Bohdan Zadura „Wiersze wybrane”, Wojewódzka Biblioteka i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu 2015, Poznań 2015, str. 540
Leszek Żuliński
SENS, PARADOKS, ŚWIADOMOŚĆ...
Bohdan Zadura prasowy debiut poetycki miał w 1962 roku w lubelskiej „Kamenie”, a pierwszy tom wierszy (W krajobrazie z amfor) wydał w1968 roku. Od tamtej pory uzbierało mu się tych tomów dwadzieścia (nie licząc książek prozatorskich, krytycznoliterackich i przekładów). A więc ilościowo to dorobek niemały. Co w przypadku Zadury oczywiste – także zacny. A teraz właśnie Bohdan wydał wybór swoich wierszy pod prostym tytułem Wiersze wybrane. Książka imponująca, licząca ponad pięćset stron. I w pierwszym akapicie tej recenzji zastanawiam się, jak się dobrać do takiego rogu obfitości.
Tak opasłe wybory są przydatne każdemu, kto będzie pisał pracę magisterską lub doktorską o Zadurze, kto będzie jego monografistą, natomiast „lektura do poduszki” chyba nie wchodzi tu w rachubę. Ale to nie jest marudzenie recenzenta; to raczej podziw dla takich wyborów i podsumowań. Zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z autorami nie byle jakimi.
Tak czy owak klasycznej recenzji nie da się z tak opasłego zbioru napisać. Można natomiast z lotu ptaka – bo tę perspektywę daje nam ten tom – spojrzeć na twórczość poetycką Zadury. Zacznijmy od tego, że widok jest imponujący. I trzeba wziąć pod uwagę, że wiersze wybierał nie autor, a Joanna Orska. Oczywiście jakiś consensus musiał zaistnieć, ale to może dobry pomysł, by inna osoba zobiektywizowała to, co autor by subiektywizował.
Wybór jest, rzecz jasna, chronologiczny. Otwiera go jeden z wczesnych wierszy Zadury pt. „Dziennik podróży”, który cytują w całości: pozwoliliśmy sobie otworzyć kopertę / gratulujemy ci wszyscy sukcesu / przesyłamy express pewnie zechcesz pojechać / jeżeli będziesz nocował idź do pana X / potem kilka słów z dziadkiem jest beznadziejnie / ucałowania dla wszystkich / i twarz tej twojej ciotecznej siostry / gdy mówi wszystko ma swój koniec / niczego tak nie lubię jak zasmuconych gęsi / zamyślających się raz na kwartał / nienawiść ma to do siebie że jest zawsze w dobrym stylu / i miłości można wiele wybaczyć / ale to krótkotrwałe przerażenie domowych gęsi / które sprzedano do innej wsi / a one nie myślały że jest coś poza zasięgiem / ich wyciągniętej szyi / i czasem tak się modlę o odrobinę elegancji / i trzeba uprasować spodnie / i biała koszula ale bez krawata / przecież jesteś do diabła młodym zapowiadającym się / i trochę to rano byłeś kiedyś w tamtym mieście / wtedy jeszcze dorożki jeździły po Piotrkowskiej / ale pociągiem jedziesz takim jak wtedy / po te trzysta złotych / coraz bliżej poezji.
Tak to początkujący Zadura przeżywał swoje wchodzenie w szranki poetyckie. Jak wielu innych jeździł po Polsce odbierać konkursowe nagrody. Jak to się dalej potoczyło – wiemy. Wiemy i podziwiamy. Ale ten opasły tom zamyka zgoła inny wiersz pt. „Puść się!" Także cytuję w całości: W niepamięć.
Wymowna klamra, przyznacie… I nie chodzi mi o przeciwstawność „formatów”. W tym tomie znajdziemy wiersze utrzymane w „normalnym” metrum, ale i takie z bardzo szeroką, rozległą frazą. Nie w tym rzecz, tylko w poincie ostatniego utworu. Mocna deklaracja rezygnacji? Tak. I bardzo typowa dla ludzi sukcesu, którzy wczesną radość puentują: vanitas vanitatuum.
Ale czego my tu nie mamy po drodze… Te wiersze mienią się formami, formatami, tematami, przeżyciami, konstatacjami. Zadura ma jednak swoją „dykcję myślącą” i wszelkie drobiazgi egzystencji przetwarza w refleksję. Lubi trzymać się konkretów, co – jak wiadomo – jest zaporą ogniową dla egzaltacji. W wielu przypadkach epigramaty Zadury zmuszają bardziej do myślenia niż poematy innych. Ot, chociażby taki wiersz: oni czasami mówią jak było / one opowiadają jak jest // przyimki rządzą przestrzenią // jedni mają romanse / inni ballady. Te cytaty mogłyby mnożyć się tu w nieskończoność. Zadura przez te wszystkie lata dobierał się do sedna czasu, życia i poezji w sposób niepospolicie myślący i wrażliwy. Zmieniał poetyki, ale był konsekwentny w swoim wgryzaniu się w Sens, w Paradoks, w Świadomość.
Mój tekst nie jest recenzją – jest raczej zdziwieniem o buszowaniu w koszu obfitości. Nie wiem, jak recenzuje się ponad 500-stronicowe książki poetyckie. One są raczej materiałem na szkic, na esej. Zresztą autorka wyboru, Joanna Orska, zamieściła na końcu książki 16-stronicowy szkic podsumowujący i „światooobrazy” Zadury, i jego dykcje. M.in. Orska przytacza wypowiedź poety w rozmowie z Jerzym Sosnowskim. Cytuję: To samo, co wyraża akceptację, może wyrażać najgłębszą odrazę i potępienie. Nad wszystkim unosi się duch społeczności, społecznego rygoru, społecznej sankcji. Nawet w samym słowie „sankcja”, bo jest sankcja prokuratorska… (…) i sankcja święta. I różnica między wierszem a dyskursem pewnie polega na tym, że dyskurs zawsze jednak opowiada się po jednej stronie, a wiersz jak gdyby tylko pokazuje dwie strony. A ty – biedny, nieszczęsny, głupi czytelniku – na własną odpowiedzialność wybieraj to, co wolisz.
Nie tylko ten cytat, ale cały komentarz Orskiej polecam lekturze. Jest to silva rerum, jednak mocno skonsolidowana narastającym doświadczeniem życiowym i świadomością twórczą Zadury. Oraz jego językiem – tyleż metaforycznym, co konkretnym. Tak czy owak utrwala w nas ta lektura przekonanie, że dobry poeta, to nie tylko „magik języka”, ale też „intelektualista behavioru”. Myślenie nie bierze się z poezji – to poezja bierze się z myślenia.
Bohdan Zadura „Wiersze wybrane”, Wojewódzka Biblioteka i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu 2015, Poznań 2015, str. 540
Leszek Żuliński