Anna Augustyniak „Bez ciebie”, Wydawnictwo JEDEN ŚWIAT, Warszawa 2014, str. 48
Anna Łozowska-Patynowska
Z BOGIEM CZY BEZ…
W zbiorze poezji pt. Bez ciebie Anna Augustyniak łączy ze sobą dwie przestrzenie, sacrum i profanum. Desakralizuje poetycki świat, który stereotypowo kojarzymy ze świętością i nietykalnością człowieka. Poetka poddaje redukcji patos własnego ciała. Podmiot liryczny wielu wierszy wydaje się mieć obsesję na punkcie ciała. Drogą do poznania ciała jest bogata tradycja literacka, o czym świadczy m.in. przywołana pastorałka „Bóg się rodzi” Karpińskiego. W „Pastorałce” na pierwszy plan wysuwa się erotyzm, który chwilami okazuje się wręcz perwersyjny („pieść mnie, gładź/ wyliżże”).
Kreując bohaterkę liryczną, poetka w jej strukturze psychicznej skrywa naturę sadomasochistyczną. Czytelnik może ją w pewnych momentach posądzić o nimfomanię. Całkiem inny jest jednak kontekst tej wypowiedzi, gdyż autorce tekstu chodzi o perwersję zupełnie innego rodzaju, o obnażenie ducha, który tkwi w ludzkim ciele, obranie go z wszelkich granic hamujących jego ruchy, pełne uwolnienie nie z ciała, lecz wraz z ciałem. Drogą do osiągnięcia tego „nirwanicznego” stanu jest wzbudzenie w sobie pragnienia zmiany.
W wierszu „Podkradam doznania sobie samej” bohaterka utworu czeka na mającą nastąpić inicjację. To oczekiwanie zostało uświęcone („wizje adoracji”, „cud przemienienia”). Na strukturze biblijnej pisze Augustyniak nową, kolejną historię zbawienia człowieka, „wyjmując” go spod spetryfikowanych, raz ustalonych reguł. Ona po prostu boi się ograniczeń, które wynikają z uczestniczenia w kulturze, dlatego nie zawęża swoich rozważań do jednej historii, lecz bierze aktywny udział w przywoływaniu wielu różnych ludzkich doświadczeń. Ona pragnie ściągnąć z siebie wędzidło raz narzuconej i zapamiętanej interpretacji, bo jest jej w tym za ciasno.
Dlatego, z fenomenologicznego punktu widzenia, pragnie uwolnić w czytelniku i w sobie samej wszelkie emocje oraz doprowadzić do ich rozpoznania. Według niej miłość cielesna podmiotu lirycznego nie zna kompromisu. Istnieje w każdym czasie, jest przeczuwana w każdym miejscu.
Czytając „La petite mort”, wydaje się, że Augustyniak jest orędowniczką nekrofilii. Jednak pożądanie w wierszu nabiera zupełnie innego wymiaru. Miejsce śmierci, trumna okazuje się przestrzenią miłości. Miłość rodzi się w chwili przeczuwania śmierci: „Opisałam/ jak wygląda konanie możesz nie wiedzieć/ o niektórych przejawach na łożu śmieci”. Agonia jest u Augustyniak momentem przejścia, powrotu do samej siebie. Ale wspomniane ‘ustępowanie” oznacza wypieranie się swojej tożsamości, czyli siebie naprawdę. „Obraz otwartej trumny” to ekspresja wybranego przez bohaterkę sposobu na przekroczenie bariery poznania tego, co inne („para Żydów”).
Na globalnym cmentarzu uruchamia Augustyniak proces docierania do siebie poprzez utracony obraz przeszłości. W „Dzienniku warszawskim” bohaterka liryczna daje nam sygnały, że nie mówi jedynie o pruderyjności i obsceniczności. Augustyniak prowokuje nas do tego, byśmy podejrzewali ją o niespójność emocjonalną, abyśmy brali ją za osobę, która nie radzi sobie z własnym ciałem i z duszą: „przyszłam do ciebie spróbować języka (…)/ czuję jak tysiąc języków zakrada się do moich ust/ (…) aż chce mi się wymiotować”.
Mam wrażenie, że bohaterka chce wyrzucić z siebie coś, co stanowi esencję chaosu przeszłości, która ją przepełnia i przeraża. W „Dzienniku warszawskim” mieści się przecież opowieść o świecie wielokulturowym. W nim mieszka człowiek, który jest na wszystko otwarty, którego granice poznania nieustannie się poszerzają („ta narracja nigdy się nie kończy”). Człowiek jest częścią opowieści o zmiennym świecie, nieoznaczonym, lecz rozciągającym się w nieskończoność tyglu kulturowym.
Jej wiersze mają kilka wymiarów. Warstwa dosłowna widoczna byłaby w nieskrywanej erotyce, w pulsujących obrazach kolejnych aktów seksualnych. Sfera metaforyczna dotyczyłaby już poznania, które dokonuje się za sprawą tego aktu, a więc byłaby to możliwość zdefiniowania siebie i własnego świata. Aż w końcu na trzecim poziomie, symbolicznym, inność bohaterki zestawiona została z wieloma różnymi przedstawieniami obcej mentalności.
To wszystko mieści się w kręgu otaczających ją zewsząd tradycji, będących kalejdoskopem świata, którego ona sama również jest częścią. Każdy z poziomów znów Augustyniak rozbudowuje, każąc w tak lapidarnym zbiorze ujrzeć nie tylko horyzontalne podziały wewnątrzkulturowe, ale i wertykalne wizje zacierających się granic przeszłości i teraźniejszości ujawniające się na każdym z tych poziomów.
Patrząc przez pryzmat poetyki i teorii literatury, Augustyniak tworzy w swojej poezji dwie osie, oś wyboru oraz kombinacji, i pozwala czytelnikowi w ich ramach dokonywać wiele w miarę swobodnych ruchów interpretacyjnych. Poetka umożliwia nam wymyślenie, dopisanie na marginesie własnych konkretyzacji sytuacji lirycznej. I to czytelnik sam w sobie ma zbudować pewną granicę artykulacji tego świata. Dlatego utwór „Nic”, który poniekąd jest obrazem gwałtu czytelnika na wierszu, niesie jeszcze jedno przesłanie. Augustyniak pisze: „coś więcej niż rysę chciałam w tobie zostawić/ ranę”).
Autorce książki Kochałam, kiedy odeszła chodzi również o ciało, które jest tekstem, które należy nauczyć się interpretować jak tekst. Poetka chce dotknąć interpretatora na tyle, by jej uwierzył, że mówi prawdę. Chce natchnąć go doświadczeniem świata, którym obarczona została bohaterka („wdarłeś się we mnie od tyłu”). Augustyniak przeszywa czytelnika sztyletem wątpliwości. Obsceniczna scena stosunku seksualnego to skrzętnie ukryte spotkanie dwóch horyzontów, czytelnika i tekstu, który stawia opór. Tekst chce mieć maksymalny wpływ na czytelnika, pozostawić w nim nieusuwalne wrażenie autentyczności, „rysę” czy „ranę”, odczucie bólu, cierpienia i równocześnie satysfakcji.
Zbiór podzieliła autorka na dwie wyraźne części. Pierwsza dotyczy doznawanego rytuału przejścia na stronę własnego ciała, przejścia, które dokonuje się w ciele, w samej bohaterce za sprawą wspominanego wielokrotnie mężczyzny („mistrza”). Uderzający wiersz o tytule „Nic” jest wyraźną cezurą tego poznawania siebie. Bo po nim następuje tylko seria wierszy zaczynających się od słów „Bez ciebie…”. Wiersz „Nic” zamyka w sobie świadomość bólu człowieka, bólu, który da się ukazać poprzez zachowanie cierpienia w drugim człowieku.
Druga cześć zbioru to wędrówka podmiotu lirycznego w poszukiwaniu spełnienia i realizacji swojej misji. Bohaterka jest drugim Chrystusem. Przemierza ona kolejne stacje drogi krzyżowej, widząc cierpienie, doznając je na sobie samej (np. „Bez ciebie spotkałam ocalałą z Auschwitzu”). Mistyczne przeżycie bólu ciała zamienia autorka tekstu na ekstatyczne doznanie świata „bez Boga”, bez Absolutu który ocala ją samą. Ale czy to bycie „bez” niego bohaterce się opłaca? Płaci ona za to ogromną cenę, cenę swojego własnego życia, które staje się jałowe („Bez ciebie ciało już nie doświadcza”).
Bohaterka, która dokonała już wstąpienia na wyższy poziom doskonałości, realizuje obiecany samej sobie plan zbawienia. „W drodze do Galilei” dzieli się jałmużną („Bez ciebie rzucałam drobne nędzarzowi”), wysłuchuje historii cierpienia („Bez ciebie byłam na Tamriko Chovelidze Street”), próbuje przypomnieć sobie cuda, które już dawno przebrzmiały („Bez ciebie zajrzałam do grobowca w Betanii”). Jest również Marią, która w dialekcie odśpiewuje „Stabat mater dolorosa” („Bez ciebie śpiewałam pieśni żałobne”), potwierdzając tym samym wyznawaną przez siebie teorię powtórnego wcielenia. Bohaterka jest osobą, która tak bardzo pragnie świętości, że jest w stanie poświęcić swoje własne ciało.
Ostatnie dwa wiersze to już nie tylko głos samej bohaterki, ale dialog dwojga ludzi, którzy po długiej separacji, zeszli się ze sobą na nowo („Bez ciebie ciało już nie doświadcza” oraz „Bez ciebie”). Nie możemy być pewni, czy przypadkiem bohaterka nie rozmawia tu ze samą sobą, z pierwiastkiem męskim i żeńskim w swojej własnej osobie – „święta utrata tożsamości zlanie się granic” (rodzaj męski i żeński użyty w obu wierszach). Wiemy tylko, że podroż kobiety po przeszłości dobiega końca, że sondowanie tradycji żydowskiej, jak nazywa to Augustyniak „żydowskości” Boga wyczerpało się. Poetka znajduje siebie i swojego „Boga”, lecz obcowanie z nim obwarowane jest pewnymi restrykcjami, ponownym odrodzeniem metafizyki.
Bohaterka nie może już w ekstatycznym uniesieniu doświadczyć Absolutu, może go tylko poznać w tym, co pozornie nie istnieje, poprzez niedotykalność. Osoba mówiąca w wierszu z pozornej„erotomanki” przemienia się w mistyczkę i ascetkę, w osobę, której „empiria cielesna” nigdy nie będzie obca.
Anna Augustyniak „Bez ciebie”, Wydawnictwo JEDEN ŚWIAT, Warszawa 2014, str. 48
Anna Łozowska-Patynowska
Przeczytaj też w „porcie literackim” naszego portalu recenzję rzeczy prozatorskiej A. Augustyniak Kochałam, kiedy odeszła (2013) autorstwa Edyty Kulczak