Jerzy Górzański "Wszystko jest we wszystkim", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2014, str. 104

Category: port literacki Created: Wednesday, 05 November 2014 Published: Wednesday, 05 November 2014 Print Email


Leszek Żuliński

KWINTESENCJE

Nowy, kolejny tom wierszy Jerzego Górzańskiego poprzedza motto Stefana Mallarmego: Wszystko na świecie istnieje tylko po to, by znaleźć się w książce. Ładne zdanko, głęboko nieprawdziwe, lecz w przypadku wielu poetów przekonujące. Pracowałem z Jerzym Górzańskim przez kilka lat w miesięczniku „Literatura”. Wiem, życie było zwyczajnym życiem, ale młyny, które je mieliły to właśnie była literatura. Nie wyobrażam sobie Jurka „w innej konfiguracji”.

Dawno go nie czytałem. Więc teraz ten tom… Jerzy Górzański (rocznik 1938) zbiera jesienne plony. Doświadczenia i przemyślenia. Esencje. Wywary. Cytaty i przypisy. Bo w tych wierszach życie przeplata się z lekturami, które pompowały tlen i jasność (lub mroczność) w behawior.

Najpierw Górzański poddaje obdukcji język. Kilka wierszy o relacjach między mową a językiem, o zakorzenieniu języka w życiu, o języku-sterze, który nami steruje. Najciekawszy wydał mi się wiersz pt. "Podszepty Husserla": Zbliżyć się fenomenologicznie. / W akcie błogosławionej intuicji. / Do rzeczy! / Urzeczowić – / Dodać do imienia / Ważne słowa. / Przywrócone własnej formie. / Prawomocnie wypowiadane. / I wypowiedziane. / Piec. / Lampa. / Nóż – który nie zabije. Łatwo się zorientować, że chodzi o tożsamość języka i naszej ontologii, o pobratymstwo z reizmem, które zharmonizuje nas ze światem. I o weryzm języka, bez którego trudno nazywać istotność wszelkości.

I jeszcze jeden wiersz, zatytułowany "Tendencyjna robota ręczna": Katastrofalny. // Bo niewyrażalny. // Wymóg istnienia / niezależnego. // Odchodzić od zmysłów. / Gdy się zaczyna wszystko / Tapetować ideami.

I on już jednoznacznie upewnił mnie, z jakim cyklem mam do czynienia. Górzański dobrnął do kwintesencji. Wcześniejsze jego zbiory czytało się „lżej”, był nawet autorem tomików wywołujących „komentarze towarzyskie”, w każdym razie fechtował piórem lżejszym i atrakcyjnym w lekturze, choć nigdy tej poezji nie można było zarzucić bezmyślności czy niefrasobliwości. Cała zresztą generacja Orientacji sformatowana była na podobnym poziomie. Teraz uświadomiłem sobie, że Górzański dobiega powoli – niestety – 80-tki, robi już nie pobieżne rachunki, lecz summy, dochodzi do sedna, chce nazwać sprawy najistotniejsze.

Człowiek urodzony w komedii umiera niepotrzebnie w tragedii – to także słowa Górzańskiego. Piękne i mądre zdanie obejmujące klamrą tę nierzadką drogę. Widzę w tym tomiku schyłkowość. Ona nie byłaby niczym odkrywczym, gdyby nie fakt, że Górzański znakomicie intelektualizuje swoje doznania. Z jego dawnej maski bon-vivanta przemawia do nas teraz coś antycznego, a już na pewno filozoficznego. I ta potrzeba oraz dyspozycja nazywania spraw rudymentarnych stanowi o wadze tego zbioru.

„Przy okazji” w tych wierszach pojawiają się tropy czasu minionego, jakieś drobiażdżki historyczne, jakieś aluzje polityczne, rozpatrywanie przeszłości itd. Ale jest i mocna cezura. Wytycza ją druga część tomiku, utrzymana w innej dykcji i scenografii. To wiersze o szerokiej frazie, raczej już nawet nie wiersze, a osobliwe mini-prozy. No, gatunki dzisiaj na tyle się pomieszały, że nie warto tego dociekać. Te utwory nazwałbym najchętniej przypowieściami. Najczęściej mają one gęsty substrat kulturowy; jest w tej narracji znowu coś „antycznego”, co pisząc, mam na myśli symbolikę i intencję przesłań.

Oto końcowy fragment utworu "Kobieta z Pont-Neuf": …zimna woda nadal płynie korytarzami wszystkich rzek świata. / Topielcy znajdują na ich dnie drobne monety wrzucane na pamiątkę. / Można odwrócić bieg rzek. / A kto policzy topielców i monety, które ukrywają w ustach? / Kobieta z Pont-Neuf  wyciągnęła język – na jego różowawej / powierzchni zasrebrzył się krążek: mógł być własnością jakiegoś / króla lub przebiegłej rajfurki, czy też ostatnim srebrnikiem Judasza: / połknął go, zanim zawisnął, jak twierdzą niektórzy, na gałęzi figowca.

Sam jeszcze nie wiem, na czym zawisnę, ale na takie lektury chciałbym trafiać częściej. To jest ta siła tekstów-przesłań: one odciągają nas od bezmyślnego jazgotu dnia i z pośpiesznej powierzchowności przenoszą w inny wymiar. Choć z drugiej strony może haszysz powierzchowności bardziej nas uszczęśliwia?

Tak czy owak lektura takich tekstów wbija nas w inny wymiar. I jest ucztą godną Lukullusa, gdy na przykład trafiamy na takie zdania: Widzieliście kiedyś starca biegnącego w tygrysiej skórze młodzieńca?

No, uprzedzam wszystkich potencjalnych czytelników tej książki, że podczas lektury takiego doznania nie doświadczą. To tom niehisteryczny, niekasandryczny, ale jednak mroczny i piołunowy. Zbiór, jak rzekłem, kwintesencji!

Jerzy Górzański – widzę – doszedł do wysokich miar. Był zawsze autorem świetnym, cenionym. I ta konstatacja nie tylko pozostaje aktualna, lecz wyposażona w kolejne argumenty i dowody.

Jerzy Górzański "Wszystko jest we wszystkim", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2014, str. 104

Leszek Żuliński