasem, ale czasem umarłych; ten za życia odpadł od życia. Jednakże nie to jest najgorsze, ale to, iż traci moc i znaczenie wszystko, co dzieje się w rzeczywistości, to, co jest”. Nie przypadkiem temporalność rządzi tym światem. Turczyński zastanawia się, czy postaci z Brzemienia nie zapomniały o przeszłości. Jednocześnie chce, aby zamierzchłe tradycje, odegnane przez przeszłość, powróciły, stały się wiecznym teraz, by pozyskały swój dawny sens. Właśnie poprzez ocalanie mitów biblijnych i tych z innych kręgów kulturowych chce Turczyński zasłonić toczący się w powieści „zły czas” oparty o „regułę przetrwania” a nie prawdziwej egzystencji, pragnie go zmienić na lepszy. Ten świat zaczyna być podporządkowany zmieniającemu swój rytm czasowi („przyspiesza (…) to znów opóźnia się w relacji do wskazówek zegara”). Czas powoduje metamorfozę przestrzenną. To dlatego wydaje nam się, że jest nierealny.
Czas jest więc w powieści związany z przestrzenią. Turczyński ukazuje go jako czas święty, mityczny, którego punkty węzłowe wyznaczane są przez obrzędy czy ceremonie. Zdarzenia mają miejsce podczas świat, „Wigilia dnia Świętej Anastazji” czy „Wigilia Szabatu” („erew szabat”), znaczące są także punkty orientacyjne w przestrzeni (zajazd „Pod Aniołem Gabryjelem”). W tym świecie podejmuje się wielokrotnie próbę reaktualizacji mitu kosmogenicznego, ale w zderzeniu z tą rzeczywistą przestaje on być mitem trwałym, ponieważ zamiast samego sakralnego obrzędu błogosławieństwa nad winem i chlebem, człowiek wciąż konfrontuje się z cyklem zbrodni, a przypadkowi bohaterowie znajdują ludzkie martwe ciała.
To dlatego Turczyński powraca do początków czasu. Jego bohaterowie chcą się zrodzić na nowo a ze sobą zbudować nowy świat teraźniejszy. Ale powieść zostaje zamknięta przez obraz Czarnej Świątyni, gdzie ma odbyć się listopadowy obrzęd. Niestety, nic nadzwyczajnego się tam nie dzieje. Mieszkańcy nadal są skazani na życie w miejscu pustym, którego charakter podkreśla „rzeka Sucha” okalająca miasto.
Rzeczywistość Turczyńskiego pod tym względem można nazwać wpisującą się w nurt realizmu magicznego. Jest to świat, który sam z siebie powstał i sam w sobie zamiera. Zatem przyszłość nic nie znaczy, jeżeli przeszłość nie miała znaczenia, tak wydaje się konkludować to Turczyński. Tylko czas pojmowany w procesie pogłębionej interioryzacji jako całość, jest w stanie uczynić człowieka komplementarnym do siebie i świata. To dlatego jedna z bohaterek, Agnieszka mówi: „Od jutra będziemy pisać. (…) Żeby pamiętać. (…) Żeby wiedzieć po co żyć i jak. (…) należy więc spisywać żywą pamięć i jednocześnie spróbować odtwarzać pamięć spaloną w Wielkim Ogniu”.
Przywrócenie funkcji zachowywania w pamięci ma na celu stworzenie nowego świata postapokaliptycznego na ziemi. Charakterystyczna budowa utworu Prolog – Epilog może nas odnosić do struktury dramatycznej albo podkreślać (jako utwór epicki) jego katastroficzność. Początek apokalipsy wyznaczony jest przez spalenie książek, symbolicznego dorobku całej ludzkości, na stosie. Po tym rzeczywistość milknie, stając się światem wielkiej ciszy.
Tak naprawdę czas liczy się tu od „Wielkiego Ognia”, to jest cezura istnienia świata rozpadającego się na naszych oczach i jednocześnie jedyny czas, ponieważ od tego momentu zostaje on zawieszony w swoim trwaniu. Wielki Ogień to moment Sądu Ostatecznego, chwila objawienia prawdy i oczyszczenia z win. W rzekomo prostych dialogach postaci poznajemy wielkie aksjomaty rządzące funkcjonowaniem ludzkości. Ogień wiąże się ze spalaniem literatury wszelkiego rodzaju. Czynność piekielna nie tylko zobojętnia ludzkie umysły, kruszy także ich serca, czyni je jałowymi: „płomienie sycone ulotnością słów i liter (…) formowały skrzące się kwiatony baśniowego jakby diademu Ognistego Węża od których bił taki blask i żar, że ludziom robiło się słabo i mdleli, (…) przeistaczając ludzi w kukły z papier-mâché”.
Przepotężny pożar określa Turczyński „całopaleniem”, a zatem literaturę można ukazać jako zwłoki stopniowo rozsypujące się w proch, które dużo musiały wycierpieć, aby się nim stać. Litery „przeistaczają się w płomienie (…), ulotną anielską substancję”. Tekst posiada nieśmiertelną duszę i nie można w żaden sposób go unicestwić. Bo tekst żyje w człowieku, mieszka w małym chłopcu, który nawet zasłyszane w dzieciństwie historie opowie na nowo i nie utracą one swojego nieskalanego znaczenia.
Miejsce schronienia postaci, a może ich samoistnej katastrofy, to miasto En. Nie sposób zbagatelizować tej nazwy, która odnosi się do tradycji sumeryjskiej. To nie tylko świadectwo tego, że Turczyński pragnie penetrować przeszłość do głębi, bo przecież świat Sumerów i dowody ich istnienia potwierdzają, że jest to najstarsza kultura, która opowiada o relacji świata ludzkiego i boskiego, i w sposób naturalny odnosi się do „Eposu o Gilgameszu”, pierwszej opowieści o potopie, jaka powstała.
To wszystko jednak jest pretekstem do snucia opowieści właściwej, historii dziejącej się między 1917 a 1989 rokiem („Prolog 1917”; „Epilog 1989”). Znaczenie ma też sama nazwa miasta En, która odnosi się do cywilizacji sumeryjskiej a równocześnie do sfery sacrum. En to pośrednik między bogiem i ludźmi, który panuje na ziemi. O księdzu, który w miejsce En został przed laty wikarym oraz o powiązaniu ze światem niematerialnym dowiadujemy się już z Prologu: „Bóg uderzył z nagła”. Efektem spotkania tych dwóch światów jest ból księdza: „ból jako oddzieranie od żywego ciała pasemka skóry”. Cierpienie jest źródłem wizji trwającej na jawie, gdy „Stary pasterz zamyka oczy”.
Ślady sacrum dostrzegamy także w naturalistycznym opisie wspomnienia cierpienia proboszcza jako chłopca, który w momencie przeżywania ogromnego bólu otrzymał możliwość patrzenia „z zewnątrz siebie i z zewnątrz czasu”, kiedy „w swoim na poły obnażonym ciele, (…) dostrzega również czyjeś inne ciało, ciało Chrystusa, tożsame z jego ciałem w cierpieniu, (…) rozpoznaje ból rodzenia, cały lęk i smród konania. To właśnie wtedy (…) przyjął był na siebie ów ciężar wszystkich ziemskich win wraz z ciężarem łez i modlitw”. Nie przypadkiem przeżycia księdza stają się wstępem do rozważań Turczyńskiego, stanowią one perspektywę wyjścia dla wszystkich wydarzeń przestrzeni mu znanej. Ustala się w ten sposób trasa schodzenia na ziemię En, biegnąca korytarzem: Bóg – pośrednik Boga –pierwszy człowiek, wspomniany w rozdziale „Rygiel 1945-1971”, Franciszek August aż w końcu – miasto, w które została wpisana ludzka egzystencja, przestrzeń dookreślająca człowieka, która na naszych oczach ulega dezintegracji.
Miasto En wielokrotnie nazywane jest „miastem zamkniętym”, nie tylko na cały świat, wszechświat (makrokosmos), ale również na wewnętrzny świat człowieka (mikrokosmos) ukazany jako hermetyczny, skryty. Pisze Turczyński: „wszyscy byli jak gdyby umarli”. Narrator mówi o ludzkiej martwocie, życiu w odrętwieniu, pielęgnowaniu w sobie śmierci. To dlatego ludzki świat z powieści jest dla nikogo niedostępny, otoczony zaporami z samozniszczenia. Druty kolczaste, za którymi mieszkają ludzie, przestają mieć znaczenie metaforyczne, bo pod naporem ludzkiego zobojętnienia kruszą się nawet one, zamykając człowieka na otoczenie, czyniąc z niego introwertyka, niewolnika samego siebie. En to świat prowizoryczny, istniejący jako kopia realności.
Śmierć pojawia się tu także w formie symbolicznej. Masowe wybicie wszystkich kogutów w mieście, które jest momentem wyjściowym wszystkich zbrodni w tym świecie, posiada aspekt symboliczny. Miasto ma pogrążyć się w ciemności, a jego nawrócenie się, nadejście dnia, które symbolizowane jest właśnie przez to zwierzę, będzie niemożliwe.
Poza tym tytuł w Prologu odnosi nas do bardzo złożonej struktury świata, w który wkraczamy. Celowo zastosowane zostały w tytule nazwy wielką literą „Jesion o Złotych Liściach na tle Szkarłatnej Chmury” (kultura indiańska), by potem sprowadzić je do liter małych. Andrzej Turczyński dokonuje perforacji świata, który właśnie poddawany jest rozkładowi. Dlatego momentami można odnieść wrażanie, że choć pisze on jak realista, to niesie on ze sobą dużą dozę enigmatyczności, czy nawet magiczności. Autor tekstu pisze o przeciwstawnych procesach budujących przestrzeń miasteczka En: „Miasto więc miało nie istnieć istniejąc albo istnieć nie istniejąc; trwać i nawet się rozwijać w swojej ludzkiej, biologicznej substancji, marniejąc jednocześnie w posadach. Ot, opuszczone przez duszę ciało, gnijący i rozkładający się organizm”.
Turczyński rozgrywa przed nami misterium, każąc nam poszukiwać alternatywy słownej dla procesów zachodzących w naszej świadomości, równocześnie podkreślając aspekt somatyczności istnienia, chce abyśmy nie tylko w sposób bardziej plastyczny mówili o istnieniu, ale i nauczyli się rozumieć byt jako „cielesne-ja”, stawiając jednocześnie pytanie o granice ludzkiej zmysłowości i somatyczności świata. Dowodów na obecność realizmu magicznego jest zatem wiele. Świat zmienia się z czasem nie do poznania, jest miejscem coraz bardziej niewiarygodnych zdarzeń, ale najbardziej enigmatyczna jest „cisza zalęgająca hybrydyczne kształty ulic i domostw z maleńkimi zdziczałymi ogródkami od frontu”. Czynnikiem tych zmian nie jest jednak siła nadprzyrodzona, lecz człowiek, który utrudzony jest ciągłym poszukiwaniem znaczenia.
Należałoby się zatem zastanowić, czy w ten sposób Turczyński nie pisze przypadkiem kroniki? Kronika oznacza przecież sam czas (z grec. chronos). Ale tekst Turczyńskiego to dzieło szczególnego rodzaju. Autor nie tyle opisuje natępujące po sobie wydarzenia historyczne, ile pragnie ocalić przeszłość przez przypomnienie literatury. Powieść Turczyńskiego to w takim wymiarze wędrówka intertekstualna. Słyszymy tu echa nie tylko biblijne, jak można mniemać z podanej interpretacji Sądu Ostatecznego. Pojawia się tu tradycja faustowska, która wybrzmiewa w ustach jednego z bohaterów („Trwaj chwilo!”), a uwydatnia charakter czasu, w którym toczy się akcja powieści, niekończąca się teraźniejszość oparta na równi pochyłej czasu przeszłego ludzkiej cywilizacji a także obyczajowość Kanta. Z tym powiązał Turczyński zagadnienie „fenomenu podwójnego widzenia” przez Franciszka Augusta, widzenia dwutorowego, perspektywy z bliska i z daleka. Tak każe nam autor tekst patrzeć na wykreowany świat, z tych dwóch miejsc jednocześnie, by nie zgubić się w nadmiarze szczegółów oraz by nie zapomnieć o dziedziczeniu tradycji. Ta podwójność widzenia to także umiejętność postrzegania przez Platona świata w dwóch wymiarach, fałszywego i prawdziwego oraz konfrontowania ich ze sobą.
Turczyński prowokuje tym samym pytanie o istotę współczesnej wielokulturowości, przenikania się tradycji i obyczajów. Próbuje on na nowo wyznaczyć granice tolerancji i jej braku. Tym bardziej, że samo miasteczko En jest wierne doktrynom wolteriańskim, a nawet „libertyńskim”. Nic dziwnego, że miasto to zmierza do upadku jak dawne miasta Sodoma i Gomora. W rezultacie En staje się nekropolią śmierci (umarły Mundek), a ludzie skazanymi na wieczne udręczenie. Pisanie na nowo arcydzieł literatury starożytnej, romantycznej, pozytywistycznej czy modernistycznej wpisuje człowieka w przestrzeń przeszłości, która nie przestała być aktualna. Pisanie dokonuje restytucji istoty ludzkiej.
Ponadto pisanie tekstu jest tworzeniem świata, taki postulat wysuwa Turczyński. Z Platona czyni wytrawnego znawcę pisarstwa, który uważa, że nie odtwarzanie ocala pamięć, ale twórcza, bo żywa rekonstrukcja energii rzeczywistości. To dlatego dziwi bohatera fakt, że wszystkie teksty zapisane wcześniej zniknęły a on sam nie jest już pewien, czy nie błądzi przypadkiem w przestrzeni snu. Przestrzeń życia Chłopca, która odnosi się do metaforycznej jaskini Platona, jest właśnie metaforycznym światem En.
Cała opowiedziana historia, która rozgrywa się w umyśle bohatera Platona, który korzysta z zasobów swojej pamięci i wspomnień zostaje zdemaskowana na końcu powieści, w słowach skierowanych do Platona: „śnimy w twoim śnie o naszych snach”, a sygnalizowana była przez partie tekstu mówiące o rzeczywistości onirycznej i metafizycznej peregrynacji człowieka („Nocny Pielgrzym albo Sen o Zwiastowaniu”). Wielopoziomowa rzeczywistość miasteczka to wizja jedynie cienia, który jest odbiciem prawdy. W wypadku miasteczka jest to tylko odbicie odbicia (muzykanci, którzy docierają do miasta, ale ich muzyka jest dla mieszkańców niesłyszalna), bo gdzieś obok istnieje jeszcze świat, który nie został wymazany z mapy, w przeciwieństwie do En.
Dlatego Agnieszka i Platon poszukują prawdy, która jak wynika z tekstu jest właśnie ludzkim największym „brzemieniem”, ponieważ najtrudniej do niej dotrzeć i niełatwo ją zrozumieć. Dlatego człowiek woli spać, pogrążyć się we śnie, który jest jedynym wytchnieniem od codziennych zmagań z „robaczywym” światem i samym sobą.
Andrzej Turczyński „Brzemię”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2015, str. 142
Anna Łozowska-Patynowska
Przeczytaj też w tym dziale niżej recenzje wcześniejszych książek A. Turczyńskiego: Koncert muzyki dawnej (2011) – pióra Wojciecha Czaplewskiego, Miniatura z gazelą (2012) – Jolanty Szwarc, Zgorszenie (2011), Żywioły (2012) i Bruliony Starej Ziemi (2013) – Wandy Skalskiej oraz Homo Pictor, Homo Viator (2013) – Leszka Żulińskiego