Karol Samsel „Prawdziwie noc”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2015, str. 88
Anna Łozowska-Patynowska
OSADZONY W ŚWIECIE JAK TEKST
Centrum rozważań Karola Samsela w zbiorze poetyckim Prawdziwie noc stanowi przestrzeń sakralna (Maryja - „Siksa”, Bóg - „Połów”, pieśni religijne – „Do śpiewania w ziemie”). To naturalna sfera egzystencjalna człowieka, świat gotowych szablonów, obrazów i doznań, które Samsel wielokrotnie podmienia, modyfikuje, przetwarza na swój użytek, czyni widzialnymi w zupełnie innym wymiarze, nie aprobuje ich gotowości, raczej ją nadwyręża, każe nam błądzić, by odnaleźć inne znaczenia. Mistycyzm otwiera nas na całkiem inną interpretację poetyckiego słowa, które staje się żywe, tak samo jak mieszkający w tej przestrzeni człowiek.
W wierszu „Siksa” Samsel bardzo mocno akcentuje znaczenie słowa. A właściwie bawi się językiem. W ten sposób miesza się tutaj przestrzeń sacrum ze sferą profanum. Utwór „Siksa” jest perwersyjną modlitwą wstawienniczą. Nie chodzi tu o zbrutalizowanie literatury, ukazanie jej słabych stron, ale o udowodnienie, że poezja to opisywanie wszystkich stanów ducha, również stanów chwilowego zezwierzęcenia. Bo taka jest właśnie natura człowieka - niedoskonała.
Poza tym otwiera Samsel czytelnika na inną przestrzeń semantyczną świata i związanego z nim języka. Tylko taki świat, wypowiedziany wprost, ukazany dosadnie może być światem prawdziwym, bo przecież pisze: „Widzę w niej Maryję w widzeniu ułamkowym/ dźwigającą Dzieciątko po niewymiennej ziemi”. Samsel ukazuje nam wzorzec, kanon, wedle którego oceniamy. Maryja jest źródłem doskonałości, ale ta perfekcja ginie, bo stanowi tylko fragment rzeczywistości, dlatego zostaje zgaszona. Zatem przyjęty wzorzec nie może być jedynym modelem do opisania rzeczywistości. We wszystkim jest tyle dobra i zła, ile jest zwątpienia w te wartości. Powielany schemat matki to tylko mała cząstka prawdy, która jest elementem większej całości, ludzkiego „niewymiennego” świata. Wiersz jest próbą skonkretyzowania przyjętego kanonu, próbą przewartościowania i zrozumienia na nowo kontekstów biblijnych i wszczepienia ich w nasz nowy świat.
Pięć części zbioru poprzedza jeden wiersz „Do śpiewania w zimie”, który stanowi mocny wstęp do całości. Niezwykle enigmatyczne jest również motto tomu. Są to słowa Teresy od Jezusa, XVI-wiecznej karmelitanki, które są naprawdę dwuznaczne. Z jednej strony, mówią o niewoli tekstu, który jest łącznikiem między ludzkim i boskim światem, i to tekst właśnie narzuca się światu ludzkiemu, chce go przeniknąć. Teresa od Jezusa odczuwa zatem przymus pisania, opowiedzenia swojej historii, zjednoczenia się ze światem ducha. Z drugiej strony, karmelitanka jest świadoma ciążącego nad nią dyktatu władzy. Nie jest to już tylko niewola słowa, które każe jej być pisane, ale więzienie dyskursu, w który została wpisana.
Ten dyskurs trwa do dziś, bo pod jego dyktando tworzy również Karol Samsel. W jego poezji nie chodzi jednak o pogłębienie zgody na mówienie nie swoim językiem, lecz o próbę uwolnienia się od niego za wszelką cenę. Kontekst barokowy, który poeta przywołuje, pełni tu zatem zupełnie inną funkcję.
Posądzanie Samsela o barokowość nie jest bezpodstawne. Świat Samsela pełen jest metafizycznych tropów, które poeta nazywa „brakującym chromosomem”. Strategia opuszczania przez Samsela pewnych elementów, stosowania skrótów myślowych, zmusza nas do samodzielnych interpretacji. Poeta chce wydobyć z baroku to, co zapomniane, uwolnić go spod zależności, uwarunkowań kultury. Dlatego w wierszu „Do śpiewania w zimie” decyduje się na użycie formy litanii, by ją unicestwić.
Samsel poszukuje religijności, a porzuca duchowość udawaną. Antyfona staje się swoim własnym zaprzeczeniem, zostaje wyzyskana, zużyta. Dlatego pierwsza część zbioru to „Wieszanie baranka”, wydawanie na śmierć gotowych formuł, które już się wyczerpały. Dawne słowo ma zbawić nowe, ocalić samo siebie od zapomnienia. Przywoływany świat baroku posiada cechy przestrzeni sakralnej, przez osobę Chrystusa. Ale „Wieszanie baranka” to naturalne uśmiercanie tego, co sztuczne, unieszkodliwianie stereotypów religijności, rozbijanie kanonu, który został „zawieszony” nad naszymi głowami i istnienie w ten sposób w naszej podświadomości.
Wołanie Karola Samsela to błaganie o miłosierdzie, krzyk w czasie trwającej beznadziei i zwątpienia, odbywanie podroży wewnętrznej poprzez tekst. Bowiem podmiot liryczny jest osobą zjednoczoną z tekstem. Mówi o dramatycznej sytuacji osaczenia go tekstem, dlatego woła „Proszę zdejmij ze mnie/ ten tępy tekst-otylec/ - dżihad”. Specyficzna sytuacja, w jakiej się znajduje, spowodowana jest zamykaniem człowieka na świat. Bohater liryczny znajduje się w błędnym kole, coś ściąga go nieustannie w jedno miejsce, nie pozwala mu wyruszyć dalej. Zatem pyta, czy tekst go ogranicza, dlatego, że jest to „tępy tekst-otylec”? Tekst okazuje się ciężarem, ludzkim krzyżem.
Równie sugestywnym wierszem jest „Lekcja rzeźby polskiej”. Wiersz jest odbiciem samego człowieka, jego człowieczeństwa, które nie mieści się czasem w granicach przyzwoitości: „Panie, podniosłem z ziemi wiersz, który/ odgryzł mi rękę. Przebacz mi głupotę”. Ludzką tożsamość wyznacza „lustro literatury”. Człowiek jest kreowany przez tekst, tylko dzięki niemu może ujrzeć swoje części. Literatura jest jedyną odpowiedzią na wezwanie człowieka, bo daje mu małą dawkę dookreślenia.
Samsel bawi się językiem w podobny sposób, jak czynił to Bolesław Leśmian. Ożywia to, co umarłe, uśmierca osoby, które istnieją jakby w bocznych odnogach czasu. A my czytelnicy skazani jesteśmy na poszukiwanie granicy istnienia-nieistnienia, która nieustannie ulega deformacji. Samsel zmienia nieustannie orientację, prowokuje do czytania własnej poezji wciąż z innej perspektywy. I mimo, że jego wiersze to pewna całość, odnieść można wrażenie jakby składały się z luźnych fragmentów.
Wiersze Samsela są przede wszystkim wyrazem niemocy, rezygnacji z podjętej próby scalenia, są wezwaniem do „Pana” o jego ingerencję, działanie w jego życiu („Połów z przepołowień”). Niemoc bohatera lirycznego z wiersza „Połów” równa się z jego niedookreśleniem. Człowiek w odbiorze Samsela jest desygnatem rozpołowienia, braku, kamuflażem tego braku, bo sam w sobie nie niebie znaczenia. Człowiek projektuje swój byt w przyszłość, urealnia teraz fragmenty swojego istnienia, które mają nastąpić: „Tyle we mnie przed sobą”. Rozbity wewnętrznie człowiek ma ujrzeć swoją całość w obliczu „Pana”. Człowiek jest świadomy dyskretnej różnicy między tym, co należy do niego tu i dziś, a tym, czym będzie jutro jego „ja”. Człowiek znajduje się w sytuacji samoistnego niezrozumienia, jest zbyt zapatrzony w swoją małość, roztrwoniony na części, które nie są przynależne tylko do niego.
Samsel pisze o doświadczeniach przeszłych, o internowaniu, o zamykaniu granic, o braku kartek na żywność, o marnotrawieniu chleba. Stwierdza, że czas realnego socjalizmu był czasem marnotrawienia świata, przestrzenią wiecznie trwającego płaczu, światem zgrozy, przestrzenią wątpienia w realność istnienia („Medjugorie do kości”).
W świecie Samsela wszystko jest bezgranicznie podzielone, niekoherentne („widzenie ułamkowe”). Samsel postrzega świat w inny sposób. To obraz wielu rzeczy niepoliczalnych, pierwiastków nieobliczalnych, wykwitów języka, nierozpoznanych archetypów. Ale świat w zbiorze Prawdziwie noc jest przestrzenią dynamicznych relacji. Samsel ma bardzo ambitny cel: „odbuduję stolicę języka”. To tak jakby mówił, że tworzy nowy język, który da mu możliwość odnowienia świata: „Umieszczę ciebie, żywe”, zatem unieśmiertelniając je, czyni słowo zmartwychwstałym.
Tomik Samsela to wyprawienie się w różne, odległe od siebie przestrzenie kultury. Ważnymi kontekstami są tu nie tylko wartości religijne, o czym świadczy pierwsza część zbioru, ale również perspektywa historyczna i literacka epok postbarokowych.
Część pierwsza wyznacza nam stale obecną panoramę konfesyjności. Religijność istnieje po to, by zaginąć w sobie samej, zaplątać się w inne problemy. Sfera sacrum ma zostać nimi przysłonięta, zdominowana, zakryta. Doskonałym przykładem jest „Adoracja Pana”. Samsel nie krytykuje ludzkiej duchowości, ale ukazuje ją jako przyziemną, garbatą, skostniałą. Podmiot liryczny szuka dróg do Boga. Okazuje się, że każda z nich jest niewystarczająca. Ale każdy z tych obranych szlaków jest jedyny w swoim rodzaju, bo jest prawdziwy.
Samsel wyraża krytykę języka, którym się posługuje, bo jest świadomy jego braków, jego sfery niewyrażalności, nieadekwatności do bolączek codzienności. Język jest deficytem ludzkiej natury, skarlałym niedosytem przepełniających człowieka uczuć, głodem, który należy zaspokoić, niekiedy „opadem szeptu” przechodzącym w ciszę. Słowo to po prostu synonim nieobecności sensu, który pragnie być uchwycony. Ale nawet w obliczu tego braku, język ratuje przed całkowitym niewypowiedzeniem, niewysłowieniem kwintesencji życia, bo choć w niewielkiej części zastępuje sobą, na chwilę „skrzywioną obecność”. Zapytalibyśmy czego, Boga człowieka, świata?
Samselowi chodzi tu o charakter relacji między tymi ogniwami. Poeta chce się dowiedzieć, jak daleko należy perforować język, do jakiego stopnia go „przesączyć” przez dreny dosadności, by go w końcu uwiarygodnić, uwierzytelnić. Bada także kreację dokonywaną przez słowa, stwierdzając, że istnieją granice jego ekspresyjności i jędrności, które w którymś miejscu się kończą.
Równie kontrowersyjny jest utwór Samsela pt. „Karl Denke”, nawiązujący do niemieckiego mordercy i kanibala. Jest to wiersz zamykający pierwszą cześć zbioru. Samsel pisze o bezgranicznym złu, które jest cząsteczką konstytuującą rzeczywistość. Powrót tego bohatera to Chrystusowa paruzja, przewcielenie się. W słowie ukryta jest ostateczność, granica między wzrastaniem i umieraniem, tworzeniem czegoś, co stanie się od razu martwe, bowiem nie zostanie odczytane, albo zostanie objaśnione w sposób zamknięty, skończony.
Samsel boi się dotykania krawędzi ustalonych paradygmatów, dlatego wychodzi przed nie lub staje daleko za nimi. Karl Denke i jego destrukcyjna działalność staje się inspiracją dla Samsela właśnie przez swoją bezkompromisowość. Wiara w powrót Chrystusa, będącego paradoksalnie katem, niebędącego wybawicielem, lecz wybawiającym z tego świata, stanowiącym coś w rodzaju synonimu dla pojęcia deus artifex. Przerażenie jest pierwiastkiem twórczym.
Śmierć jako temat wiodący tego zbioru nie odnosi się jednak nie do samej egzystencji człowieka, lecz do istnienia autonomicznego słowa. Istniejemy w chaosie martwych słów, które pragną ożyć („Cysterna pisma”), być ożywione. Agonalny stan słowa (-rosiczkę,/ - rzucawkę,/ -wieczność.”) należy rozumieć nie jako ostateczność, ale jako zapowiedź zrodzenia się nowej koncepcji. Wiersz jest perswazją, jest jedynym głosem, który ujawnia ludzkie emocje.
Poezja pełni funkcję zastępowania niewyrażalnego: „Mówię do ciebie raz jeszcze (…)/ wierszem podpalacza/ wierszem mroku politycznego,/ wierszem zbrojnym,/ wierszem ataków (…)”. Tekst odgrywa rolę ocalającą, ratującą w człowieku to, co najbardziej wrażliwe. Ale najdonioślejszą funkcją języka u Karola Samsela jest doświadczenie zupełnie innego wymiaru istnienia: „spójrz teraz na gmach słowa (…)/ Adopcyjne podziemie języka (…)/ Miałeś chamie ostrak (…) Głosiłeś nim poza głosem (…) jeszcze nad Twoim grobem/ pchła pierwszych alfabetów”.
Język daje możliwość wyrażania, a także niesie ze sobą tylko symboliczną przesłankę, jak u Dantego. Słowo jest widzialne i otwarte („gmach słowa”), ale i słowo zamyka tajemnicę świata i udostępnia ją tylko wybranym. Samsel każe uczestniczyć nam w niekończącej się kreacji, zabawie w słowa i ze słowem. Słowo rozszerza swoje znaczenia w nieskończoność. Dźwięk jest odpowiednikiem słowa, ale również jego rezultatem. „Głoszenie (…) poza słowem” jest wydobywaniem sensu, który ukrywa się poza tym, co jesteśmy w stanie usłyszeć.
Słowami Wyspiańskiego trudno przemówić do ludzkiej wrażliwości. O wiele łatwiej uczynić to w sposób bezpośredni: „Czy potrafiłbyś może opisać perwersję,/ tak jak opisujesz,/ tego gołębia?” Człowiek istnieje w samym centrum literatury, która pozornie go nie dotyczy. Słowa Zbigniewa Herberta cytowane przez Samsela („Dobranoc, Marku, lampę zgaś”), w których poeta pyta, czy jest możliwe empatyczne wniknięcie w poezję, odczytanie do cna ukrytego w niej znaczenia, to próba odkrycia w świecie tekstu wielkiej tajemnicy człowieczeństwa. W człowieka wszczepione zostało słowo, które jest jego integralną częścią. Istota ludzka jest skazana na wieczne wydobywanie znaczenia z wypowiadanych przed siebie słów. Dlatego rozwija się wraz ze słowem, w nim się zatraca i wraz z nim stopniowo zanika. Tak jak puls, powoli zapadają się w człowieku ślady pamięci, słowa, litery.
Niestety, tylko słowo, według Samsela, jest śladem znaczenia: „nie jesteś/ nawet workiem znaków”. Człowiek nie może być kojarzony z tekstem: „Janiszku – najprościej,/ nie przekroczysz pola,/ za którym ten tekst/ niewoli człowieka”. Człowiek stoi dopiero za tekstem, jego emocje zostają przez tekst zakryte, stąd dramatyczne wyjaśnienia podmiotu lirycznego: „Jasieńku”, „W ścianach tego wiersza nie będzie życia”.
Poezja nie ocala, poezja nas spłyca, ale tylko wtedy, gdy nie czytamy jej śladów, które zostały ukryte głęboko pod powierzchnią trudnej do rozszyfrowania metafory. Tylko opowiedzenie się za interpretacją daje możliwość uchwycenia znaczenia kryjącego się w tekście – bliźniaczym odbiciu człowieka.
Przypadek bohater lirycznego z wiersza „Zima na schodach pracowni” to przypadek ksenolalii. Bohater istnieje w kręgu literatury, która przemawia przez niego i za niego. Literatura powoduje naszym życiem, profiluje je, urzeczywistnia je, ponieważ człowiek w utworach Samsela jest tak jakby nierealny, nieautentyczny.
Prawdziwe istnienie jest tylko „figurą życia słowem”. Skoro świat oparty jest na istnieniu tekstu, również sam człowiek został zrodzony i ukształtowany przez tekst, jak wierszu „Anakonda”. Człowiek ma wzrastać do tekstu, bogacić się w stosunku do niego, na literaturze budując własną tożsamość. Dlatego podmiot liryczny mówi: „pieśń moje zlecenie”. Tekst jest wyzwaniem postawionym człowiekowi, jest prowokowaniem do udzielenia odpowiedzi.
Poezja nie powstaje sama z siebie w chwili natchnienia, ale jest rezultatem reakcji człowieka na czyhający na niego świat literatury. Proces tworzenia rozciąga się w nieskończoność, bo przecież znajdzie się kolejny szaleniec, który tak samo zostanie wrzucony w interakcję z tekstem („Tworzą książkę po książce”).
Podobnie zadanie bohatera lirycznego z wiersza „Reserve engineering” nie jest łatwe. Człowiek ten znajduje się w stanie rozdwojenia, pomiędzy zniszczeniem a dalszym tworzeniem literatury. Poeta współczesny jest już nie jedynie twórcą literatury, ale także nieustającym w swej lekturze czytelnikiem. On nie boi się czytać, raczej gubi się w czytaniu, bo tekstów do tego przeznaczonych jest zbyt dużo.
Dlatego tytuł zbioru Prawdziwie noc odnosi się do ogromu literatury, która otacza człowieka, a właściwie osacza go, zasłaniając horyzont elementarnych znaczeń świata. Przestrzeń słów staje się dożywotnim miejscem istnienia człowieka, niewolą, dająca jednak możliwość krążenia od tekstu do tekstu, niekończącego się procesu odbijania piłeczki, której droga wiedzie od Naborowskiego, który „zbiega Miłoszewskim” do współczesności. W pierwszym odbiorze jest to świat wiecznych pomyłek, które trzeba umieć zaakceptować i przyjąć jako własne.
Karol Samsel „Prawdziwie noc”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2015, str. 88
Anna Łozowska-Patynowska
Przeczytaj także w "porcie literackim" recenzje wcześniejszych tomików K. Samsela: AltissimumAbiectum (współautor Krzysztof Schodowski - 2012) - pióra Wandy Skalskiej, Dusz jednodniowych (2013) pióra Agnieszki Tomczyszyn-Harasymowicz oraz Więdnice (2014) autorstwa Leszka Żulińskiego