Mieczysław Machnicki "Lawa się nasładza skorupa ciemnieje", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013, str. 56

Category: port literacki Created: Monday, 22 July 2013 Published: Monday, 22 July 2013 Print Email


Anna Łozowska-Patynowska
 
ŻYWOT CZŁOWIEKA (S)CHRONIONEGO

Nowy tomik Mieczysława Machnickiego to kolejny, odmieniony Żywot człowieka poczciwego. Ten tytuł jednego z wierszy, choć przecież nie otwiera zbioru poezji, ale go wieńczy, stanowi nadbudowę dla wszystkich utworów tego tomiku. Zatem nie tyle podsumowuje, co kwituje, lapidarnie wyznacza kierunek wcześniej podjętej dyskusji o literaturze. Ale od czego Machnicki ją zaczyna i czym ją kończy?

Poezja Mieczysława Machnickiego to zamknięta w formule dystychu konfrontacja z człowieczeństwem. Poeta pragnie nam pokazać, w jaki sposób opisać żywego człowieka martwym dystychem. Jest to również próba pokazania, że pozornie hermetyczny i zużyty dystych pomieścić może naprawdę wiele, że jest w stanie zatrzymać w sobie tę głębię, której się nie spodziewamy. To także dowód na to, że nie wszystko się zużywa, że pewne normy są w stanie wytrzymać próbę czasu. Problem, do którego w tym miejscu dochodzimy, to zgoda na bycie bądź nie bycie klasykiem. Ale Machnicki to klasyk, który nie chce być klaskiem bądź klasyk, który przestał być klasykiem („daj odpocząć rozszerz wersy nie pobłądzę”).
To klasyk, który dostrzegł proces stopniowego wyjałowienia i wyczerpania się klasycyzmu, jednocześnie klasyk, który tej destrukcji klasycyzmu nie broni przed samą sobą. Poezje Machnickiego samoistnie się dekonstruują, wypierając klasycyzm. Mimo pozornego ładu, o żadnym porządku nie może być mowy. To, co próbuje zrobić Machnicki, to odchodzenie od siebie, by stać się sobą.
Dekonstrukcja wewnętrzna nie oznacza jednak rezygnacji z pewnych postaw. Bo Machnicki pokazuje pragnienie podmiotu pozostania klasykiem i jednocześnie jego negację. Dlatego wiersz ostatni to kanon zasad, których przestrzegać ma „człowiek poczciwy”, tych zasad moralnych, o których mówią autorzy wymienionych w wierszu książek.
Kanon zaproponowanych przez Machnickiego lektur to wystosowanie pytania o to, w którym miejscu pewne granice zasad się zaczynają, a w którym kończą (wspominając już tylko niektóre utwory takie jak Idiota, Zbrodnia i kara czy Lolita). To poruszenie wszystkich kwestii związanych z życiem człowieka, sfery seksualnej, duchowej, relacji międzyludzkich, aspiracji twórczych i związanych z nimi konsekwencji tekstualnych, zatem także kwestii świadomości bycia klasykiem lub nie.

Ostatnie liryki tego tomu to coraz mniej dokładne wiersze. Stają się one coraz bardziej rozluźnione, jeżeli chodzi o ich formułę światopoglądową. Wdziera się tu chaos, który wcześniej był w tej formule spotykany rzadko. Metamorfozie podlega sytuacja, tak samo jak zmienia się człowiek. Już nie poetyka jest najważniejsza, rozdrabia się, rozluźnia swoje rygory w chaosie. Najważniejszy jest człowiek, który, odwrotnie niż na początku tomiku (gdzie jego świat jest chaosem właśnie), dąży do ładu, poukładania, ocalenia.
Klasycyzm Machnickiego, który tylko pozornie wydaje się manifestować w warstwie poetyki, jest w rzeczywistości klasycyzmem światopoglądu, sposobem patrzenia na człowieka i jego życie („odszedłem od formy by sam stać się formą”). Zasada umieszczenia człowieka w centrum świata, zaproponowana przez renesansowego artystę, Reja, jest tu wykorzystana do ukazania innej perspektywy niż w presuponowanym tekście tego autora. Antropologiczny wymiar połączony byłby ze światem teksu. Zatem człowiek znajdowałby się w centrum wszechświata, w samym środku tekstu. Sam człowiek byłby tekstem, niedokończoną historią, która zderza się z innymi opowieściami. Nie jest to już więc Żywot człowieka poczciwego, ale „Żywot poczciwego literata”. Można to nazwać egzystencją człowieka, który poznając tekst, pokonuje kolejne przeszkody w procesie odzyskiwania siebie. Człowiek żyjący w tekście, mieszkający w jego wnętrzu, czasami nie mieści się w stworzonych przez siebie wersach, jest mu tam za ciasno.
Bywają jednak sytuacje, że w tym pozornie nieskomplikowanym świecie dystychu człowiek się gubi, plącze się między słowami, zaczepia się o samego siebie, potyka się o swoje własne przemyślenia. Formuła dystychu nie podaje ogólnej formuły człowieczeństwa. Poza tym widać tu pewien paradoks, z jednej strony człowiek „wychyla się” z wiersza, bo jego granice są za ciasne, z drugiej strony tekst go przytłacza i przeraża, jest otchłanią sensu, w której podmiot liryczny może się utopić.

Sam tytuł tomiku już zapowiada dwutorową obserwację świata. „Lawa się nasładza/ skorupa ciemnieje” to zestawienie ze sobą dwóch opowieści, opowieści o tekście i o człowieku. Zatem to, co wiąże się z poetyką, należy do obszaru tekstu, to, co wychodzi poza poetykę, jest już historią człowieka. Ale notuje Machnicki, „jeszcze mnie nie ma we mnie już sam w sobie jestem”. Machnicki pisze o sytuacji docierania do siebie poprzez tekst. Inną opowieść o sobie, która go konstytuuje, uruchamia mechanizm stawania się sobą samym. I zaważa dalej Machnicki („najdalej od siebie chciał uciec ten chłopak (…) chciał być z samym sobą (…) dwie łopaty leżą na krzyż duża mała/ jakby pochowana w ogródku dwa ciała”.
Konfrontacja z sobą samym jest niemożliwa, konfrontacja z sobą samym jest możliwa, wypowiada bohater jakby dwie sprzeczne kwestie. Mogę uczestniczyć w spotkaniu z sobą tylko wtedy, gdy zatracę siebie. Ale nie mogę w nim uczestniczyć właśnie dlatego, że spojrzenie na siebie samego powoduje moje rozdwojenie. Zatem, patrząc na siebie, doświadczam siebie innego („on ją zabił ona jego bo przyszedł za wcześnie/ gdy pestkami się karmiła nie miąższem czereśni”). Tajemnica pokawałkowania człowieka, który dostrzega tę fragmentaryzację ciała kryje się w nim samym („przemył powieki odwróciwszy na wierzch”). Wywrócić siebie samego na lewą stronę to jest, według artysty, zadanie każdego człowieka. Jest to proces poszukiwania siebie od drugiej strony, który składa się z paru etapów, przeczesywania siebie, brania pod włos, wchodzenia pod warstwy dystychu, by tam odnaleźć „siebie samego zaprzeczonego”. Ale jak tam dotrzeć, wyjaśnia to poeta, wpatrując się w samą literaturę.

Machnickiego najłatwiej chyba porównać z Leśmianem. Niepozorne zestawienia słowne naprowadzają czytelnika na tropy „wychylenia się” ku temu co inne, niewyobrażalne, nieznane. Poeta pragnie pokazać to, co żywe. Chce nam udowodnić, że nic nie umiera, nie staje się martwe, bo świat skonstruowany jest w ten sposób, że jedna tradycja odchodzi, by odżyć na nowo w samym centrum innej. Dlatego tak wyraźne są tu nawiązania Leśmianowskie, który przecież nie zapomniał, tak z resztą jak Machnicki, o baśniowości, oniryczności, formule balladowości, słowiańskich opowieści itp. Machnicki otwiera w dystychu sferę nieprzebranej głębi. Lecz wcale „nie krztusi się” Leśmianem, on Leśmianem oddycha, dlatego jego liryki są naturalne, nie rażą powtarzaniem pewnych kwestii, ale otwierają nową perspektywę.

Głównym tematem tomiku Machnickiego jest, bez wątpienia, literatura. Literatura pęcznieje, rozszerza się, przedostaje się wszędzie, ale pozostaje w uśpieniu, w stanie niedoczytania czy nawet nieodczytania. Stereotypowo literatura zostaje pokryta skorupą, skwitowana milczeniem. Zatem literatura staje się skamieliną, którą można jedynie oglądać, zwiedzać ukryte w niej jak w bursztynie owady. Tymczasem poeta pokazuje, że ta skorupa nie jest martwa. Literatura oddycha literaturą, dzieło przegląda się w dziele. Utwór literacki jest wypadkową człowieka, który go otwiera, i jednocześnie, czytając go, rozpoczyna proces odczytywania siebie.

W moim przekonaniu Machnicki otwiera przed nami i siebie samego i literaturę. Ten tomik jest zbiorem bardzo osobistym, stawiającym wiele pytań, na których niekoniecznie można udzielić jasnych odpowiedzi („sam będąc odpowiedzią nie chcę odpowiadać”). Najbardziej banalne pytanie jest lepsze od najdokładniejszej odpowiedzi. Bo jest pytaniem o  siebie samego, jest błądzeniem w sobie samym i wkraczaniem na tereny przez siebie odkryte-nieodkryte (obszary literatury). Jest zbaczaniem z drogi, wielokrotnym odchodzeniem od centrum na peryferia.
Literatura jest odpowiedzią na człowieka, jest jego dramatem poszukiwania sensu, zapisem tego dążenia. Tylko ustawienie przed człowiekiem lustra w postaci tekstu literackiego jest szansą na jego ocalenie. W taki sposób człowiek jest chroniony przez literaturę i się w niej chroni. Literatura jest parasolem ochronnym. W niej, przy niej i z nią można czuć się bezpiecznie.

 Mieczysław Machnicki "Lawa się nasładza skorupa ciemnieje", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013, str. 56

 Anna Łozowska-Patynowska