O Czesławie Forysiu
Lech M. Jakób
Czesław Foryś urodził się w 1935 r. w Bobowej (dawne województwo nowosądeckie). Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim oraz ekonomiczne na Wydziale Transportu Politechniki Szczecińskiej. Pracował jako radca prawny na budowie huty miedzi w Głogowie, następnie w Przedsiębiorstwie Połowów i Usług Rybackich „Barka” w Kołobrzegu oraz w Towarzystwie Ubezpieczeń i Reasekuracji „Warta” w Koszalinie. Ostatnio prowadził prywatną praktykę adwokacką w Trzebiatowie.
Debiutował w 1978 r., na łamach miesięcznika „Nowy Wyraz” - nowelą pt. „Pomnik Śmierciaka”.
Jego pierwsza książka pt. „Żeton” (1985) - jak się później okazało jedyna opublikowana za życia – uzyskała II nagrodę w ogólnokrajowym konkursie na debiut prozatorski wydawnictwa „Iskry” w 1982 r. Jeszcze przed wydaniem książkowym obszerny fragment drukowała „Literatura”.
Co o „Żetonie” można powiedzieć? Prozę Cz. Forysia szybko zauważono. Ukazały się recenzje – m. in. w „Odgłosach”, „Faktach” oraz „Nowych Książkach”. W wydawnictwie „Pisarze Pomorza Środkowego” * w szkicu krytycznoliterackim „Próba podwójnego portretu” Feliks Fornalczyk, przybliżając utwór autora czytelnikowi, napisał:
„Jest to przekornie pomyślana autopsyjna relacja o środowisku rybaków oceanicznych, w której 'zanumerowany w komputerze' członek załogi (stąd tytułowy 'Żeton') okazuje się nadwrażliwcem o nadzwyczaj rozwiniętym życiu wewnętrznym.
'Żeton' dobrze świadczy o narracyjnych dyspozycjach autora; Foryś z dużą siłą wyrazu potrafił odtworzyć specyficzną atmosferę wśród członków załogi skazanych na wspólne bytowanie na ograniczonej przestrzeni statku. Po Janie Papudze, Jerzym Pachlowskim, Piotrze Bednarskim właśnie Czesław Foryś okazał się najbardziej godnym dołączenia do grona najlepszych beletryzatorów tematu morza.”
Jeszcze kilka słów o mikropowieści Forysia.
Jej narrator, będący jednocześnie bohaterem głównym, jawi się w marynarskiej hierachii podrzędnym posługaczem. Lecz wyróżnia go ze statkowej społeczności świadomość tego, kim jest. Ostra świadomość manipulacji jednostką, wreszcie degradacji. Czytamy w 'Żetonie':
„Wrzucają mnie w otwór, opadam pobrzękując i naciskając różnorakie występy i klawisze. My, żetony, mamy jednakowe rozmiary i wagę, ale ten stopień podobieństwa nas nie zadowala. Naśladujemy przeto siebie w najdrobniejszych szczegółach, szturchańcami przymuszamy maruderów do unifikacji. Bywa, że tracimy orientację, kto kogo naśladuje i tak tracimy tożsamość. Wzajemnie przeniknięci nie mamy wrogów ani przyjaciół.”
W przesłaniu tej prozy, mówiącej o potężniejącej anonimowości jednostek, o fetyszach współczesnego świata numerów i komputerów, o alienacji wreszcie, widzimy rosnącą samotność człowieka. Jak na dłoni dostrzegamy obłęd technicyzacji. Zapętlenie cywilizacyjne prowadzące na skraj duchowej przepaści.
Forysiowe ostrzeżenie uzyskuje wiarygodność dzięki chłodowi diagnozy i pozornej beznamiętności relacji. A dzięki językowi oraz stylistyce, dzięki dobrej literackiej oprawie, do dziś (po blisko trzydziestu latach od napisania) nie stracił 'Żeton' swej siły. Przeciwnie: jego wymowa w zetknięciu z dzisiejszą rzeczywistością brzmi jeszcze bardziej niepokojąco. Miał też tego świadomość wydawca, skoro mikropowieść po czternastu latach od debiutu wznowiono.
Czesław Foryś nie śpieszył się. Pisał powoli, z rozmysłem cyzelując zdania. Szykował książkę drugą. Szkicował osobne opowieści. Jednocześnie prowadził dziennik. Z usposobienia raptus, zawsze do końca broniący swojego zdania. Wciąż zabiegany. Nie stronił od środowiska literackiego Kołobrzegu i Koszalina. Przez wiele lat związany był z grupą literacką skupioną wokół miesięcznika „Okolice”. Czasem ciągnął w góry – wspinaczka go odprężała.
Marzył mu się też osobny dom, z dala od zgiełku miasta. Po wielu latach i ogromnym nakładem pracy zbudował domek nad Dębosznicą – niewielką rzeczką oddzielającą niegdysiejsze województwo koszalińskie od szczecińskiego. Urządził sobie gabinet i porządną bibliotekę. Wydawało się więc, że wreszcie mocniej poświęci się literackiej pasji.
Niespodziewanie w listopadzie 2000 roku dopadła go śmierć. Zmarł na zawał serca w wymarzonej samotni. Przy swoim biurku. W trakcie pisania – w połowie akapitu…
Dzięki uprzejmości syna pisarza, Waldemara, publikujemy fragment książki, której nie zdążył ukończyć.
Latarnia Morska 2/2006