Feliks Netz „Krzyk sowy”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2014, str. 72
Leszek Żuliński
ANUS MUNDI
Feliks Netz to znana i ważna postać, zwłaszcza na Górnym Śląsku. Ja czytywałem go od lat, zwłaszcza w miesięczniku „Śląsk”, którego był jednym z filarów. Notka o nim informuje, że jest poetą, prozaikiem, felietonistą, krytykiem filmowym i tłumaczem. Dziś autor ten dobiega 76 lat – lecz nadal aktywny i pełen weny.
Na moim biurku leży nowy tom wierszy Netza pt. Krzyk sowy. Na okładce intrygujące zdjęcie z 1913 roku: mongolska pustynia, na niej trzy damy w osobliwych strojach z tamtego czasu stoją wpatrzone w czaszki, które walają się po piachu. Ech, taki ponury „wysyp historii”. A historii w tych wierszach sporo.
Ten tomik jest fascynujący. Oczywiście Netz należy do generacji, która już nie bawi się w „eksperymenty językowe”. Ale jego wiersze niosą coś, o czym owe generacje nie mają pojęcia – to walor problemowy, to walor treści, to waga refleksji. Ta przeklęta historia wlecze się za nami, pozostawia rany nie zagojone i rachunki nie zbilansowane. Je opowiada się prozą. Prozodia tych wierszy jest jasna i mocna, choć – co istotne – nie pozbawiona cech liryki. Netz przypomina trudne sprawy i historie, pisze wiersze długie, często o szerokiej frazie – on „opowiada”. Bez ozdobników i natłoku metafor – skupiony na dokumentowaniu zdarzeń i esencji parszywego losu.
Dużo w tych wierszach dramatu wojennego, śmierci, migracji, ucieczek, tumultu, który dotychczasowe życie zaganiał na brzeg dołów – tam już dziś tylko kości i kleksy ołowiu. Dziś, po latach, jest w tym wszystkim jakiś historiozoficzny absurd. Jakiś koszmarny nonsens zamykający się w sentencji Nałkowskiej ludzie ludziom zgotowali ten los. Niestety, wystarczy tak jak Netz być dziesięć lat starszym ode mnie, by nosić tę traumę w sobie przez całe życie. To memento Netza jest jednym z ostatnich – dzisiaj i proza, i poezja żyją już innymi sprawami i innym językiem. Wsłuchujmy się więc w narracje nestorów – to już ostatnie takie dokumenty. Nawiasem mówiąc, poezja jako dokument, to sprawa w ogóle rzadka, coraz rzadsza…
Ten tomik to i projekcja, i odreagowanie czarnych kronik losu. Całego tego piekła, o którym mówimy czasami: anus mundi. Dla przykładu wyimek z tytułowego utworu: …poeta, kiedy go doprowadzą przed dół, / z rękami spętanymi z tyłu kolczastym drutem / wyda z siebie krzyk, to będzie mój krzyk, człowiek / w takich chwilach ma prawo zamienić się w krzyk, / nie ze strachu, nie ze zgrozy, chyba tylko po to, aby / ten krzyk przedśmiertny spotkał się w czasie i przestrzeni / z krzykiem dziecka przychodzącego na świat, żeby śmierć / bez chwili zwłoki weszła w życie, to mówię ja, sowa, która / nie mam nic oprócz krzyku, czuję swąd własnego, zwęglonego / ciała, i słyszę krzyk, jeden krzyk z dziewięćdziesięciu sześciu gardeł… Te gardła to ofiary tragedii smoleńskiej z 2010 roku. Ale w tych wierszach lata dawne i niedawne mieszają się z dramatem śmierci nienaturalnej, kiedykolwiek ona by się zdarzyła. Nawiasem mówiąc, w zbiorze znajdziemy jeszcze kilka innych „wierszy smoleńskich”, które mi się tu najmniej podobały. Jak pamiętamy po katastrofie lawina tych wierszy pojawiła się na wszelkich łamach – w zdecydowanej większości były to wiersze złe lub przeciętne. Te z końca tomiku Netza zaliczyłbym do tych drugich.
Wolę u Netza to, co mniej konkretne, a bardziej uniwersalne. Na pewno udało mu się jedno: przypomnienie golgoty, na którą tak często wspinała się nasza historia. Polska od grobu do grobu – to obsesja tego zbioru. A zdawałoby się, że zapomnieliśmy, że możemy już zapominać. Mieliśmy już w czasach międzywojennych trend zwany „katastrofizmem”, ale czy tamci poeci przypuszczali, że to się będzie powtarzać? Netz w sporej mierze uprzedza nas swoimi wierszami, że Apokalipsa jest stałą figurą dziejowego dance macabre.
Jak pamiętamy z wiersza Lechonia, są dwie śmierci: jedna oczy ma modre, a druga czarne. Netz pisze: jest rzeczą godną mężczyzny walczyć / ze śmiercią rodzaju męskiego, nawet, / gdyby, jak u Ingmara Bergmana, polem / bitwy była tylko szachownica; // u Federico Felliniego śmierć zawsze / jest kobietą, zachwyca i zarazem budzi / odrazę, coś pomiędzy Claudią Cardinale / a truchłem. Tak więc na różnych planach wiecznie to samo. Albo ta kurwa, Historia, albo ta jędza Biologia.
Feliks Netz wędruje przez swoje życie. Gdy się powoli dochodzi do 80-tki, jest o czym opowiadać. Różne czasy, różne zdarzenia, różne traumy, różne manowce. Ten tom wierszy to takie résumé. Jeden z wierszy nosi tytuł "Kim ty byłeś w Polsce". I to pytanie powinniśmy sobie wszyscy zadawać. Młodzież poetycka ma ułatwioną sprawę, pokolenie Netza czy moje – utrudnioną. Cała siła tego tomiku polega na tym, że historyczna mucha tse-tse nas nie ukąsiła i nie pogrążyła w śpiączce. Ale została już tylko garstka poetów, którzy o tym piszą lub mogliby napisać. Dlatego tę książkę uważam za taką ważną!
Feliks Netz „Krzyk sowy”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2014, str. 72
Leszek Żuliński