O Jerzym Pieczulu

Category: pisarze nieobecni, książki zapomniane Published: Tuesday, 17 November 2009 Print Email

Lech M. Jakób


Jerzy Pieczul nigdy nie uczestniczył w tak zwanym życiu literackim, chadzając własnymi ścieżkami. Z życiorysu wynika, że to typ wagabundy, człeka niespokojnego - z gatunku tych, co to nigdzie dłużej nie zagrzewają miejsca. Dziś ponadsześćdziesięciolatek, ukończył we Wrocławiu Technikum Żeglugi śródlądowej oraz filologię rosyjską na Uniwersytecie Wrocławskim. Imał się rozmaitych zajęć, pracując między innymi jako marynarz żeglugi śródlądowej i przybrzeżnej, rybak morski (na kutrach "Korabia" w Ustce), lektor języka rosyjskiego w Szkole Oficerskiej, instruktor w domu kultury. Był też zatrudniony jako kopacz w przedsiębiorstwie melioracyjnym w Koszalinie.
Ostatnie wiarygodne informacje pochodzą z lat 1985-86. Jak podtrzymuje jeden z bliżej znających Jerzego Pieczula - pomagał rybakom łodziowym w Gąskach. Miał tam także kilka swoich siatek. Debiutował prozą w 1975 roku na łamach "Nurtu", publikując później w "Głosie Pomorza" i "Nowym Wyrazie". W 1979 roku, nakładem Wydawnictwa Poznańskiego, ukazał się jego debiut książkowy: "Pako i Chudzinka". Jak się później okazało- jedyna książka autora.
Ale jaka!
Czyta się ją jednym tchem. Jest bezpretensjonalna, zabawna, oparta na dialogu i krótkiej obserwacji. To kilkadziesiąt miniatur prozatorskich, których wiodącymi postaciami są tytułowi bohaterowie: Pako i Chudzinka. Para żyjąca - jak to się dziś mówi - w luźnym związku. Nie spotyka ich w życiu nic nadzwyczajnego: doświadczają przygód przeciętnych ludzi.
Rekomendujący książkę Janusz Termer punktował u pisarza między innymi niezły słuch językowy i poczucie humoru. Dostrzega też w tej prozie ostro narysowany portret współczesnego mieszczaństwa jego zachowań, gestów, póz codziennych. Po ćwierćwieczu sięgnąłem po tę książkę ponownie. Nie bez obaw o wrażenia po niegdysiejszej lekturze. Wszak czas w weryfikacjach bywa okrutny.
Obawy okazały się płonne. Odpomniana proza na powrót przykuła uwagę świeżością spostrzeżeń i prostotą. Także ciepłą ironią, której wcześniej nie zauważyłem. Owe trochę zwariowane opowiastki, przez krytyków umieszczane w szufladce literatury małego realizmu, bronią się znakomicie. To dowód na to, że dzieła artystycznie udane się nie starzeją.
Jedyne, co trochę zazgrzytało to pojawiający się tu i ówdzie sztafarz pereelowskiej rzeczywistości. Lecz przecież nie dla rekwizytów czytamy książki. Tła się zmieniają, okoliczności, miejsca i ludzie też, ale mechanizmy psychologiczne nie. Także przywary człowiecie bywają niezmienne.
Słowem książka "Pako i Chudzinka" oparła się czasowi. Nadal przynosi czytelniczą radość. I wartałoby ją edytorsko wznowić. Szkoda, że Jerzy Pieczul umilkł jako pisarz. Co prawda w końcówce lat osiemdziesiątych jeszcze publikował drobne utwory w lokalnej prasie, lecz drugiego wydawnictwa zwartego czytelnicy nie doczekali się. Choć Wydawnictwo Poznańskie miało apetyt na drugą książkę autora. Pamiętam rozmowę z Bronisławem Kledzikiem, ówczesnym kierownikiem działu literatury pięknej tejże oficyny. Żywo interesował się odnowieniem kontaktu z autorem udanego debiutu. Dałem namiary pośrednie. Lecz widać nic z próby opublikowania następnej książki J. Pieczula nie wyszło. Lub wydawcy nie udało się nieuchwytnego autora namierzyć.

Latarnia Morska 1/2006