Jan Erik Vold „Powiedział twórca snów”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2015, str. 108
Anna Łozowska-Patynowska
ZNAMIONA POZNANIA WEDŁUG JANA ERIKA VOLDA
Proces poznania ma wiele definicji. Równocześnie dużo dla człowieka znaczy. Nad kwestią dostrzegania sensu istnienia i wgłębiania się w zaszyfrowane kody wszechświata pochylił się także J. E. Vold. Swoje rozważania zamknął w krótkich formach wypowiedzi stanowiących jednak ciąg logiczny. Snuł refleksje głównie nad znaczeniem sylaby, słowa, układów słów, każąc czytelnikowi doszukiwać się różnych metaforycznych kombinacji. To stanowi o specyfice jego poetyki, oryginalnej i trudnej, ale gotowej oddać się we władanie interpretatora.
Zbiór poetycki Powiedział twórca snów J. E. Volda podzielony został na dwanaście części, z których każda opatrzona została konkretną nazwą. Pierwsza część została zatytułowana „Ta, która otwiera”. Vold podejmuje i konsekwentnie, z niezwykłą starannością, wypracowuje strategię otwierania świata. Dzięki materii słownej pragnie otworzyć człowieka na holistycznie rozumianą rzeczywistość. Stawia równocześnie pytanie o to, czy to nie przypadkiem my sami stronimy od poznania. W wierszu „Śnieg chce do środka” poeta przecież pisze: „ŚNIEG/ chce rozmawiać z nami”. Vold w swoim zbiorze, który jest drugą częścią tryptyku, rozwija koncepcję człowieka wrzuconego w świat, człowieka, który jest nim ograniczony, aż w końcu istoty ludzkiej, która gubi się w przestrzeni śladów językowych. We wspomnianym wierszu dialog między światem a człowiekiem jest niemożliwy, nie tylko dlatego, że człowiek strzeże dostępu do siebie, ale również dlatego, że nie potrafi odczytać kodu, którym posługuje się metaforyczny śnieg. Vold pisze więc opowieść o relacjach interpersonalnych, które nie mogą dojść do skutku. Szkatułkowa wizja świata ukazana przez poetę nie tylko staje się naturalną osłoną przed zrozumieniem drugiego człowieka, ale zaporą przed czytaniem ludzkich emocji: „Gdyby nie szklana kula/ która obezwładnia/ całe miasto. I zakrywa/ wszystkie ślady”. Tym samym życie ludzkie ocenia jako byt labiryntowy, istnienie w formie błądzenia po zakamarkach zawiłej przestrzeni.
Jak zatem skrojona została filozofia otwierania świata według idei J. E. Volda? Rozumienie świata przebiega paradoksalnie w odwrotnym kierunku niż bezpośrednie obcowanie z rzeczywistością. Aby się otworzyć, trzeba się poddać zamknięciu, przejść przez siebie samego, doznać wewnętrznej dystrofii i z niej się uwolnić, jak mówi w wierszu „Kiedy noc” czy „Wszystko co upada”. Według Volda jeżeli się nie zostanie zepchniętym na dno, w głąb samej rozpaczy, to nic nie przyniesie człowiekowi ratunku. Poeta nazywa to w różny sposób „religią” bądź „doświadczeniem życiowym”. Ważne dla niego jest nie to, czy z walki ze sobą samym wyjdziemy obronną ręką, ale czy zaakceptujemy ten upadek. Bo przecież czytamy: „WSZYSTKO CO UPADA/ podnosi się, jak w lustrzanym/ odbiciu”.
Świat u Volda jest całością, co znajduje odzwierciedlenie w jego nachodzących na siebie utworach, np. „Wrzucić więcej liter” i „Centrypentalnie”. Rzeczywistość jest ciągiem słów, każących się czytać jako dopełnione znaczenie. Równocześnie, z perspektywy Volda, przestrzeń ta to świat kolażu, wiecznego zbieractwa rzeczy, łączenia ich w całość, jak pisze w wierszu pt. „Zbierając”. Z ich połączenia ma powstać definicja materii, algorytm świata, który jest piękny i różny, choć przez wielu niewłaściwie interpretowany. Może właśnie z tego powodu Vold rozbija w swoich wierszach przestrzeń słowną, dokonuje jej defragmentacji, pozornego tylko spustoszenia. Bo w rzeczywistości ten świat „kawałków papieru, śmieci” stanowi integralną i wyjątkową całość.
Objaśnienie znaczeń świata zależy jednak od krążenia rzeczy w przestrzeni. Bo może się okazać, że wraz ze zmianą naszej perspektywy, ulegnie modyfikacji także ich funkcja, przeznaczenie aż w końcu samo znaczenie. Taką refleksję roztacza przed nami poeta w wierszu „Wiedzieliśmy na czym polega”. Liryk stawia tu pytanie o podstawowe różnice między kategoriami: „góra”- „dół”, twarz – jej lustrzane odbicie, jednocześnie wprowadzając w życie człowieka wątpliwość: „Myśleliśmy, że/ wiemy”. Świat rzeczy znanych przestaje być znajomy i bezpieczny. Istniejemy w realności, w której rzeczy są świadectwem czegoś innego niż są. W przytoczonym wierszu wybrane elementy świata są epifanią codzienności, ale takiej codzienności, która nie może być nazwana rutyną.
W omawianym zbiorze ukryta jest Voldowska strategia czytania przestrzeni życia. Opiera się ona na dialogu, który jest źródłem ludzkiego poznania, rozmową, której podstawowymi składowymi są słowa interpretowane tylko w odpowiednim kontekście. Koncepcja Volda zakłada więc odszyfrowywanie znaczeń pofragmentowanego świata słów, mowy, która krąży w przestrzeni, tekstu zapisywanego w różnych kolumnach z wielu gazet. Z tego względu czytamy w wierszu pt. „Czy śnieżyca to”: „Czy to, co się mówi/ to teleksy z gazet?”. Tak wygląda świat, jak pokawałkowany skład silva rerum, odnajdywany i interpretowany w przemieszanych częściach („Wycinki piętrzą się/ na podłodze”). Objaśnianie znaczeń świata jest nie tylko zadaniem, ale i wyzwaniem dla człowieka.
Układanie puzzli rzeczywistości wiąże się z podejmowaniem ryzyka jej interpretacji. Tekstowy świat w liryce Volda staje się ożywiony, ujawnia się z całą siłą, przychodzi do człowieka, staje przed nim w pełnej odsłonie, jak np. w „Łące” Bolesława Leśmiana. W poezji Volda widać szczególną spójność między człowiekiem a światem tekstu: „Tam/ gdzie przedarłeś/ papier/ tam zatrzymałeś świat”. Świat umocowany został na słowie, wykreowany za pomocą znaków tworzonych przez człowieka.
Ale ten świat nie jest trwały. Z tej przyczyny najistotniejsze są dla Volda te rzeczy, które noszą w sobie ślad oczywistości i manifestują swoją niezbywalność. W wierszu „Wiele kilogramów” poeta ukazuje strategię maskowania prawdy. Przedstawiając nam proces balsamowania ludzkiego ciała, obrządek pogrzebowy, stwierdza, że odpychanie śmierci jest naturalnym ludzkim dążeniem. Ale porusza tu również problem prawdy i fałszu. W tym krótkim wierszu chce, abyśmy zidentyfikowali proces ukrywania prawdy o sobie w swoim wnętrzu.
W kolejnym utworze z części „Rentgen” poeta prześwietla w całości człowieczeństwo. Znając już ludzkie predyspozycje, stawia przed czytelnikiem wyzwanie perforacji samego siebie, dyktuje do zapisania pytanie o kondycję mnie samego wątpiącego w siebie i wobec siebie. Utwór „Sztywne trupy”, w którym Vold realizuje swoją metodę czytania świata po kawałku, zawieszając na chwilę głos, to tekst mogący być pretekstem dla każdego z nas. Deszyfracja człowieka, jego rozbrajanie, by nie powiedzieć rozbieranie, następuje nie tylko przez ukazany w wierszu obraz ciał wywożonych przez ciężarówki, ale i przez sodowanie stanu wewnętrznego osoby jeszcze żyjącej, która otrzymuje prawo „pstrykania swoją wewnętrzną kamerą”. Człowiek jest człowiekiem o tyle, o ile nie zapomina tego, co jest faktem. Dlatego ludobójstwo przedstawione w wierszu jest wyrazem pamięci o złu, które tkwi w człowieku. Pielęgnując pamięć, człowiek przecież nie zapomina.
W wierszu „Uścisk dłoni, spojrzenie” człowiek zostaje wystawiony na próbę wobec całego świata. I ma go ocalić, m.in. pamięć. Podobnie w wierszu „Ciemność sączy się” Vold przedstawia perspektywę człowieka zanurzonego w powracającej do niego przeszłości. Pamięć to ruch słów, przelewających się w człowieku do środka na zewnątrz. Nikt nie jest w stanie stwierdzić, gdzie istnieje między nimi granica, dlatego nazywa ją Vold ciemnością. Będąc obleczonymi „w swój własny cień” stajemy się szeregiem wspomnień, szkatułkami skrywającymi w sobie opowieści z przeszłości, nie tylko własne, ale i skradzione, wypełnione już przez innych ludzi. Ale i ciemność u Volda w utworze „Czy ta ślepota” oznacza proces odwrotny, proces zapominania, sączenia niepamięci, upływania wspomnień jak woda. Wymienione elementy świadczą o tym, że Vold chce człowieka „prześwietlić” do głębi, nie tylko uwzględniając jego cielesne istnienie. Ma także zamiar wedrzeć się głębiej, w sam trzon świadomości, ku tekstowi, który daje do myślenia. Ufa, że potrafi poruszyć, odsłonić ludzkie emocje, i niewątpliwie posiadł już tę umiejętność. Chce, abyśmy zaczęli „poruszać się w zdjęciu rentgenowskim”, poznali, zrozumieli i w dodatku zaakceptowali kruchą materię, z której zostaliśmy zbudowani.
Liryka Volda zamknięta w zbiorze Powiedział twórca snów jest wyjrzeniem poza zastaną rzeczywistość. Staje się odgrywaną na oczach czytelnika liturgią codzienności, epifanią, która przychodzi do człowieka nagle i nieoczekiwanie jak „oddech śniegu” czy „krzyż deszczu”. Człowiek Volda posiada ukrytą świadomość rozpaczy, ale równocześnie pracuje nad ludzką wolą istnienia, wkraczania w rzeczywistość w stanie największego odsłonięcia.
Jan Erik Vold „Powiedział twórca snów”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2015, str. 108
Anna Łozowska-Patynowska