Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska „i tu, i tu. poemik”, Towarzystwo Słowaków w Polsce, Kraków 2014, str. 64
Edyta Kulczak
PIERWSZE KROKI
„I tu, i tu” to debiutancki tomik krakowskiej poetki Agnieszki Wiktorowskiej-Chmielewskiej. Poemik (jak nazywa go autorka) jest ukoronowaniem wyróżnienia w Konkursie na Debiut Roku 2014 zorganizowanym przez Urząd Miasta Krakowa w ramach Nocy Poezji 2014. Motto zbioru będące fragmentem biblijnego Hymnu o miłości sugeruje, iż będzie to książka o miłości. Podział wierszy na trzy rozdziały objęte klamrą prologu i epilogu zapowiada analizowanie zjawiska z wielu punktów widzenia, jak również zacieśnianie i pogłębianie perspektywy spojrzenia od „Oni”, przez „My”, do „Ja”.
„Oni” to żywa obserwacja świata, wyczulenie na elementy natury (rzeka, morze, kamień, góry, piach, szuwary, drzewa), które konfrontują człowieka i współczesny świat z pierwotnością, dzikością może, zdominowaną prostymi uczuciami, czystością, naiwnością, wpisaną w cykl mechanizmów przyrody. Starcie dwóch światów – tych samych wprawdzie, ale już nie takich samych, bo oddzielonych czasem i działaniem, w wyniku czego powstaje cywilizacja, budzi widoczne gołym okiem zakłócenia.
W harmonijne, ciche obrazy lasów, łąk, śpiewu ptaków zakradają się banery krzyczące reklamą, witryny sklepów, zakupy z kartą kredytową, samoloty, korporacje, telefony. Podmiot liryczny przenosi swój punkt odniesienia do pierwotności rozumianej jako kultura prymitywna (stać się Indianinem, który „rozpoznaje ślady, poluje i gromadzi moce”, s.13) albo do pierwotności natury, prapoczątku („a gdyby tak zamiast rzeką stać się jastrzębiem”, potem kurką zielononóżką lub człowiekiem - magiem wszech-czasów i wszech-światów).
Nietrudno dostrzec powracający motyw wody, w postaci rzeki, jeziora, wyschniętego koryta, morza, skraplania. Obraz ten symbolizuje bezwzględny ruch i różne oblicza tego zjawiska – połyskiwanie w słońcu, radość, ale także straszenie ciemnym dnem, które niesie obumarłe tkanki, śmieci i muł, które i tak ostatecznie przemija, cokolwiek przyniesie – zagładę czy życie. Ziemia się kręci po swojej orbicie, pielgrzymuje tą samą drogą (wiersz „Dookoła osi”, s.21), człowiek kręci się razem z nią. Czas towarzyszy temu obrotowi, odmienia go tylko w taki sposób, że nie jest to ciągle ten sam obrót…
„My” to spojrzenie na miłość, jej pierwsze naiwne nieśmiałe kroki, gdy zaczyna się jak w sentymentalnym utworze pod umówionym jaworem (tu: klon), patrzy na nią księżyc i czerwcowa noc, wiatr po okolicy niesie pieśń o tym, jak trwają opleceni ciałami, by dać się przyłapać rankowi. Potem jest park i odrapane ławki, deszcz, kradzione, konieczne kwaśne, winogrona, nagość. Jest wszystko, co powinno wpisywać się w obraz miłości. Nawet w tle przemyka zakłócająca porządek zjawa tego trzeciego i tej trzeciej, co potwierdza, że miłość przechodzi zwyczajnym utartym szlakiem romantycznych uniesień – od wianka kaczeńców po smak przydrożnych poziomek, aby w tym naiwnym szczęściu poczuć wreszcie lęk oczywistej przemijalności. Ona sprowadza rozważania do poziomu „ja”.
Ja liryczne tworzy wyrazisty swój portret. Jest młodą kobietą zatopioną w życiu i zwykłych jego realiach. Prowadzi obserwacje, przemyślenia, krytyczne oceny, przeżywa rozczarowania i zachwyty wśród spraw codziennych, bez pogmatwań i skomplikowania; składa wierszowane fotografie rzeczywistości we własnym albumie życia („jak utrwalić migawki teraz? zamknąć oczy, otworzyć oczy, oniemieć?”, Kręgi na wodzie, s.12). „Ja” prowadzi rozrachunek z sobą, swoimi decyzjami, błędami, szansami (motyw „bramy” jako zapowiedź nowego), próbuje wniknąć w krainę własnej osobowości i zrozumieć mechanizmy świata, młodość, starość, ostateczność, a w Epilogu - koło życia i śmierci nawet („ z początku nie rozumiałam. była dla wrażliwych inaczej, zakneblowana, poza zasięgiem tamtejszej mnie. teraz ogród wytrzewionych kwiatów rośnie tuż pod oknem”, Pomiędzy wersami, s.59).
Nie jest to jednak poezja tajemnicy. Porusza się głównie na płaszczyźnie świata widzialnego, zewnętrznego. Nie niepokoi, nie stawia pytań. Rzadko schodzi w głąb rzeki, rzadko dotyka istoty, sedna, dna, choć autorka nie stroni od prezentowania pewnej wiedzy, podaje wskazówki, gotowe recepty, odważne rady, jak żyć i rozumieć zjawiska, wymyśla prawa i dewizy. Nie daje to jednak odbiorcy pewności, iż powinien je przyjąć lub w nie uwierzyć.
A forma? Przejrzysta i prosta. Niezaskakująca, nieskomplikowana, momentami dająca wrażenie zbyt dosłownej. Trochę w niej modnych dziś w poezji kolokwializmów – znaków współczesnego świata i języka (angole, kolesie, panienki, rozkminiać), trochę znanych, ogranych frazeologizmów, trochę zaskakującego, czasem nieuzasadnionego efektu w postaci mieszania znaków i symboli z różnych obszarów skojarzeniowych, gdy wśród rozważań egzystencjalnych pojawia się lodówka z zepsutym światłem lub w środku miłości i przydomowego trawnika galopuje młoda kobieta - dzika klacz i goni za nią kowboj, by ją okiełznać, „którego po upadku cieszy, że przez chwilę latał” (Jedyny, s.36).
To pierwsze kroki. W Epilogu zapowiadają się szepty z odległych krain, które przestawiają płaszczyznę symboli i prędkość (s. 59)
Przymierze z zegarem dawno już wygasło. / zaśmiecam chwilę. bo co bym ujrzała w lustrze / krzywym jedynie z nazwy. kilka lat bogatych / w rozrzedzenie, kochanki i kochanków ciągnących / na bezdroża, mrzonki […] / […] lecz mam / ciągle chwilę, która stać się może bramą. (Możliwe, s.43)
Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska „i tu, i tu. poemik”, Towarzystwo Słowaków w Polsce, Kraków 2014, str. 64
Edyta Kulczak