Maria Jentys-Borelowska „Ogrody zamyśleń, marzeń i symboli. Rzecz o Janie Drzeżdżonie”, Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku & Fundacja Światło Literatury w Gdańsku, Gdańsk 2014, str. 220
Leszek Żuliński
ZAMYŚLENIA, MARZENIA, SYMBOLE
Jak dobrze, że Maria Jentys-Borelowska napisała tę książkę. Od śmierci Jana Drzeżdżona (1937-1992) minęło już 23 lata, jego osobliwy dorobek pozostanie w historii literatury, jednak jego popularność trudno uznać za spektakularną. Był pisarzem „osobliwym”, „innym”, „niestandardowym”, zapewne można nazwać go także „niszowym”.
Maria Jentys wzięła go pod swoje skrzydła redaktorskie. Pracowałem wówczas z nią w jednej redakcji Ludowej Spółdzielni Wydawniczej. Widziałem jak „dbała” o Drzeżdżona, z jakim zaangażowaniem „holowała” jego dwie czy trzy książki (przy aplauzie Henryka Berezy, który był współpracownikiem LSW). A teraz od lat obserwuję, ile Maria dla tego przedwcześnie zmarłego, kaszubskiego awangardzisty, robi.
Na plecach okładki czytamy rekomendację Mariana Pilota. W niej m.in.: Jan Drzeżdżon był od zarania niemalże swojej pisarskiej kariery przez część krytyków wynoszony nad Jorge Borgesa i Maria Vargasa Llosę, przez innych natomiast lekceważony i odsądzany od czci i wiary. Biografia pióra Marii Jentys-Borelowskiej przynosi sugestywny obraz walki tego tak kontrowersyjnego twórcy o prawo zarówno do swojej artystycznej odrębności, jak i do komunikowania się na własnych prawach z czytelnikiem. Wielki wizjoner, dosłownie oddał życie – zmarł przedwcześnie – konstruowaniu gigantycznego, oryginalnego i niezmiernie trudnego do ogarnięcia i intelektualnego rozpoznania zamysłu twórczego.
Jentys zaczyna swoją opowieść o Drzeżdżonie od jego lat dziecięcych. Strasznych, bowiem już rok 1939 przyniósł Kaszubom piekło, a potem nieodległy Stutthof promieniował na tę enklawę diabelskim ogniem i strachem. Drzeżdżon już we wczesnym dzieciństwie „najadł się” traumy. Strach i głód, zdaniem autorki, stały się substratem jego osobowości. A późniejszymi laty zapewne coraz bardziej świadomie przeżywał własną odrębność, której – na szczęście – nie zamierzał tłumić. Czuł i wierzył w swoje „Ogniszcze” – to pojęcie Jentys traktuje w swoich wywodach jako jedno z kluczowych. Pisze: Gdy dwadzieścia dwa lata po śmierci twórcy „Karamoro” ogarnia się jego dzieło, nabiera się pewności, że w jego duszy musiało płonąć Ogniszcze, owo niegasnące źródło życia dla mieszkańców „zabétéch òd Bòga i od lëdzi” Pustek, bo jakże inaczej przetrwałyby wszystkie ciężkie próby, które zgotowało mu jego kaszubskie fatum – Smętek. Ogniszcze, które „mô nôwjikszą móc na tim swjece”, a jak „òno swjéci a grzeje, té na swjece nji może so nic zlégò zdarzëc. Smętk so przez nje nje przebije”. Przy okazji widzicie, jaki ten kaszubski „polski” i prosty…
Pisarstwo Drzeżdżona było z jednej strony zapisem bardzo osobistych doznań egzystencjalnych, za drugiej – misją. Historia i kulturowość tego regionu siedziała w nim tak głęboko, że stał się czymś na kształt starego Azteka broniącego rudymentarnych dla siebie skarbów. O tych przywołanych na początku Llosie, Marquezie, ale i Cortazarze, pierwszy wspomniał właśnie Bereza: Przy wykorzystaniu jednoznacznych instrukcji wewnętrznych, przy zastosowaniu najprecyzyjniejszych kryteriów wartości literackiej, przy pełnej mobilizacji woli bycia uczciwym zawsze i w każdej sprawie literackiej dopowiadam z pełną świadomością nieograniczonej odpowiedzialności za słowo zapisane, co następuje: Jan Drzeżdżon jako autor tylko do roku 1977 włącznie opublikowanych utworów jest pisarzem wybitniejszym niż Llosa i Cortazar razem wzięci z Borgesem na przyczepkę… Zaraz potem Bereza przywołuje magiczne słowo: Macondo. Ono niezwykle ważne i cenne, bowiem właśnie w tej kategorii należy stawiać Drzeżdżonową kaszubskość.
Maria Jentys z niezwykła rzetelnością posegregowała tę twórczość: najpierw szkice amerykańskie Drzeżdżona, potem jego proza i poezja polskojęzyczne, powieści dla dzieci, baśnie, następnie twórczość kaszubskojęzyczna, rozprawy naukowe i edytorskie. Oczywiście każdy z tych rozdziałów niesie swoje egzegezy, analizy i omówienia. W konstrukcji tej książki istotne to wszystko, bowiem porządkujące tę twórczość – choć bardzo wyrazistą, to przecież niejednolitą.
Dorobek po Janie Drzeżdżonie został spory: 28 książek wydanych, 9 do dzisiaj niewydanych, a także 3 wydane i 2 niewydane prace naukowe. Tak staranna „buchalteria” tej twórczości jest na wagę złota – Jentys dała ewentualnym entuzjastom i badaczom pisarza gotowy przewodnik do ręki. Ach, chciałbym mieć nadzieję, że ta książka „ożywi” znakomitego, choć niszowego pisarza i spowoduje jego właściwy renesans w naszej zaśmieconej pomniejszymi dziełkami literaturze. Może zresztą coś się zaczyna dziać, bo przecież nr 2/2012 szczecińskiego „eleWatora” był poświęcony sylwetce autora m.in. Upiorów i Twarzy Boga.
Zauważyliście zapewne, że mało w tej recenzji o tekstach interpretacyjnych Marii Jentys. Ten deser zostawiam już Wam sobie samym. Powiem tylko, co oczywiste: imponująca wnikliwość czytania i czułość (jeśli takie słowo istnieje w krytyce literackiej) pisania. Oraz wspaniałe punktowanie wszystkiego, co w światoobrazie pisarza było najważniejsze i najbardziej magiczne. Te trzy słowa, jakie Maria Jentys wymyśliła sobie do tytułu – zamyślenia, marzenia, symbole – najlepiej oddają clou tej twórczości i jej niepowtarzalną aurę. A specyficzna „etniczność” Jana Drzeżdżona to w ogóle w polskiej literaturze współczesnej ewenement niemalże bez precedensu, jeśli idzie o talent i mądrość pisarską.
Maria Jentys-Borelowska „Ogrody zamyśleń, marzeń i symboli. Rzecz o Janie Drzeżdżonie”, Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku & Fundacja Światło Literatury w Gdańsku, Gdańsk 2014, str. 220
Leszek Żuliński
Przeczytaj też w tym dziale niżej recenzję książki J. Drzeżdżona Łąka wiecznego istnienia. Wybór wierszy z lat 1973-1990 (Szczecin, FORMA 2012) – pióra Wandy Skalskiej