Sławomir Matusz „Piosenka o okienkach. Podwórko Szpilmana”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2014, str. 72

Category: port literacki Created: Saturday, 27 September 2014 Published: Saturday, 27 September 2014 Print Email


Anna Łozowska-Patynowska

„LICHWOLOGIA” NARODOWA, CZYLI ŚWIAT WIDZIANY „Z OKIENKA”

Sławomir Matusz w najnowszym zbiorze poetyckim odpowiada na wyzwania stawiane człowiekowi przez obecną rzeczywistość. Ambitnie skonstruowany tomik zakreśla szeroki horyzont i prezentuje ogromny przekrój tematyczny, od historii począwszy, poprzez ustalenie tożsamości narodowej i zredefiniowanie pojęcia Ojczyzny oraz współczesnego patriotyzmu a także prześledzenie najistotniejszych problemów współczesnego świata, aż do sytuacji egzystencjalnej współczesnego człowieka otoczonego przez ten świat.

Tomik Piosenka o okienkach. Podwórko Szpilmana można podzielić na trzy części: pierwsza część dotyczy prześledzenia wymienionych zjawisk w świecie współczesnym, druga zawiera utkaną na dramatycznej kanwie pseudoreligijną opowieść o człowieku-Polaku, trzecia i ostatnia część dotyczy mistycznego spotkania człowieka ze sferą sacrum. Matusz nie tylko podejmuje wyzwanie przebrnięcia równocześnie przez przeszłość, teraźniejszość i ustalenie przyszłości człowieka, ale także wyrusza w wędrówkę po świecie tekstów schodząc z samej ich powierzchni do wnętrza sensu i z powrotem.

Poeta stara się w sposób zrównoważony przedstawić w kolejnych odsłonach („okienkach”) podróż człowieka przez świat, który rozumieć można jako przestrzeń „dziwną i różną”. Uchylając kolejne okna do nowych przestrzeni, poeta decyduje się na brutalną konfrontację z tym, co zza nich dostrzega. Przestrzeń przedstawiona w zbiorze ma zatem charakter ikoniczny, desygnowany przez kolejne okienka. Ikona jest przejściem do tej przestrzeni. Tylko tak, w kolejnych odsłonach, rodzi się poznanie. Poeta szuka uniwersalnego klucza do otwierania obecnego świata, czytania współczesnej rzeczywistości. Okazuje się, że jest to niezwykle trudne i tylko otworzenie kolejnego okna daje możliwość uzyskania wiedzy o świecie. Punktem wyjścia Sławomira Matusza jest destrukcja, zniszczenie, ruina. Tam rodzi się karkołomna opowieść o świecie, który już nie istnieje. Świat zbudowany z poszczególnych „okienek” to świat odbudowany z gruzów, z dawnych podszeptów historii, z ułamków wspomnień, z głosów dochodzących z „podwórka Szpilmana”.

Zbiór wierszy otwiera utwór pt. „Lichwo, ojczyzno moja”, który został umieszczony na okładce. Jest on jednym z okien-przejść do innego świata. Dostrzec tu można pewną motywację poety. Autor tekstu zgadza się jawnie na przypieczętowanie zbioru pewnym repertuarem tez, do których sięga. Dlatego czytamy: „Lichwo, ojczyzno moja/ Muszę cię nazwać inaczej”. Tekst, napisany z ogromnym dystansem i jednocześnie ze świadomie zastosowaną ironią, może czytelnika rozśmieszyć aż do łez i rzucić na kolana bądź rozczarować go zaprezentowaną w tekście wizją świata. „Lichwologia” narodowa, według Matusza, ma więc polegać na pożyczaniu tekstów, żonglowaniu fragmentami utworów dokonanym w celu obejrzenia tego świata w całkiem inny sposób, z zupełnie nowej perspektywy. Istniejemy, jego zdaniem, w intertekstualnym świecie. Czyli, po pierwsze, pożyczamy tekst, po drugie, wykorzystujemy go na swój użytek, po trzecie, tworzymy kolejną przestrzeni, której istnienie polega na łączeniu tych dwóch sfer wyjściowych i wydobywaniu z samego języka wartości, których rzekomo tam nie ma, a w rezultacie prowadzimy grę z mitologią narodową, z całą tradycją i z naszą polską świadomością rozumianą czasem w sposób instrumentalny.

„Pożyczanie” czy wręcz kalkowanie wizji pochodzących ze starego świata wywołuje efekt w postaci innego odczytania świata obecnego. Porównywanie starych i nowych treści sprawia, że potrafimy łatwiej dostrzec naszą sytuację obecną: „za-chwyceni, za-pętleni, po-niżeni”. Człowiek, jak pisze Matusz w swoim tekście, został przedstawiony jako uwięziony w aktualności, niewierny Tomasz starego świata. Bo przecież lepsza jest „Lichwa” od „Litwy”. Ten niewierny Tomasz został złapany w sidła, które sam zastawił. Dlatego, jego zdaniem, musimy zrozumieć i zaakceptować swój upadek („po-niżenie”), by pojąć, jakie więzienie sami sobie przygotowaliśmy („za-pętlenie”). Wbudowany w człowieka syndrom zamknięcia powoduje, że, paradoksalnie, „radują się serca nasze”. Sami śmiejemy się sobie w twarz. Sprawia nam przyjemność zbiorowe cierpienie, a w rzeczywistości zamyka nas ono i powoli zabija od środka, unicestwiając zakodowany w nas pierwowzór człowieka.

Ponadto Matusz uświadamia także czytelnikowi, w jakiej sytuacji znajduje się tworzona obecnie literatura. Poprzez proces „za-pętlenia” pojmuje jej stan. Literatura nie tylko zwraca się ku samej sobie, tam poszukując nowych inspiracji. Kolejne odsłony tego samego ujęcia uzupełniają świat, każąc mu istnieć w rzeczywistości, gdzie tekst prowadzi nas różnymi drogami do tego samego miejsca, czyli do ogólnego sensu. Świat w ujęciu Matusza jest wielowarstwowy, choć jest to świat znanych toposów i motywów. Poeta poddaje je jedynie gruntownej restrukturyzacji i restauracji. A tam, gdzie dostrzegamy jedynie ślady ironii i paradoksów, piętrzących się jeden na drugim, istnieje także świat prawdy, który jest nimi usłany.

Należy także wyjaśnić, co rozumie przez słowo „piosenka” sam Sławomir Matusz. Druga część tytułu „Podwórko Szpilmana” dookreśla jej charakter. Genialny kompozytor tworzy strukturę, która jest ilustracją przemian zachodzących we współczesnym świecie. Kompozycja zbioru stworzona została na wzór „nowej ewangelii”, którą Matusz przedstawia we współczesnej odsłonie. To nowoczesna opowieść o męce Chrystusa, która kończy się w celi, w zamknięciu, zakleszczeniu. To także historia czyjejś śmierci, która symbolizowana jest lusterkiem „przyłożonym do ust”. Odnaleźć tu można także poczynione aluzje do ostatniej wieczerzy poprzez cykl „kolacji”, rozpoczynając od utworu „Wigilia”, a na ostatniej „Kolacji z Josephem Ratzingerem” kończąc. Postawioną tezę należy poprzeć ilustracją kolejnych nawiązań. Wstępem do tomiku jest aluzja do zdrady, jaka się dokonała równolegle w nowotestamentowej i obecnej rzeczywistości. Poeta ma wątpliwości, czy przypadkiem jego historia nie została podmieniona, „zajęta” przez komornika. Bo przecież toczy się nieco inaczej niż opowieść o Chrystusie. To, że poeta stylizuje swojego bohatera na Chrystusa, wynika wprost z wiersza „Bóg patrzy, Bóg lubi”. Bohater mówi: „Bóg patrzy czasem, moim okiem”. Bohater wierszy Matusza jest „niedokończonym Chrystusem”, zatem jest pseudoopowieścią o nim. Ta historia to opowieść apokryficzna dodatkowo ujęta w nawias, skwitowana przez osoby postronne.

Jest więcej dowodów na to, że poeta zbudował swój świat na wzór przestrzeni biblijnej. To świat samospełniającego się cudu, w którym w supermarkecie woda zostaje zamieniona w wino. W „Okienku dla supermarketu” można dostać wszystko, nawet ryby i mannę. Są to osiągnięcia współczesnego świata, które upowszechniają i „spłaszczają” cud. Cuda zostają „spopularyzowane”, zdegradowane do tego, co powszechne. Poza tym zaczęło postępować tu znaczne zubożanie tego świata. Ten świat skurczył się do okien, a jego poznanie okazało się niepełne. Zatem symboliczne „okienko” to tylko fragment, urywek większego świata, który dla współczesnego człowieka przestał istnieć jako całość, został rozbity.

Wracając jednak do samego modelu człowieka, Matusz przedstawia jego sytuację w wierszu pt. Nazajutrz”. Jest to człowiek niemalże barokowy, zbity z tropu, wrzucony w świat, który nie jest stały. W wiecznym tańcu, świat „okręca się” dookoła szyi człowieka, który zostaje nim podduszony. Przywołany motyw tańca to prowadzenie bardzo precyzyjnej gry z dobrze znaną Polakom mitologią narodową. Oczywiście, kanon tekstów, do których w tym zakresie się odwołuje Matusz, można by przywoływać w nieskończoność, od „Wesela” Wyspiańskiego począwszy i od zawartego tam motywu „chocholego tańca” aż do jego kolejnych realizacji. Ukryte tu jest także inne odwołanie do Tuwimowskiego radosnego tańca w wierszu „Chrystus miasta”, stąd przesadne obrazowanie budzące niepokój i wywołujące zaskoczenie zestawienia: „tańczą płomienie i ratownicy/ w czerwonych uniformach. Tańczą niebiescy/ aniołowie z wielkimi rewolwerami w kaburach/ Lizą mnie ich języki, liżą tak, jak zlizuje się krew,/ Jak zlizuje się kokainę, jak zlizuje się wódkę”. Sytuacja tego bohatera jest niezwykle dramatyczna: „Liżą to, co we mnie pękło,/ moje chore ciało. A oni liżą. Liżą i tańczą”. Bohater choruje na „syndrom polskości”, jest zdominowany przez tłum, który „liże i tańczy”. Tłumi go kultura, spuścizna młodopolska i barokowa. Powoduje to zatapianie się w swoim ciele poprzez symboliczną czynność lizania. Bohater jest podobnym, jak u Tuwima, „Chrystusem miasta”, osobą, która przeczuwa ból świata, człowiekiem rozdwojonym i popękanym, kimś, kto przyjmuje na siebie całe zło i się na nie świadomie zgadza. Człowiek Matusza jest zdominowany, wręcz zadławiony przez wartości a na dodatek nimi do głębi przejęty.

Warto również zaznaczyć, że Matusz buduje swój tomik na schemacie dramatu. Świadczą o tym krótkie wstawki pod niektórymi częściami utworu „Projekt nowego hymnu”. Te elementy dramatyczne odnoszą zbrodnię do kolejnej sfery znaczeniowej mitologii narodowej, jaką kultywował szczególnie polski romantyzm. Spojrzenie poety na obecną Polskę i tożsamość narodową jest niezwykle gorzkie, ale i prawdziwe: „Nie wiem, gdzie jest Polska”. Zagubienie człowieka w obecnym świecie powoduje rozchwianie wewnętrzne i niemożliwość identyfikacji ze zbiorowością, która go otacza.

Nieokreślony jest także czas: „Patrzę/ w przyszłość i widzę/ przeszłość. Patrzę/ w przeszłość/ i widzę przyszłość”. Autor tekstu śledzi zatem przemiany mentalności Polaków i samo znaczenie słów: Polak, rodzimość i obcość, dlatego równie owocnie korzysta z drugiego, wspomnianego już kręgu odwołań siedemnastowiecznych, głównie do idei, które wprowadził i przez długie lata kultywował polski sarmatyzm. Wędrówka, którą podejmuje Matusz jest przedzieraniem się z ogromnym trudem i wysiłkiem przez mit mesjanistyczny, co doskonale można zaobserwować w wierszu pt. „Projekt nowego hymnu”. Jednocześnie jest to poczynienie aluzji do idei europejskiej jedności i solidarności oraz równoległe przywołanie ram religijnych. Matusz sprawia, że te sfery się przenikają.

Wszystko sprowadza się zatem do tego, że na zgliszczach starych znaczeń, musimy rozpocząć odbudowę nowej tożsamości. Poprzez nawiązanie do muzyki, prostej piosenki przywraca Matusz dawne sensy i tworzy nową biografię człowieka. Aby jednak tego dokonać, potrzebne jest wsłuchanie się w swoje własne słowa. W „podwórku Szpilmana”, pisanym celowo małą literą, wyjaśniona została idea całego zbioru, dlatego śpiewana piosenka jest jedynym ratunkiem. Piosenka ocala wartości, które rzekomo umarły. Utwór warto przywołać w całości:

Polacy i Żydzi / zapędzeni do getta //  ich jedyną bronią są / blaszane łyżki i widelce // wtykane /  w okienko // kiedy nie ma co jeść / trzeba śpiewać

Piosenka ma ukoić głód, głód poezji, na który cierpi podmiot liryczny, jak próbuje to udowodnić w jednym z pierwszych wierszy w tym zbiorze: „przyszedł komornik/ i zajął mi wiersz/ nie mam co państwu czytać”. Bohater wiersza cierpi na niedosyt tekstualny, na brak rodzenia się literatury. Dąży jednak do uzupełnienia tego braku i jednocześnie do ustalenia własnej tożsamości. On pragnie po prostu pisać i odnosić się do kultury w nieskończoność.

Sławomir Matusz „Piosenka o okienkach. Podwórko Szpilmana”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2014, str. 72

Anna Łozowska-Patynowska