Mirosław Dzień "Linia" Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013 str. 58

Category: port literacki Created: Friday, 21 June 2013 Published: Friday, 21 June 2013 Print Email


Anna Łozowska-Patynowska

OTWIERANIE LINII

Poezja, zamknięta w tomiku Linia, paradoksalnie, albo na przekór tytułowi-etykiecie, nie mieści się w jednej linii, w jednym wymiarze. Zatem, jak należy rozumieć tę linię? Czy jest ona metaforą losu, życia, sposobem zwerbalizowania świata a może samym tekstem? Odpowiedzi jest bardzo dużo jak sensów, które tworzą się podczas czytania tego tomiku. Zatem liryki przekształcają jednolitość i oczywistość linii w linię przerywaną, w strukturę wielokrotnie popękaną.

A przecież wydaje się, że linia jest jednowymiarowa, płaska i jednolita, że wyznacza jeden cel, mieści w sobie jeden sens, że to zwyczajna oczywistość. Dlatego można pokusić się o postawienie hipotezy, że być może o ukazanie jednolitości świata poecie chodziło, ale na pewno nie tego i nie tutaj, jak powiedziałby Mirosław Dzień. Artysta zarysowuje niejednokrotnie istnienie świata na granicy, na granicy rozpadu, gdy pisze: Doglądamy w skupieniu ruiny/ rzeczy jak gdyby świat nagle oznajmił nam tajemnicę/ trwania, którego koniec jest jak początek, niejasny. Ta mglistość świata nie rozpoławia świata, ale zaciera tę granicę.

Gdzie ukryta jest linia demarkacyjna świata, pyta poeta. Podążając za linią, tworzymy w sobie świat wewnętrznie pofragmentowany. Poza tym linia okazuje się tylko ułamkiem naszego życia. Jest to linia, która odsyła do innych linii w nieskończoność. Zatem z pola widzenia umyka nam jej istota. Bo może właśnie nie ma żadnej istoty, albo wyraźna wskazówka, dana przez poetę w tytule, mówiąca o istnieniu jednego celu, jest jej zaprzeczeniem. Może jest to tylko subtelnie prowadzona gra z czytelnikiem, który ma zwątpić w jednoznaczność?
W tym wymiarze tak skomponowana gra pozorów, chwilowych przebłysków tajemnicy ma naprowadzić nas na odpowiedź, że nie ma jednej tajemnicy, bo jest ich wiele. Wydaje mi się to o wiele bardziej prawdopodobne niż snucie refleksji o jednotorowości, by nie użyć słowa karygodnego, sentymentalności tej wizji. Bo te liryki w żadnym wypadku naiwne nie są.

Poezje Linii nie są zamknięte dla czytelnika. Bardziej adekwatnym dla nich określeniem jest formuła otwierania (świata, człowieka, tekstu). Stanowią one okno na świat, inny świat, który znajduje się za jego lirycznym przedstawieniem. Dlatego w ramach otwierania poeta każe nam podążać po śladach, które zostawia. Tropimy je, i oto ślady nie tylko prowadzą nas dalej, ale też znów wracają do siebie samych. Zatem liryki są nieustannym pulsowaniem słowa i jego krążeniem.

Dotykanie świata jest w tej poezji utwierdzaniem relacji świata i tekstu. Musimy dotykać świata poprzez tekst, sugeruje autor. To samo dotykanie sytuuje nas jedynie obok, jak w wierszu „Miejsce, w którym są ptaki”. Dopiero wzajemne dotknięcia, jak u Merleau-Ponty’ego, dokonywane poprzez lekturę tekstu-świata odsyłają do pełni. Puste miejsca świata zapełniane są przez słowo, poezję, tekst. Bo lektura tekstu mówi o tym, czego nie jesteśmy w stanie opowiedzieć słowami. Dopiero jego interpretacja otwiera nas na świat i jego niewyraźne bądź nieobecne, wydawałoby się nam, miejsca. Liryka napełnia sensem, którego nie możemy osiągnąć. To, co wyblakło, zostaje ożywione („Powietrze”).
Poezja jest czymś z natury paradoksalnym. Jest tym, co nas napełnia i tym, co pustoszy. Bez niej, jak bez powietrza, nie można żyć. Odnajdując kolejne sensy, dążymy do wielości sensu. Poetycki świat w tym wydaniu wydaje się wiecznie niedopełniony. Bo choć podmiot liryczny próbuje podjąć wyzwanie dokonania wyczerpującego opisu świata i napełnienia go jednolitym sensem w postaci jednego ciągu, linii, to coś zawsze mu umyka. Struktura świata, która jawi się przed naszymi oczami, nie jest już tak przewidywalna. Jeden sens i jedna prawda nie istnieją, cała w roztargnieniu/ wszystko o niej wiadomo i nic nie wiadomo - dopowiada Dzień.

Nie tylko o świecie i istocie tekstu pisze w tym zbiorze Dzień, ale również o człowieku, który z tym światem jest nierozerwalnie złączony. Podmiot liryczny jest w nim głęboko zanurzony, jak bohater liryczny wiesza „Co powiemy chłopcu, który”. Właśnie w tym miejscu znajdujemy się na rozstaju dróg. Ta przestrzeń daje nam szansę odnalezienia prawdy o sobie i jednocześnie ją odbiera. Stajemy i patrzymy w to, co znajduje się po drugiej stronie, to, co jest dla nas inne, oddalające nas od nas samych. I co widzimy?
Śmierć, z którą nie radzi sobie mowa ani pismo, śmierć, która zabija pamięć, pismo które zabiło pamięć, śmierć, która została zabita i przez mowę i pismo. Na twarzy człowieka pozostają tylko bruzdy, linie, okopy, nasypy. Ocalić nas może tylko nasza twarz, uratować nas może przez zaprzepaszczenie siebie w innym.
Poszukiwania podmiotu Linii możemy zamknąć w jednym stwierdzeniu. To próba wyjścia poza słowo. Poszukaj mi Tam, pisze Dzień. Należy wyjść poza, by dojrzeć do nieznanego. Bo nie można do końca zgodzić się na to, co mamy przed oczyma. Za rzeczami kryje się coś jeszcze, coś, co nieustannie przed nami ucieka. Świat naszkicowany w tym zbiorze „wychodzi z zawiasów”. To jeszcze nie nowe, ale już nie stare. To świat na granicy, na linii. Zatem współtworzy go to, co pochodzi z zewnątrz, nowe spojrzenie na rzeczywistość (kolor może otwierać oczy) oraz to, co się w nim znajduje wewnątrz (Okopany w teraz podgląda króliki w klatce).
Poezja ta pokazuje nieustanny ruch zmieniającego się spojrzenia, od starego do nowego. To ruch sensów, próba osadzenia nas w przestrzeni tu lub tam. To także próba nawiązania łączności między nimi. Ten świat się waha i inicjuje w nas proces takiego samego wahania.

Ale dychotomii jest w tej poezji więcej. Wiersz „Zwiastowanie / Zmartwychwstanie” dedykowany Tadeuszowi Różewiczowi jest traktatem o słowie, a może więcej ewangelią słowa, bo to ona otwiera pustkę i ją wypełnia. Wyraźna aluzja, nie tylko do Różewiczowskiej techniki pisania, ale i do jego światopoglądu, uzyskuje tu swoją pełnię. W środku i na zewnątrz, są ślady słowa-Chrystusa, które podobnie jak on śliną, błotem i światłem otwierał ludziom oczy, ale i zamykał ich strach, niwelował lęk. Świat podmiotu lirycznego z Linii jest wyraźnie dwudzielny, pęknięty. Ze świętych liter świat wciąż składa się/ i rozpada jak gliniany dzban. Świat istnieje jako niejednoznaczny. Świat to proces, to ambiwalentna przestrzeń, która może budzić lęk, ale wcale nie musi. Istnienie samo w sobie jest ambiwalentne. Bo możemy patrzeć, nie widząc. Albo możemy zobaczyć to „Tam” i zupełnie inaczej potraktować codzienność: Kiedy zamykam oczy słyszę/ silnik helikoptera, pisk szlifierki z warsztatu,/ pohukiwania ptaków. Świat nie powiedział jeszcze/ ostatniego słowa za kotarą mojego wzroku. 
Ten świat jest prześwietlony i sam prześwietla rzeczy. Bo w tej przestrzeni jest bardzo dużo światła, światła, które w całkiem innej perspektywie ustawia rzeczy. Bo światło to akuszerka („Akuszerka nieczystości”) tekstu, który stopniowo powstaje. Światło rodzi opowieść i test.

Liryki, które pisze Mirosław Dzień to poszukiwanie równowagi świata, presuponowanie tej równowagi tekstem. Równowaga ma ustalić się między tym, co istnieje realnie, i tym, co istnieć realnie nie może. Duchowy wymiar człowieka istnieje tylko w przebłysku, migawce, mimowolnym i bardzo krótkim spotkaniu dwóch światów, realnego i nierealnego. Bo pamięć o kimś, kto był dobrym krawcem, odżywa tylko w uczynionym przez niego wytworze.
Pamięć to wytwór, splot, pojedynczy ścieg, który łączy nas z kolejnym, który poprzez siebie samego, swoją własną niewidzialną linię, prowadzi nas ku nieznanemu (śmiertelny ścieg). Zatem tekst istnieje realnie sam przed sobą. Wszystko inne jest skrajnie nierealne, jak oniryczna rzeczywistość. I pyta poeta, czy dzięki słowom świat ten zmartwychwstanie, podniesie się w sobie, spotka się ze sobą samym na granicy? Na ile będzie też możliwe spotkanie świata i tekstu? Najważniejsze jest dla autora wieczne rozpoczynanie tekstu, kreślenie jego linii i skazanie ich na fragmentaryczność i niedokończenie. Linia nas odsyła, zapośrednicza nasz tekst w innym tekście świata.

Dlatego najważniejsze dla poety jest nieczytelne, jak w wierszu „Dla siebie”. Bo jedyne, co można zrobić z nieczytelnym, to nieustannie je czytać, próbować, mierzyć się ze światem tego tekstu. Najważniejszą wartością jest pogodzenie się z tym, co inne, spojrzenie oczyma innego,  (oczyścić oczy, usunąć cień), pisze Dzień. To znaczy, oczyścić się od siebie samego, zapomnieć o sobie, zobaczyć świat rozbitego logosu. W taki sposób odpowiada pomiot liryczny na wezwanie świata-tekstu.
Bo świat się przed nim otwiera tylko wtedy, gdy popatrzymy na niego inaczej. Dzień każe nam, czytelnikom Linii, widzieć odwrotnie, jak w wierszu „Jeszcze inaczej”. Śmiertelny ścieg utkany jest w człowieku. To my jesteśmy innym światem, trasą lektury, miejscem, przez które podążać ma opowieść.

Mirosław Dzień to nie tylko doskonały obserwator i śledczy tego niewidzialnego świata, ale także wytrawny znawca sposobów lektury tekstu. Żyjemy w czasie zmartwychwstania/ i milczenia po nim - pisze Dzień. Zatem nasz świat to przestrzeń odnawiania znaczeń dawno utraconych, co więcej, to uwolnienie sensu z rygoru nadanej mu wcześniej jednoznaczności.
Akt czytania odbywa się podczas spotkania z tekstem. I to my, czytelnicy, musimy czasem zamilczeć, by wsłuchać się w tekst, w jego milczenie. I wtedy tekst przemówi, rzuci nam wyzwanie. Podejmując ryzyko czytania tekstu, zderzamy się z jego rzeczywistością, z tym, co ma on nam do powiedzenia o sobie samym (Litery dają nam ciepło i składają świat w imiona). Świat wyblakłych słów zostaje wskrzeszony, a dokładniej, to my go wskrzeszamy naszą lekturą.
W tej perspektywie linia to połączenie między mną a mną. Nie ma wyjścia stamtąd, dokąd nie ma powrotu. Bo nie o kruchości i marności istnienia mówi Dzień, ale o micie wiecznego powrotu, który jest początkiem i końcem zarazem.
Jego świat nigdy nie umiera, zawsze rodzi się na nowo, podlega przewcieleniom. Jest to zwielokrotnione zmartwychwstanie.

 Mirosław Dzień "Linia" Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013 str. 58

Anna Łozowska-Patynowska