Poczta lyteracka LM 1 2006
Jan Chrzan
Agnieszka W. z Płocka, jak twierdzi, publikowała w "dużych pismach", między innymi w "Pokłosiu Wisły" oraz tygodniku "Raz w Sam Raz". Prosząc o druk, albo choćby poradę, przysłała blok wierszy.
Przeczytałem wszystkie trzy wiersze z ośmiu. Pozostałe w nieczytelnym rękopisie. Strasznie mnie Pani zadołowała. Głównym motywem Pani utworów jest nieodwzajemnione uczucie. Pisze Pani na przykład, powtarzając w rozmaitych wersjach:
Płaczę i szlocham,
bo nie wiem czy kocha.
Dałabym sobie w żyłę,
ale się skończyło.
To rzeczywiście smutne: dawanie sobie w żyłę i tak dalej. Łzy Pani roni, a na dodatek notoryczne odtrącenie. Nic, tylko wiersze pisać. Też tak robię. Ale od razu drukować?
Wacław G. ze Szczecina przysłał opowiadanie, odrzucone uprzednio przez dwadzie.cia cztery pisma. Informuje z goryczą w ostatnim akapicie: "Straszna sitfa. Napisałem na koniec do 'Tfurczości', ale mnie zintegrowali".
Szanowny Panie Wacławie. Szkoda, że zapomniał Pan dołączyć swój tekst. Być może zostałby przeczytany i wówczas byłoby o czym gadać. Tymczasem jesteśmy bezradni.
Ale nie musi Pan przysyłać, jeśli nie czuje się Pan na siłach. Niektórzy z czasem zmieniają zainteresowania: na przykład strugają w korze lub grają na grzebieniu. Nie warto do końca życia walczyć z wiatrakami.
Grażyna A. z Darłowa, oprócz lirycznych wierszy, przysłała długi list i zdjęcie plażowe w stringach.
Droga Pani. Przeczytaliśmy w redakcji Pani utwory. Co więcej, by zyskać bezstronność, daliśmy do przeczytania naszym znajomym, na ogół obytym z literaturą. Bardzo zaintrygowała wszystkich Pani fotka. Niektórzy twierdzili, że w wieku pobalzakowskim nie wypada fotografować się w skąpym odzieniu. Nie jestem aż tak ortodoksyjny. A wiersze, cóż, rzeczywiście mogą poczekać. Tylko nie wiadomo na co.
Robert Ch. ze Sławna zaproponował druk swoich fraszek. Fraszki to na ogół frywolne, przepełnione fikuśnymi zwrotami, jednak niepozbawione zjadliwości. Na przykład w jednej z dwuwersówek (bez tytułu) napisał Pan:
Cała polska literatura
to jedna czarna dziura.
Szanowny Panie Robercie. Astronomiczne pojęcie "czarnej dziury" zakłada nihilację okolicznej materii. Chce Pan zasugerować, że znajdą się tam na przykład Stanisław Lem, Tadeusz Różewicz, Wisława Szymborska, Ryszard Kapuściński, Julia Hartwig albo Ewa Lipska?
Grzegorz W. ze Zgorzelca.
Pyszni się Pan, że napisał w ciągu życia trzydzieści dziewięć powieści. Od 150 do 500 stron każda - w tym sześć kilkutomowych. Głównie historycznych i kryminalnych. I nadal Panu wena służy. Trochę zepsuję Panu dobre samopoczucie. Niejaki Józef Ignacy Kraszewski napisał w swoim życiu znacznie więcej, niźli trzydzieści. A gdy biega o wydawanie książek kryminalnych - pewien francuski autor też Pana pobił. Jego nazwisko na "S".
Jerzy K. z Białogardu.
Chciałbym napisać powieść. Mam pełno pomysłów, ale nie wiem jak zacząć. Słyszałem, że pierwsze zdanie jest bardzo ważne. Czasami najważniejsze. Bo potem cytują nawet w podręcznikach szkolnych i w teleturniejach.
Drogi Panie. Był pewien pisarz, który rozpoczął powieść od zdania: Herod to był mądry król. Ale z tego pomysłu w sumie się wycofał. Inny z kolei, niejaki Stefan Żeromski (słyszał Pan może?) zaczął od zdania: "Ogary poszły w las". I jakoś mu dalej poszło. Może zacznie Pan od zdania: "Nazywam się Jerzy K. i zawsze miałem popieprzone życie"?
Jednak zapewniam Pana, że sensowne literacko udowodnienie tego będzie wymagało więcej od tylko samozaparcia.
Janina G. ze Sławoborza szantażuje: "Albo opublikujecie mój wiersz, albo targnę się na swoje życie. Dość mam traktowania mnie jak jakiej ostatniej, albo nie wiadomo co".
Droga Janino - pozwolę sobie tak się do Ciebie zwrócić z racji Twojego wieku. Ani publikacja Twojego wiersza nie ma sensu, ani samobójstwo. Posłuchaj siebie sama:
Czułam Twój oddech na swojej skórze,
czułam tydzień albo i dłużej,
wreszcie odeszłeś z inną lampucerą,
czyli jesteś zero
ty cholerna cholero!
"Odeszedł", a zatem masz szansę na nowe, może głębsze uczucie. I pewnie lepiej odwzajemnione. Tylko porada taka: nie czytaj na siłę nowemu wybrankowi swoich wierszy!
Michał Ż. ze Świnoujścia.
Pan Michał, jak informuje, jest rybakiem od czterdziestu lat. Na koniec dochrapał się szypra i chętki na opublikowanie wspomnień. W towarzyszącej rękopisowi korespondencji szczegółowo przedstawia kolejne etapy burzliwego życia: jak to sieci jego kutra uwięzły w zatopionym podczas drugiej wojny światowej niszczycielu, jak w żołądku dorsza znalazł kopiejkę jeszcze z carskich czasów, jak przyuczał do aportowania w wodzie foki i dzieci, jak tonął w basenie portowym.
Szanowny Panie Michale! Po przeczytaniu doszliśmy do wniosku, że Pański list ciekawszy jest od samych wspomnień: bo żywiej napisany i bez mądralińskiego zadęcia. Może lepiej niechaj Pan ten list opublikuje? Albo cykl listów?