Maria Bigoszewska „Jeden pokój”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin 2015, str. 52
Anna Łozowska-Patynowska
ABYŚMY USIEDLI W „JEDNYM POKOJU”…
Tego wydaje się wymaga od nas autorka zbioru, abyśmy w końcu zrozumieli, czym jest człowieczeństwo, pamiętanie o przeszłości i doświadczenie brutalnej teraźniejszości, z którą musimy się zmierzyć. Poezje zgromadzone w zbiorze Jeden pokój Marii Bigoszewskiej mówią o bezgranicznej samotności, która przeszywa człowieka. Odosobnienie jest jedyną szansą na istnienie w zamkniętym świecie, jest postawą, którą wybiera bohaterka po to, by istnieć. Bigoszewska zmusza nas do wypracowania w sobie ogromnej wrażliwości.
W ten sposób mówi do nas bohaterka utworu „*** Nie mam siły…”. Została ona przedstawiona jako osoba „wypłukana” z siebie, będąca cząstką siebie. Rozpoznajemy ją jako jednostkę przypadkiem ocaloną z jakiejś bliżej nieznanej masowej eksterminacji. Bohaterka liryczna boi się skonfrontować z przeszłością, ale nie z własną, tylko cudzą. Lęka się tego, że nastająca rzeczywistość może okazać się takim samym światem jak ten, który odszedł. Śladem przeszłości są chociażby „odrąbane głowy rodziców Rosenstein/ utrwalone na płótnie”.
Zbiór rozpoczyna Bigoszewska od modlitwy „*** Za mało wzięłam…”. Utwór otwierający tomik poetycki to wyznanie wiary i niewiary („Jeżeli jesteś”) w coś lub kogoś, kto nas tworzy. Istota ludzka zawieszona została w sytuacji wiary i zwątpienia, w stanie pomiędzy cielesnością i duchowością. Nie wierzy w Boga, choć właśnie do niego się modli („Boże, którego nie ma,/ pomódl się za nami”). A to dlatego, że niewiara we wszystko jest podstawą jej twierdzeń.
Uświadomienie sobie braku Boga, daje jej jeszcze więcej energii na to, by go dramatycznie poszukiwać. Postawa porzucenia jakiejkolwiek nadziei, redukcji własnej wiary w świat jest przyczyną jej wewnętrznej klęski. Osoba mówiąca w wierszu dramatycznie poszukuje podmiotu sprawczego naszego świata, mając nadzieję, że symbolicznie traktowany demiurg, Deus artifex istnieje naprawdę, jednocześnie tracąc niezachwiane przeświadczenie o przeolbrzymiej potędze Stwórcy.
Bo choć Bóg może wiele, to czy umie naprawdę pochylić się nad bólem człowieka, zrozumieć go, ukoić jego smutek i odbudować jego wewnętrzny świat? Doświadczenie bohaterki jest tożsame z bólem innych, wcześniejszych bohaterów. W jej tekście obecne są ślady pamięci M. Sępa Szarzyńskiego czy tłumacza psalmów, („Psałterz Dawidów”) J. Kochanowskiego. Bigoszewska sięga bowiem po pamięć zbiorową, w niej kumulując ludzkie emocje („wołam do ciebie/ z głębokości/ zachwycenia”).
Jeżeli cokolwiek jest według Bigoszewskiej pewne, to właśnie wieczna wątpliwość w to, że istnieje coś pewnego. Bohaterka liryczna nie jest jednak tylko pragmatykiem. Poznajemy również jej drugie oblicze, wrażliwej czytelniczki świata, uczulonej na zło, przemijanie, a szczególnie nie mogącej pogodzić się z tym, co nieodwracalne. Poetka dotyka bardzo czułych dla człowieka tematów egzystencjalnych. Człowiek według niej jest osobą „Ślepą z głębi”, z założenia mającą zamknięte własne oczy na świat. Dlatego informuje człowieka: „ocknij się, miniesz”. Wydawałoby się, że poetka powtarza jedynie „barokowych egzystencjalistów”. Z tym wyjątkiem, że przemijanie nie jest dla niej świadomością ludzkiego braku, ale właśnie wartością wbudowaną w życie człowieka, jego cechą szczególną.
Człowiek uzmysławia sobie własne mijanie, czego nie odczuwa tytułowa „Kotka”. Istota ludzka już w zarodku skazana jest na śmierć. Stworzenie „Ślepe z głębi” ukryte w łożysku zwierzęcia to istota bezbronna, która nie spodziewa się okrucieństwa świata. Bohaterka wiersza to właśnie taki człowiek, „ubrudzony” przez życie, nieświadomy cierpienia, które ma go spotkać, doświadczający bólu, który dopiero się rozpoczyna.
Jeden pokój Bigoszewskiej to przestrzeń nieokreślona. Dekonstruuje ją czas, który „się wzbija, zagina”. Czas jest współkreatorem rozwoju przestrzeni, bo dzięki niemu ona wzrasta, poszerza się wraz z jego upływem. Tkwimy w „Jednym pokoju” w „jednym” i tym samym świecie, który nas ogranicza. Przestrzeń w utworach Bigoszewskiej rozchodzi się, rozwarstwia, rozkłada, otwiera. Tych przestrzeni życia jest więcej niż jedna. Równolegle funkcja czasu podlega powieleniu. Rozsuwając alternatywne przestrzenie, mamy przed sobą nie jeden czas, lecz jego boczne korytarze.
Bardzo ciekawy portret świata przedstawia Bigoszewska w „Zmianie pokoleniowej”. Poetka zajmuje się fenomenologią trwania i odchodzenia, ciszy, milczenia i wewnętrznych dychotomii, pisząc: „kiedy umierał Pan T. nade mną, nad sufitem,/ było głucho./ (…) Został tylko mój rak. (…) Ociąga się, (…) / Przeciąga się”. Bigoszewska pisze o czasie, którego wyznacznikiem upływu jest, paradoksalnie, tymczasowe trwanie. Wykluwanie się choroby podkreśla naszą tymczasowość.
Ogólnie mówiąc, egzystencja ludzka u Bigoszewskiej nosi znamiona pustej, głuchej. Człowiek jest ograniczony czasem, redukowany przez niego. Istota ludzka została zamknięta w „jednym pokoju”, który ma się stać punktem obserwacyjnym całego świata. W tej zamkniętej przestrzeni dojrzewa nowotwór piętnujący człowieka, przygniatający go, będący źródłem „wewnętrznej nieszczelności”.
Jak widać, najważniejszym problemem zbioru jest funkcja tracenia jako odwróconego zyskiwania, uśmiercania siebie przez utrzymujące się nieszczęście. Co w takim razie oznacza „przetrwanie”? Ocalić znaczy zrobić wszystko, by utracić dawną siebie. Bigoszewska mnoży paradoksy, wystawiając je na konfrontację z okrutnym światem. Ta dominanta kompozycyjna staje się zabezpieczeniem przed ziszczeniem się destrukcji.
Tak samo jest z bohaterką wiersza „*** Łóżka, wersalki…”, która ma przeszczepioną świadomość tymczasowości tej rzeczywistości: „Wszystko już było. (…) Zostało tak niewiele”. Świat u Bigoszewskiej „trwa i trwa”, zasłaniając przed nami swoje własne znaczenia. Świat się zużył, dlatego bohaterka szuka jednego miejsca, z którego wyłowi w końcu jakiś sens. Bohaterka jest osaczona przez wieczne powtarzanie pewnych procesów, przeżywanie codziennie tych samych, przyziemnych sytuacji, choroby, śmierci bliskich, dotykania rzeczy umarłych. W tym trwaniu odnajduje jednak bardzo wiele, a dokładniej okruchy szczęścia, ślady dawnych prawd, szczątki niezużytych wartości.
Świat Bigoszewskiej nosi znamiona „nijakości”, bylejakości. Szczęście jest według niej pojęciem względnym, jest ono syndromem wszczepionym w człowieka bądź też wypadkową dramatycznych doświadczeń. Bohaterka niektórych wierszy jest właśnie skazana na szczęście, którego nie pragnie, bo dane jest jej zbyt późno. Jej świat to przestrzeń wiecznego echa, które odsłuchuje człowiek. Poznanie dokonywane w taki sposób ocala pamięć, ale nie gwarantuje poznania prawdy: „Nasi zmarli nie wierzą we własną śmierć”.
Równie bolesnym wyznaniem dla podmiotu lirycznego jest tekst „Sweter po tobie”. „Recykling” to u niej „praca zmartwychwstawania”, nadawania znaczenia dzięki rzeczom, które je utraciły, przenoszenie znaczeń. To, co przeminęło, niesie w sobie zalążek tego, co nastaje. W wierszu „Sweter…” córka niesie w sobie nieusuwalny ślad ojca a właściwie świadomość jego utraty. Bohatera liryczna zostaje wrzucona w „rolę arachnologiczną”, jest współkreatorką życia i śmierci, ocalającą „rozdarte nitki” po odejściu ojca. „Przymierzanie starego swetra” to próba dorównywania ideałom dzieciństwa – przyjęcie roli ojca, restytucja odpowiedzialności za rodzinę.
Kobieta w tekście zajmuje się przetwarzaniem własnego lęku, tkaniu na nowo, scalaniu traumatycznych przeżyć przeszłości z teraźniejszością. Ponadto w utworze „Sweter po tobie” bohaterka liryczna zdaje się być twórczynią człowieka i opowieści o nim, jednoczącą ze sobą proces splatania tkanin z istotą kreacji tekstu literackiego.
Przywoływany „recykling” to tworzenie na nowo historii samego człowieka, który zaginął w rzeczywistości, umarł i zmartwychwstał poprzez tekst.
Maria Bigoszewska „Jeden pokój”, Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin 2015, str. 52
Anna Łozowska-Patynowska