"ZONED Mi.ości! Wiersze gorsze niż najgorże. Almanach pokonkursowy", ORGIA SŁOWA, Kraków 2008, str. 124
Wanda Skalska
To jedna z tych dziwacznych książek – stwierdziła znajoma po lekturze – o których nie wiadomo co powiedzieć. Jednak wiadomo. Przede wszystkim kłania się J. Huizinga i skłonność do ludycznej zabawy. Tym razem hulali zabawowo internauci uwiedzeni poezjowaniem.
A wszystko odbyło się z początkiem tego roku w serwisie poetyckim Interkl@sa. Animatorzy zabawy ogłosili konkurs na wiersz „najgorży” „ZONED – Mi.ości!” Punkty drugi i trzeci regulaminu stanowił: „Wiersz musi mieć formę ZONEDu (sonet to za łatwe, zoned jest formą otwartą, może być nawet z rymami białymi, ale musi się składać z 14 wersów; inne reguły określa każdy z autorów). Temat powinien krążyć wokół hasła 'Mi.ość!' Dla ambitnych temat dodatkowy dla wierszy drążących temat pisania (tzn. wiersz o pisaniu wiersza) – 'czerwie w ścierwie' ;)”
Rzecz poruszyła internautów. I autorzy eksplodowali lawiną hucp. Raz trochę smacznych (np. żartobliwo-pastiszowe wersy „Chciałbym wpaść na dzień do Koszalina i wychylić z tobą kieliszek tuwima”), raz takich sobie lub wręcz żenujących.
Krótko potem organizatorzy się spięli i plon tego konkursu upamiętnili w wydaniu książkowym.
Almanach zawiera produkcję czterdziestu autorów ukrytych pod przybranymi ksywkami. Z tej ilości tylko kilkunastu zdecydowało się ujawnić w publikacji swoją tożsamość (noty plus foty). Z tychże not wynika, że niektórzy publikowali tu i ówdzie – przeważnie w wydawnictwach zbiorowych. Między innymi Jacek Suchowicz (magister ochrony środowiska, żonaty, trzy córki, dwoje wnucząt) napisał o sobie tak: „Dużo czytam współcześnie piszących i uważam, że każdy z nich jest grafomanem w różnym stopniu upośledzenia. Tragedia zaś polega na tym, że wszyscy uważają się za poetów.” O Jacku Sojanie, autorze dwóch tomików poetyckich napisano: „Pieroński łazik lubiący patrzeć na wszystkich i na wszystko z góry bo lubi przede wszystkim góry; nie stroni od uwikłań politycznych ale zawsze w roli satyryka-trefnisia; umie pływać wszystkimi stylami w winie; dlatego czuje się winny nawet z powodu zoned-aktion, jako współudziałowiec tego przestępstwa literackiego; prosi o łaskę i domaga się uniewinnienia.” O trzecim, Stefanie Rewińskim (autorze trzech tomików), z kolei napisano: „Dorosły pan z kresów II Rzeczypospolitej, gdzie mozolił poezję rosyjską. Obecnie, w kolejnej Rzeczypospolitej, konstruktor mostów i inżynier systemów.”
Przytoczyłam fragmenty not, by dać wyobrażenie luzu i autoironii autorów. Przynajmniej niektórych. Bo podobnie jest z tekstami. Kakofonia rozmaicie pojmowanego dystansu do siebie i swojej twórczości. Jak stwierdzili w protokole końcowym organizatorzy, autorów jednakowo bawi kicz kontrolowany i kicz prawdziwy.
Książka obok tekstów zawiera także (wyodrębnione drobniejszą czcionką) żywe komentarze internautów oraz pełniące zbliżoną funkcję zdjęcia i grafiki (zaczerpnięte z internetowych czeluści). Co, niestety, pogłębia edytorski chaos.
Osobiście nie przepadam za tego rodzaju wydawnictwami. Gdy z założenia spontaniczną zabawę się kodyfikuje. Lecz istnieje spora grupa odbiorców, którym to odpowiada. I trzeba fakt zauważyć. Bo to też zjawisko. Z obrzeża literatury prawdziwej.
Latarnia Morska 2 (10) 2008