Anna Frajlich „Łodzią jest i jest przystanią”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2013, str. 112
Agnieszka Tomczyszyn- Harasymowicz
LEDWIE DOTYKIEM SŁOWNYM PISANE WIERSZE
Anna Frajlich operuje w Łodzią jest i jest przystanią formą prostą i oczywistą, nie zaskakuje, ale czyni notatki, rzetelnie i systematycznie, o czym informują daty pod wierszami. Julian Przyboś powiedział, że każdy wiersz powinien być zapisem nowej sytuacji lirycznej i takowym zapisem u Anny Frajlich niezaprzeczalnie jest. Autorka przygląda się zdarzeniom, by uczynić z nich sytuację adekwatną dla bohatera lirycznego. W zbiorze czytamy wiele o wypadkach dziejących się w danym czasie, na przykład o księżnej Dianie czy o ataku terrorystycznym na World Trade Center. Tworzenie spontaniczne, podporządkowane celom doraźnym wymaga odwagi – twierdzi Edward Balcerzan, zatem należy się poetce uznanie, że takową odwagą się wykazała.
Trudno jednak zachwycić się metaforyką zaproponowaną w tomie, ale może to zamysł autorki, która fotografuje słowem, a czytelnik ogląda wiersze niczym zdjęcia. Tak, utwory Anny Frajlich się ogląda, są migawkami, rzut oka wystarczy, by je zinterpretować.
Tylko z Marsa
są dobre wiadomości
wylądował już kosmiczny rower
żeby sprawdzić
czy było tam życie
czyli cierpienie. („Życie”)
Możliwe, że poetka poszukuje, sama zanotowała przecież o swoim pisaniu: uporczywie uderzam / o szklany sufit języka / więc kwiat zasadziłam czerwony / co przywołuje kolibry / któregoś ranka usłyszą / obietnicę wysmukłych kielichów („Szklany sufit”). Można przypuszczać, że jest świadoma swojego języka i poetyki, że pracuje nad nimi albo wprowadza czytelnika w celowo lakoniczne ujęcia poetyckie.
Nie są to wiersze wolne od interpunkcji, chociaż ich zapis nie ma żadnej reguły, raz mamy pauzy, raz pytajniki, to znowu nic. Zastanawia też zapis wyrażenia „Miecz Demoklesa” zamiast „Miecz Damoklesa”, a obrazek ukazany w tym wierszu nie jest jednoznaczny z powodu inwersji lub braku klucza przestankowego:
A jeżeli zmarzną
wiśnie
to zmarznięte
były w planie
De(a)moklesa miecz
zawiśnie
nad wiśniami
nad wiśniami…
Momentami drażni układ inwersyjny zakończony często rymami gramatycznymi, co daje poczucie rymowanki dziecięcej i nieważności podejmowanych tematów. Niewykluczone, że wynika to z faktu, iż autorka mieszka od lat w Nowym Jorku i nie styka się z polszczyzną na co dzień.
(…) śmierć wzywa tych
co poszli
tylko im po cichu
cel i cenę wyjawia
i martwych zostawia. („Po co ginęli”)
*
(…) na ziarnku grochu
księżniczka
całą noc spała
o siostrze z zapałkami
smutną baśń pisała. („Księżniczka na ziarnku grochu”)
*
(…) Jednostajnie
do znudzenia
świerszcz
pobrzękuje na tę samą nutę
Pan Bóg skarał go za jakiś grzech
taką właśnie naznaczył pokutę. („Pokuta”)
Trudno mi się odnaleźć w cząstkowości wierszy Anny Frajlich – są zbyt prostolinijne, akuratne dla czytelnika niewymagającego, który nie ma zamiaru odgadywać ukrytych sensów; dla mnie to za mało. Nie cieszy mnie ta poetyka, nie unosi ani nie prowokuje. Jest po prostu taka sobie, choć zdarzają się fragmenty inspirujące:
*
To miasto jest moje
i ja jestem jego
w kryształowym powietrzu
płyniemy wzdłuż brzegów
czy jest piękne? – to mało istotne pytanie
ważne że łodzią jest
i jest przystanią. („Nowy Jork”)
*
Tyle ciebie jest
tam właśnie
gdzie
najbardziej potrzeba
gdzie próżnia
na wypełnienie
gdzie strach
na uspokojenie
gdzie w dole
w górze
obok
w ciemności
i odwróceniu ciemności
jesteś. („Jesteś”)
*
(…) z notesu wymazuję
umarłe adresy („Podzwonne w Nowej Anglii”)
Kiedy Anna Frajlich pisze o śmierci, konkluduje: zapomniałam na śmierć („To ma nazwę”), co jest interesującym zabiegiem językowym pobudzającym wyobraźnię, ale też oswajającym dramatyzm zniknięcia Oli.
Niestety, środek stylistyczny używany przez poetę w sposób przesadny nie daje czytelnikowi wytchnienia. Takim tropem w zbiorze „łodzią jest i jest przystanią” są anafory. Widzimy je w za wielu wierszach, czasami mam wrażenie, że ich mnogość lekceważy zdolności percepcyjne odbiorcy. Bo kiedy powtarza się komuś coś kilka razy? Nie twierdzę, że zasadność użycia anafor jest za każdym razem bezpodstawna, jednak nie ma tu umiaru; anaforę odnotowałam w 27 utworach, na przykład:
*
Tyle razy
tyle razy
rozmawialiśmy nie o tym (…) („W rocznicę śmierci”)
*
skąd zło
skąd ból
skąd śmierć i grób (…) („Rymy męskie”)
Rymy żeńskie
Nad zmarzniętymi łąkami
posiwiałymi trzcinami
oszronionymi słupami
kluczami
kluczami
kluczami
lecą gęsi gnane
genami.
W Łodzią jest i jest przystanią zaskakuje gąszcz tematyczny wierszy, co wynika, jak sądzę, ze znajomości literatury, ale też reporterskiego oka autorki. Poruszamy się w świecie polsko-amerykańskim, ale też w świecie literatury, bo pojawiają się odniesienia choćby do Mickiewicza, Miłosza, Karpowicza, Dantego, Andersena; widzimy nawiązania do mitologii i sławnych kompozytorów czy malarzy. Nie jestem jednak pewna, czy ta wielorakość ujęć w jednej książce jest pozytywna i czy daje poczucie komfortowego odbioru. Mam co do tej kwestii ambiwalentne uczucia.
Tom Anny Frajlich Łodzią jest i jest przystanią poleciłabym osobom lubiącym poezję prosto napisaną, dosłowną i niewyszukaną językowo. Z pewnością nie jest to zbiór dla wytrawnych poszukiwaczy słowa.
Anna Frajlich „Łodzią jest i jest przystanią”, Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2013, str. 112
Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz
Przeczytaj też w tym dziale niżej recenzje książek prozatorskich A. Frajlich Laboratorium (2010) i Czesław Miłosz. Lekcje (2011) – pióra Wandy Skalskiej