Jerzy Grupiński: „Kuszenie świętego Poetego” Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2012. Str. 72
Anna Łozowska-Patynowska
GRUPIŃSKIEGO MOMENT CZŁOWIEKA
Gdy czytelnik otwiera tomik Jerzego Grupińskiego pt. Kuszenie świętego Poetego, to nie jest pewien, czy ma zaufać słowom poety, czy zdystansować się do wszystkiego, o czym mowa. Odbiorca tego tekstu znajduje się w sytuacji niepewnej, ponieważ w pierwszej chwili nie potrafi objąć jednym spojrzeniem całości zbioru. Dzieje się tak dlatego, że wszelkie metody uporządkowania problematycznego czy tematycznego wierszy Grupińskiego zawodzą. Nie pomagają w tym żadne techniki interpretacyjne, gdyż tekst ten domaga się nie powierzchniowego, ale głębokiego rozumienia. Zbiór ten nie jest przyjemny i lekki, wręcz przeciwnie, mówiąc potocznie, to ciężki orzech do zgryzienia. Dlaczego tak jest?
Dlaczego nie jesteśmy w stanie ustalić jakiegoś rysopisu podmiotu lirycznego wyłaniającego się z tomu? Kto to, pod jakimi formami się ukrywa, jaki jest oraz jaki pragnie się stać?
Jeszcze większą zagadką jest sam tytuł tomiku. Na myśl przychodzi parę tekstów kultury, które mogłyby stać się potencjalną inspiracją dla tego zbioru Grupińskiego. Kuszenie świętego Poetego kojarzy się z Kwiatkami świętego Franciszka bądź z obrazem Boscha Kuszenie świętego Antoniego. Oczywiście, nie możemy ulec złudzeniu, że pisze to święty Franciszek bądź odwzorowany jest święty Antoni. To tylko wrażanie, bo ta poezja ta nie daje się tak naiwnie interpretować. Oprócz bliżej niesprecyzowanej osoby świętego pojawia się formuła kuszenia. Czy jest ono dla podmiotu ilustracją siedmiu grzechów głównych? Co może być pokusą dla Poetego, wcielony w jego strukturę psychiczną wewnętrzny przymus tworzenia, odsłanianie się mechanizmów pamięci czy sama funkcja osobowości?
Zacznijmy od tego, czym jest dla Grupińskiego kategoria życia. Dla podmiotu jest ono złudą doskonałości i pełni. Osiągnięcie jedni nie jest niemożliwe. Bo oplatająca go rzeczywistość unicestwiona zostaje jakby od środka. To proces samoistny, wbudowany w trajektorię istnienia świata. Znika wiara, wyczerpują się zasoby autentyczności. Świat się w sobie zaciera, ulega płynnej destrukcji, zatem rzeczywistość przypomina przestrzeń z „waty”. Jest to „styropianowe miasto”, w którego próżni unoszą się „antyfony psalmy i zwrotki”. W tej przestrzeni unosi się coś, co zapełnia pustotę i martwotę, należy tylko wytężyć słuch, aby usłyszeć.
Podobieństwo między tekstami kultury tkwi także w strukturze wewnętrznej tomiku, której dominantą jest epifania, proces stopniowego odsłaniania się prawdy. Na olśnienie trzeba jednak długo czekać, nawet całe życie, co więcej, trawiąc po kolei każde słowo czy dekonstruując swoją historię i pisząc ją od nowa. Grupiński stara się po raz kolejny opowiedzieć świat, przemyśleć go i pojąć. Ale trudno mu tego dokonać w przestrzeni, która nie pomaga w realizacji tego procesu, wręcz przeciwnie, częściowo go uniemożliwia. Mimo to poeta uważa, że epifania ta jest możliwa, jednak po spełnieniu określonych warunków.
Poezja Grupińskiego to liryka zwrócona do wnętrza człowieka, poszukująca w istocie ludzkiej centrum znaczenia („Mieszkasz już wszędzie/ w sobie przede wszystkim”). Wszystko to każe przenikać do głębi, gdzie ma nastąpić proces interioryzacji opowieści o samym sobie. Ale proces ten następuje tylko w sytuacji zwątpienia. Wtedy daje o sobie znać wewnętrzny lęk, jak w wierszu „nieszczęśliwy wypadek”. Trzykrotnie powtórzona fraza „moja wina”, realizująca model wyznania, ma nas odnosić do stanu, który odbywa się wewnątrz człowieka, do sposobów sądzenia samego siebie i wyrażania o sobie opinii.
Grupiński zastanawia się wielokrotnie, czy jest możliwe odkrycie pełni siebie, czy tylko możliwe jest istnienie w kawałkach, bycie fragmentaryczne. Skoro brakuje mu tej wyśnionej całości, to tworzone przez niego słowa są chaotyczne i niespójne. Słowa, frazy, zdania potrafią więc po kawałku odczytywać człowieka, przez poznawanie jego części dochodzą do rozumienia całości. Do prawdziwej doskonałości brakuje, niestety, „Trzeciego zdania”, umarłego elementu, zagubionego w chaosie świata.
Dezintegracja czyni umarłym nie tylko wnętrze człowieka, ale też cały świat. I takie właśnie stają się realia liryków Grupińskiego. Czytelnik widzi świat porozbijany na kawałki, skrócony o „głowę”, pozbawiony ważnych części. A co jest jeszcze bardziej istotne, u Grupińskiego świat oznacza po prostu człowieka i jego strukturę psychiczną. Podmiot liryczny wierszy Grupińskiego cierpi na bliżej nieokreśloną chorobę egzystencji, na „lęk wysokości”, i mówi o sobie, że „ja” to bliżej nieznany „inkluz (…) toczony powrotny”.
To niesklasyfikowana dolegliwość, której efekty obserwujemy na paznokciach „do krwi przyciętych”. Z tego wszystkie wyciąga Grupiński daleko idące wnioski, chorobę da się uleczyć, być może przez ascezę. Zatem artysta dąży do scharakteryzowania ascetycznej wędrówki podmiotu. Wyzbycie się siebie, to możliwość powrotu do siebie, odrzucenie swojego świata, to jego restytucja. To jest prawdziwie ascetyczne wyznanie, porwanie się na wszystko, co istniało dotychczas.
A czym różni się święty Poety od świętego Franciszka i Antoniego? Historia Kuszenia świętego Poetego to w istocie opowieść nie o jednym człowieku, ale o wielu osobach. To historia człowieka, który przybiera maski, po to, by odnaleźć siebie naprawdę. Aż w końcu to opowieść o procesie stawania się takim człowiekiem, o biegu opowieści, w którą wpisany jest człowiek w kolejnych odsłonach, od czasu biblijnego raju utraconego, poprzez wojnę aż do dziś. Tomik Kuszenie świętego Poetego ma być, niezaprzeczalnie, łącznikiem między niewidocznym „ja” Grupińskiego a Jerzym Grupińskim. Ma stać się przede wszystkim medykamentem na odczuwanie przez niego bólu świata, świata upadłego i niezdecydowanego, zabitego deskami i zużytego.
Dlatego Grupiński wymyśla dla siebie „Panaceum”, ma ono chociaż na chwilę ukoić jego rozdarcie, wyartykułować pustkę, zaspokoić przeczucie zniszczenia. Grupiński mówi wprost: „Zabrakło gwiazdy (…), nieśmiertelnego eliksiru”, „Zabrakło spoiwa (…) Jednego dobrego słowa/ rano i wieczorem Modlitwy dwojga/ wygnanych między ludzi”.
Łącznika brakuje także w momentach powrotu do przeszłości, jak w wierszu „Powroty” oraz w odtwarzających miniony świat mechanizmach pamięci. Skoro nie ma splotu, powiązania trzeba odnaleźć bądź stworzyć na nowo. A najlepszą formułą dla tego ocalenia jest sam człowiek. Do niego samego, a także do jego świata, stara się przybliżyć artysta. Grupiński po prostu dekonstruuje samego człowieka, jego istotę i znaczenia, które stworzył: „Zdążyłem więc/ nie zmyliłem kroków/ i mogę teraz widzieć stół/ (…)/ i siebie marnotrawcę/ stojącego w drzwiach/ powtarzającego drewnianymi wargami/ głosy ich pomieszane głodne”.
Grupiński stopniowo wyłania człowieka z bełkoczącego świata, mamroczącego nieznajome sensy i mówiącego o dotykających człowieka pośrednio cierpieniach.
W lirykach zebranych ważna jest także forma ich eksplikacji. Artysta, w wykreowanym przez siebie świecie, dostrzega słowa-ciało, słowa, które potrafią się ucieleśniać, ciała, które potrafią się odcieleśniać. Dwutorowy proces buduje znaczenia całego tomiku Grupińskiego. To właśnie tu leży klucz do zrozumienia jego poezji, ciało-słowo albo słowo-ciało, które zmartwychwstaje po wypowiedzeniu go, ciało, które umiera wraz z jego uwidocznieniem się. Tak dostrzega proces tworzenia słów i sensu Grupiński, jako tworzenie bytów słownych i ich trwanie do czasu stworzenia kolejnych. Grupiński pisze: „powoływałem do życia”, „nie potrafiłem zabić”.
Skoro słowo to ciało a ciało jest nierozerwalnie związane z duszą, to słowa znaczą coś, czego nie można cofnąć, zakryć, zmazać. Doskonale wie to Grupiński. Dlatego jego ciała-słowa nie giną ani też nie zostają unicestwione. Ta oryginalna teoria byłaby jeszcze bardziej odrealniona, gdyby Grupiński inaczej dopełniał swoją poetycką wypowiedź, a uzupełnia ją w następujący sposób: „Obcy których nawet nie znasz/ podpowiedzą wyraz i kroki”. I oto zmienia się wymiar dawnego świata. Staje się on czymś, co jest, niewątpliwie, zapośredniczone. Jest to świat zbudowany i zawieszony na niewidzialnych pajęczynach, niczym na siatkach bezpieczeństwa. Można by rzec, że jest to świat wielokrotnie wypróbowany, przestrzeń, która posiada swojego patrona opiekującego się „powietrzem” tej przestrzeni, powiewem świętości, którym oddycha podmiot liryczny.
Skutkiem zbudowania wewnętrznego świata na szeregu zapośredniczeń jest udomowienie nieoswojonej dotąd przestrzeni, gdzie będzie możliwe tajemnicze spotkanie ze świętym Poetym. Poezja Grupińskiego to bowiem mistyczne centrum peryferii. To obcowanie ze świętością w tym, co codzienne i niekoniecznie święte. To poszukiwanie znaków czyni świat bardziej wartościowym, podczas gdy wszystko jawi się jako dawno zniszczone i zamknięte. Świat świętego Poetego to specyficzny wymiar bytu, wycięty z rzeczywistości i oprawiony w ramkę. Obrazek ten ma przedstawiać świętego w aureoli, to co najlepsze albo najmniej spotykane. Tak, to co rzadkie i niedostrzegalne na co dzień. Tego szuka Grupiński, w erotyzmie spełnienia mistycznego, w dojrzałości naiwnego spojrzenia, w cielesności ducha. I je znajduje.
Przestrzenie sacrum Grupińskiego to wolne od modeli i szablonów obszary wiary. Są to poniekąd jej peryferia. Bo dopiero na obrzeżach możliwa jest dokładniejszą obserwacją centrum. Prawdziwa wiara w rzeczywistość wiersza przychodzi z zewnątrz i wtedy kiełkuje do środka. Zaufanie rzeczywistości dopiero wtedy jest prawdziwe, gdy jest spontaniczne, wobec tego właśnie taki stara się być cały zbiór poetycki. Dlatego, „Odpuść święta Peryferio”, pisze Grupiński, wybacz, że cię wcześniej nie zauważyłem, że omijałem, błaga, i być może powie dalej, odpuść mi moje winy, bo nie wiedziałem, co czynię, gdy koncentrowałem się tylko na sobie.
Podmiot liryczny jest kształtowany przez procesy i zjawiska, które napotyka na swojej drodze. „Wciąż przeze mnie płynie rzeka”, twierdzi. Wszystko to, co było do tej pory marginalizowane teraz dzieje się w nim samym. Grupiński poniekąd, choć nie techniką swojej wypowiedzi, ale światopoglądem, przypomina poezje Mirona Białoszewskiego. Poprzez dekonstruowanie utartych znaczeń, jak w wierszu pt. „Zaśpiew”, przypomina także Andrzeja Bursę. Jest to całkowita demistyfikacja udawania i sztuczności, kompletna destrukcja czułostkowości, po to właśnie, by pokazać wewnętrzną prawdę.
Rzeczywistość poetycka z tomu Kuszenie świętego Poetego to poddana rewaloryzacji semantycznej przestrzeń dziejącego się nieustannie bytu, to świat wielokrotnie nienasycony i zmęczony głodem, bólem i zniechęceniem do codziennego stawania się na nowo: „Bo głodna jest jeszcze noc/ i nienasycony sen”, „trzęsie się całe drzewo/ gdy głodnymi wargami/ pokrywasz/ krwisty owoc wiśni”. Niespokojny, zalękniony świat ginie każdego dnia, bo codziennie wystawiony zostaje na stracenie, na wieczne obmacywanie i obnażanie. Ratują go tylko ludzkie możliwości mentalnej przemiany zwyczajnych gestów i słów w wielopiętrowe znaczenia.
Małe odsłonięcia tajemnic człowieka odbywają się codziennie. Są to niekiedy rutynowe procesy, na przykład, gdy „ręka za szybą kwitnie i drży/ Idę i ona za mną idzie”. W prostych gestach należy szukać ocalenia, a w drżeniu i niepokoju, lęku przed światem, jego zrozumienia. W tych małych znakach odnajdujemy w końcu magię wzruszenia.
Zdarzają się także większe epifanie, teofanie, które ugruntowują cały system filozoficzny Grupińskiego („Biegnę gonię za nimi Krzyczę/ Jest Bóg i Pamięć i nie ma śmierci”). Słowa-ciała podsuwane nam przez poetę należy odczytywać głębiej, należy je rozumieć bardziej dosłownie, czasem nawet przyjmować jako pewniki, zaufać słowom, słowom-ciałom przecież, bo one istnieją tak jak obraz matki stojącej w oknie i odprowadzającej nas swoim uśmiechem.
Dlatego u Grupińskiego powstaje ponownie to, co dawno upadło, zmartwychwstaje pamięć, buduje się na nowo tożsamość. Tu wszystko jest możliwe, odświeżanie pamięci i porządkowanie samego siebie. Jest to prawdziwe ukazywanie się sensu, wieczna możliwość powoływania do życia.
Reasumując, czy liryki Grupińskiego możemy określić jako chroniczny brak pełni, czy wręcz przeciwnie, wskazać na ewolucję w jej ustanawianiu? Grupińskiemu czasami udaje się odnaleźć tę pełnię. Ona kiełkuje niespodziewanie niczym „dwie igły nagle”, wybija jak źródło. Ale tylko w pewnych okolicznościach, gdy podmiot odnajduje swoją małość wobec świata, gdy podkreśla uniżoność swojego wiersza, gdy czuje ludzki głód znaczenia, gdy skoncentruje wzrok na szczególe („z okiem po wilczemu/ wbitym zachłannie w księżyc”).
Modlitwa o ratunek swojego ciała i siebie dokonuje się przez „różaniec” kobiecych palców. Wtedy czas przestaje mieć znaczenie, przestrzeń rozszerza się, i „między czwartkiem a piątkiem” udaje się zbudować jeszcze jeden dzień. Grupiński to zatem mistrz przedłużania czasu; czasu, który kipi pod pokrywką zamaszystego opisu; czasu, który prowokuje do szukania nasycenia; czasu, który nie ma prawa umrzeć.
Jerzy Grupiński: „Kuszenie świętego Poetego” Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2012. Str. 72
Anna Łozowska-Patynowska
Przeczytaj też wiersze J. Grupińskiego w dziale „poezja” naszego portalu, a też recenzję tomiku Dziesięć palców (2009) pióra Jolanty Szwarc (dział „port literacki”)