Poczta lyteracka LM 2 (10) 2008
Jan Chrzan
Maciej K. z Elbląga nadesłał pakiet utworów wierszowanych o wspólnym nadtytule „W pesymistycznej udręce”. Z adresem i superkrótkim listem („Proszę o kontakt i opinię.”), co bardzo mnie ujęło. To znaczy ujęła zwięzłość listu. Brawo! Szanujmy swój czas.
Panie Macieju. Też krótko. Pańskie rozliryczenie nie zna granic! Jakichkolwiek. Że, kończąc lekturę, zacytuję linijkę z utworu „Od pierwszego wejrzenia”: „Me serce przetrwało sztorm jakby morza”.
Rozszerzeniem odpowiedzi niechaj będą pierwsze strofy innego Pańskiego wiersza – pt. „O życiu”:
Jak krople deszczu o dach dźwięcznie dzwonią
Jak kwiat co owada przyciąga swą delikatną wonią
Jak ptak co w powietrzu piruety tańczy
Jak ten człek co przed kościołem klęczy
(…)
I po co to wszystko?
Bożydar Ch. z Oliwy. „Czy pismo publikuje też komiksy? Mam kilka historyjek, które chciałbym wydrukować. W surowej, czarno-białej tonacji. (...) Bo dla mnie tak samo ważny jest tekst, jak i rysunek.”
Drogi Panie. Zaskoczył Pan propozycją. Jeszcze nigdy nie publikowaliśmy. Ale czemu nie? Jeśli komiks będzie inteligentnie zrobiony... Jeśli ma Pan dobre pióro i dobrą własną kreskę... Słowem czekamy na konkrety (ofertę proszę przesłać w zapisie elektronicznym). I bez względu na naszą decyzję otrzyma Pan odpowiedź. Tym razem w krótszym czasie.
Marianna B. z Krakowa. „Chyba sześć albo siedem razy przysyłałam swoje wiersze, ale tylko raz odpisaliście (...) Trochę brak w tym kindersztuby, prawda? Czego innego uczą mnie w liceum (...)”
Miła Marianno, zajrzałem do moich notatek. Istotnie, pisałaś (i nadsyłałaś utwory) do „Latarni Morskiej” osiem razy. Problem w tym, że to w kółko te same utwory (raz dołączyłaś dwa nowe). Ujmę to tak: czasem milczenie z drugiej strony nie wynika z braku elementarnej kultury, ale z faktu, że nic nowego nie ma się do powiedzenia.
I jeszcze jedno. Dołączanie prywatnych fotek, aczkolwiek samo w sobie sympatyczne, do oceny utworów nic nie wnosi.
Teodor W. z Jeleniej Góry. „Nie podoba mi się Wasza koteryjność. W kółko forujecie tylko ludzi z Pomorza. Czytam „Latarnię” od roku i jasno to widzę (...).”
Szanowny Panie Teodorze. Tak, forujemy ludzi z Pomorza. Z premedytacją. Bo taka jest idea naszego pisma. Wspominał o tym naczelny w pierwszym numerze „Latarni Morskiej”. I tego się trzymamy, chcąc promować twórczość autorów pomorskich, z morzem związanych lub o morzu w różnych kontekstach piszących.
Proszę jednak oddać sprawiedliwość. Przynajmniej połowa (jeśli nie więcej) autorów u nas publikujących nie ma z Pomorzem nic wspólnego. Dotyczy to także recenzowanych książek.
Krzysztof L. z Poznania. Jeśli list był, diabeł go przykrył ogonem. Trudno. Za to jest zestaw pięciu wierszy. Miejscami pociągających udanymi frazami. Na przykład utwory „Tramwaj” oraz „Ruciane-Nida” prawie w całości są niezłe; wyciszone, o zagęszczonym klimacie. I, co ważne, utrwalone własnym językiem. O podobnych wierszach zwykło się mówić: na krawędzi „drukowalności”. Lub: „mają potencjał”.
Utwór „Niezdolny” (także prawie nadający się do publikacji, niestety tylko prawie) otwiera Pan wersami:
Moje długopisy piszą. Bazgrzą.
Moje myśli ze sobą rozmawiają. Gaworzą.
Być może zaciekawi nas Pan swoim „gaworzeniem” w przyszłości. Proszę przysłać coś nowego za rok lub półtora. Zobaczymy.
Jan J. z Trzęsacza. „Tak się zastanawiam nieraz. Pisarstwo należy chyba do zawodowych grup wysokiego ryzyka. Taki gość na przykład biedzi się z pisaniem powieści rok, dwa albo więcej i nikt mu nie zagwarantuje, że ukaże się drukiem. Moją powieść pisałem z małymi przerwami pięć lat (...). I co? I kicha.”
Nic dodać, nic ująć, Panie Janie.